Michal OGOREK :

  Ubiegly tydzien uplynal pod znakiem dwoch premier filmowych:
  "Ogniem i mieczem" w rez. Jerzego Hoffmana i "Okraglego stolu"
  w rez. Czeslawa Kiszczaka.

  Obaj przygotowywali sie do ich pokazania przez ostatnie dziesiec
  lat. Tworcy zastosowali taki zabieg artystyczny, ze w kazdym
  z filmow wszystkie strony konfliktu maja tyle samo racji, co
  dosc znacznie rozni powstale dziela od oryginalow.

  Role alkoholu rez. Hoffman w swoim filmie wyraznie zatuszowal
  (pominawszy nawet okrzyk "Bar wziety!", co juz wydaje sie
  przesada), za to rez. Kiszczak z kolei wyostrzyl.

(C) Gazeta Wyborcza, 13-14 lutego 1999.

                         *    *    *

Marcin WOLSKI

  Sporo sie mowi o oscarowych szansach dla naszych ostatnich su-
  perprodukcji filmowych - "Ogniem i mieczem" oraz "Pana Tadeusza".
  Natomiast umyka suprpewniak do tego wyroznienia, jakim sa "Tasmy
  prawdy z Magdalenki" w rezyserii Czeslawa Kiszczaka. Toz wlasnie
  on moglby sie ubiegac o nagrody Amerykanskiej Akademii Filmowej
  i to w kilku kategoriach: za najlepsza rezyserie, oryginalny
  scenariusz, za role pierwszoplanowa, za montaz i efekty specjalne.

  Mnoza sie naciski na prokurature, aby dokonac rewizji w prywat-
  nych archiwach rez. Kiszczaka. Wladza jednak sie nie kwapi.
  Moze boi sie tego, co moze tam znalezc ?

(C) Zycie, 13-14 lutego 1999.

                         *    *    *

Stefan BRATKOWSKI

  Rocznica "okraglego stolu" miala byc kolejna okazja do wysoce
  profesjonalnego zasypywania przedzialow. Sprobuje tu cos wytlu-
  maczyc prezydentowi RP i jego partii, ktora tez stara sie nie
  rozumiec, czym jest i probuje zasypywac gory - wpadajac w dolki,
  ktore sama kopie.

  Aleksander Kwasniewski jesienia roku 1988 byl za "okreglym sto-
  lem", co mu sie liczylo wtedy i liczy teraz. I nie ma dzis wie-
  kszego znaczenia, ze miod zaslug w historii zlizuja cwaniacy,
  bo do tego czesto sprowadza sie historia. Podobnie jak malo sa
  wazne - po drugiej stronie - dasy frustratow i megalomanow,
  ktorzy nawet u cioci na imieninach zraziliby do siebie i te
  ciocie.

  Jestem, co ogolnie wiadomo, czlowiekiem politycznie prostodusz-
  nym i nieledwie naiwnym. Ale prosze pamietac, ze taka jest przy-
  gniatajaca wiekszosc Polakow. Nauczylismy sie, ze w polityce
  tutaj, miedzy Odra a Bugiem, lepiej sprawdza sie gra w otwarte
  karty. Moze to zludzenie, ale zludzenie milionow ludzi staje
  sie faktem.

  Wyjasnijmy: byla warstwa panujaca "socjalizmu" nie zrazila nas
  akurat sama swoja przeszloscia, ktorej nota bene do dzis nie
  umie sie wyrzec. Ujela spoleczenstwo zgoda na zmiane ustroju
  po 4 czerwca 1989 r., kiedy mogla bez trudu, jako warstwa ciagle
  panujaca, zdestabilizowac rodzacy sie nowy lad - czego bylismy
  w pelni swiadomi. Jej partia mogla potem dokonac glebokich,
  rzetelnych zmian. Niestety, gore wziely mlode wilki, glodne
  karier i - forsy, ich arywizm i chciwosc; nowy szyld partii
  "socjaldemokracji" kryl glownie pasje interesow. Bardziej lewych,
  niz lewicowych. Najlepszy dowod, ze ma przy SdRP nikogo z ludzi,
  ktorych znalismy w PZPR jako uczciwych.

