Jacek Arkuszewski wrote:
> [...]
> Zaraz po Swietach przyszedl do mnie pewien technik lat ok. 50-ciu z mojego
> EIR; nie znalem go blizej. Powiedzial, ze jest krotkofalowcemi i to dosc
> staromodnym, bo nadajacym Morsem. Mial wiadomosci od innego krotkofalowca
> spod Minska Mazowieckiego, ktory tez Morsem nadawal.

13 grudnia rano powiedzial mi kolega-student, z ktorym mieszkalem wspolnie w
tym samym wynajetym pokoju, ze wprowadzono stan wojenny. Nie bardzo
wiedzialem, co to znaczy. Jeszcze doslownie pare dni wczesniej bralem udzial
w strajku na Wydziale Fizyki UW, ale mialem dosyc tego strajku, z roznych
powodow, i pomyslalem, ze pojde sobie do domu. Czego teraz czasem zaluje.

Zajecia na UW zostaly zawieszone. Znaczy owszem, jeszcze po 13 grudnia bylem
na Hozej - rozne ciekawe rzeczy tam sie dzialy. Ale potem nie bylo wyboru
jak tylko jechac w niepewnosci do domu, pociagiem w moim przypadku, do
Zamoscia. Nie pamietam dokladnie, kiedy dojechalem. Mama mi powiedziala, ze
jest list do mnie z milicji i ze byli tam, w domu. Mialem obowiazek zglosic
sie na komende milicji wojewodzkiej i zdac sprzet krotkofalarski oraz
licencje do uzywania aparatury do lacznosci krotkofalarskich. Zabawnosc
sprawy polegala na tym, ze owszem, licencje mialem, ale sprzetu nigdy
wlasciwie nie mialem (sam budowalem swoje urzadzenia, ale one nie nadawaly
sie do uzytku ;) - trudno zbudowac cokolwiek powaznego bez dostepu do
aparatury, chocby oscyloskopu).

Po tym zajsciu zapal do zajmowania sie krotkofalarstwem minal mi na dlugo.
Choc jakos pozostaly na zawsze pamiec i emocje zwiazane z uprawianiem tego
ladnego sportu. Pozostal tez niesmak odczucia, iz PZK byl w istocie na
uslugach systemu. Kolacze mi sie w pamieci wiecej faktow o tym swiadczacych.
Z perspektywy mysle, ze wtedy wlasciwie prawie wszystko zalezalo od
przydupasow z partii. Teraz, obawiam sie, sytuacja nie zmienila sie mocno -
tym, ktorym ona dokuczala sa daleko od Polski. Bardzo to smutne.

zb.

Odpowiedź listem elektroniczym