  Wygrala ta partia wybory roku 1993 nie dzieki temu, ze miala
  cokolwiek do zaproponowania, lecz dlatego, ze po drugiej stronie
  ambicje megalomanow, halaburdow i karierowiczow zdetonowaly
  mloda, niedoswiadczona demokracje. Haslo TKM bylo haslem samego
  Jaroslawa K., ktory je potem sformulowal jako zarzut wobec innych;
  sam w swej niecierpliwosci nie umial rosnac wolniej, a solidnie.
  Rzad Olszewskiego i Macierewicza przegral sam; rzad Suchockiej
  obalili koledzy, nie przeciwnicy (obecny rzad tez popelnia,
  delikatnie mowiac, sporo bledow)

  Objawszy wladze partia-dziedziczka nie probowala sie juz nawet
  pilnowac. Zwyciestwo ja uwiodlo. Nie umiala pohamowac w sobie
  cwaniactwa, pazernosci na stanowiska z dostepem do pieniedzy.
  Bo wydawalo sie jej, ze wszystko ujdzie, ze wszystko pokryje
  nowa "mowa-trawa", produkcji fachowcow od reklamy.

  Premier z publicznych pieniedzy futrowal interesy kumpli, ktorzy
  zatrudniali jego zone. Kandydat na prezydenta czerpal przez swoja
  zone korzysci, ktore na mile smierdzialy korupcja, prezeska ZUS
  zwolnila swa wiceprezes, bowiem pieniedzy, ktore ta kontrolowala,
  potrzebowala "dla swoich". I nie byly to wyjatki, lecz regula.

  Kwasniewski nie byl entuzjasta partii, w ktorej robil kariere,
  to wiem; ale mogli wszyscy beneficjenci b.partii zadeklarowac
  wieloletnia ratalna, chocby symboliczna splate nieruchomosci
  otrzymanych za darmo. Skoro zas obok mieszkal facet, o ktorym
  bylo wiadomo, ze jest jesli nie szefem siatki KGB na Polske,
  to kims w niej bardzo waznym - nie mialo sensu wypieranie sie
  sasiedzkich z nim kontaktow. Jak i wspolnej z nim wycieczki
  do Skierniewic, do Millera. Zwlaszcza, ze byli pracownicy Komi-
  tetu Centralnego mieli prawo znac Alganowa i szukac z nim kon-
  taktu, zarowno dla kariery, jak tlumaczenia mu polityki pols-
  kiego kierownictwa. Podejrzenia zrodzilo to zacieranie sladow;
  sygnal, ze Alganow ma cos na prezydenta RP.

  Stad watpliwosc co do prezydentury RP polityka, na ktorego moze
  cos miec obcy wywiad. Stad pytanie, jak moze byc przywodca par-
  tii polskiej czlowiek zaufania bylej KPZR od jej supertajnych
  operacji finansowych. Radzieckim ludziom nie udalo sie nigdy
  po 1956 roku zdominowac PZPR - a ja mam wierzyc w troske o pokoj
  w kraju, malujaca sie na obliczu Millera, kiedy jego ludzie
  robia, co moga, dla destabilizacji panstwa ? Z cala fachowa
  logistyka i socjotechnika ? Ktos tu ma nas, przepraszam, za
  glupich. Z iscie minionym tupetem.

  Po targowiczaninie swego rodu Braniccy chowali swe potomstwo
  przez dwa stulecia w poczuciu wiekszych obowiazkow wobec kraju,
  niz ktokolwiek inny. Wiem, ze to zabrzmi naiwnie, ale partia-
  dziedziczka, jako spadkobierczyni PZPR, winna poczuwac sie do
  szczegolnego poczucia przyzwoitosci wobec kraju. Ujmowac nas
  dobra wiara, nie przebiegloscia w grze.

  To zadna przyjemnosc pisac zle o ludziach, ktorzy mogliby cos
  dla Polski zrobic. Wolalbym pomagac w czyms, co zrobic warto.
  Ale nie ma w czym.

(C) Rzeczpospolita, Plus-Minus 13-14 lutego 1999.

                           *    *    *

Odpowiedź listem elektroniczym