Wspomina mecenas Edward Wende - pelnomocnik oskarzycieli
posilkowych w procesie zabojcow ks. Jerzego Popieluszki :
Ksiedza Jerzego poznalem nad morzem w 1982 roku
poprzez Maje Komorowska, ktora byla z nim zaprzyjaz-
niona. Kiedys na plazy zapytal mnie: "Czy jak mnie
zamkna bedziesz mnie bronil?" Odpowiedzialem,
ze naturalnie. I niedlugo musialem czekac. W przedzien
rocznicy wybuchu stanu wojennego, 12 grudnia 1983
Jerzy zostal zatrzymany.
W Prokuraturze Wojewodzkiej przesluchiwala go prok.
Detko-Jackowska, najlepsza uczennica prok.Bardonowej.
Traktowala nas jak osobistych wrogow, na kazdym
kroku bylo widac, ze nas nienawidzi. Nawiasem mowiac,
po 1989 roku zniknela z Warszawy, podobno pracuje
w Czestochowie; o Bardonowej w ogole nie wiadomo
co robi.
Potem Jerzy zostal zawieziony wraz z kierowca Chrosto-
wskim przez funkcjonariuszy SB do swego mieszkania
na Chlodnej, gdzie przeprowadzono przeszukanie.
Odbywalo sie ono w asyscie Leszka Pekali - tego
samego, ktory potem bral udzial w zabojstwie. Esbecy
chodzili jak po sznurku, wyjmujac zza kanapy i z polek,
a to ulotki, a to amunicje, a to inne kompromitujace
przedmioty. Byla to grubymi nicmi szyta mistyfikacja.
W wyniku interwencji wladz koscielnych, decyzja Kisz-
czaka ksiadz zostal zwolniony. Odebralem go w Palacu
Mostowskich poznym wieczorem i zawiozlem do
parafii.
Potem przez wiele miesiecy chodzilismy na przeslu-
chania do Palacu Mostowskich, razem z Tadeuszem
de Virion, ktory byl wtedy takze jego obronca. Pytania
podobne byly do tych, ktore zadawala prok.Jackowska
np. dlaczego przelamywal hostie i tak ja ukladal, zeby
z dwoch kawalkow powstawala litera "V". Ksiadz,
zgodnie z moja rada, odmawial odpowiedzi.
Po pewnym czasie, decyzja prok.Bardonowej, zabro-
niono nam - obroncom uczestniczyc w przesluchaniach
naszego klienta.
Potem spedzilismy w Debkach ostatnie Jego wakacje.
Gdy wychodzilismy na spacer okoliczne miejsca za-
pelnialy sie ludzmi udajacymi, ze lowia ryby. Nawet
przy kanale sciekowym, w ktorym nigdy przedtem nie
bylo ryb, siedzieli ludzie z dlugimi wedkami. Po prostu
wedka jest doskonala antena. To, ze wtedy go nie
zabili oznacza, iz nie bylo jeszcze takiego rozkazu.
13 pazdziernika na trasie Ostroda - Olsztynek, na jednym
z zakretow przed Olsztynkiem zamaskowany osobnik usi-
lowal rzucic duzy kamien, wielkosci cegly, w pedzacy
samochod, ktorym podrozowal ksiadz z Waldemarem
Chrostowskim. W trakcie pozniejszego sledztwa wyszlo
na jaw, ze byl to Piotrowski.
19 pazdziernika o 21,55 uprowadzono ksiedza w miej-
scowosci Gorsk na szosie Bydgoszcz-Torun. Do Zalewu
na Wisle wrzucono go rowno po dwu godzinach.
O uprowadzeniu Jerzego dowiedzialem sie 20 pazdzier-
nika o szostej rano.adzwonil do mnie ksiadz pralat Bo-
gucki i powiedzial, ze Chrostowski jest w szpitalu MSW
w Toruniu: czytaj w rekach SB. A ksiedza nie ma.
Dodal, ze trzeba natychmiast wyjasnic sprawe.
Po godzinie juz siedzielismy w samochodzie. Jechalismy
do Torunia z grupa osob, m.in. ze s.p. Zofia Kuratowska
i robotnikami Huty Warszawa, stanowiacymi cos w ro-
dzaju ochrony.
Udalem sie do Prokuratury Rejonowej. Sledztwo zostalo
predko przejete przez Prokurature Wojewodzka, a de
facto przez Prokurature Generalna, pod scislym, osobis-
tym nadzorem najwyzszych funkcjonariuszy MSW i wladz
partyjnych.
Jesli dzisiaj juz wiemy jakie machlojki i kretactwa, kiero-
wane przez Kiszczaka, odchodzily w sprawie smierci
Grzegorza Przemyka, to mozna sobie wyobrazic, co
sie dzialo w sprawie zabojstwa ksiedza, ktora byla
znacznie powazniejsza, byla prawdziwym trzesieniem
ziemi.
Sprawe w Toruniu prowadzil mlody prokurator. Przyjal
mnie bardzo milo. Poinformowal, ze Chrostowski doz-
nal ciezkiego urazu kregoslupa, ale juz zdazyl zlozyc
pierwsze zeznania.
Na koniec rozmowy na moje pytania, czy mamy szanse
odzyskac ksiedza, prokurator odparl : "Takiego ksiedza
nie porywa sie po to, by go nastepnie zwolnic. Mam
jak najgorsze przeczucia." Niestety, zgadzalem sie z nim.
Niezwykle dramatyczny przebieg mialo odtwarzanie
przez |Chrostowskiego wydarzen z dnia uprowadzenia.
Atmosfera podczas wizji byla bardzo nieprzyjemna.
Esbecy kpili z Chrostowskiego "Moze pan sobie jeszcze
raz wyskoczy?". Mnie poszturchiwali i pytali "Co pan
tu robi?", udajac ze nie wiedza kim jestem. A bylem wtedy
jedynym adwokatem bioracym udzial w sledztwie, bo
mec.Jan Olszewski bral udzial w sekcji zwlok, ktorej
ja nie bylbym w stanie zniesc.
21 pazdziernika Chrostowski chcial opuscic szpital SB
w Toruniu i wrocic do Warszawy. Torunski szef SB,
pulkownik, chyba o nazwisku Lukasik, nie wyrazal na to
zgody, bo "brak bylo decyzji z Warszawy". Musialem
mu przypomniec, ze Chrostowski jest swiadkiem i moze
robic co zechce. W koncu Chrostowski ulegl i zgodzil
sie wracac do domu samochodem funkcjonariuszy SB.
Ja mialem jechac za nimi wlasnym.
Pobieglem wiec po swoj samochod, ktory stal od
frontu gmachu. Gdy wrocilem, na dziedzincu nikogo
juz nie bylo. Wszystko zrozumialem. Ruszylem na trase
chcac dogonic kolumne. Na rogatkach Torunia zos-
talem zatrzymany przez patrol MO pod pretekstem
kontroli drogowej. Dalej na trasie zatrzymano mnie
jeszcze dwukrotnie.
Gdy dojechalem do parafii sw.Stanislawa Kostki,
Chrostowskiego wciaz tam nie bylo. Dotarl dopiero
po pol godzinie. Okazalo sie, ze zawiezli go na stare
lotnisko w Bemowie i trzymali tam dwie godziny.
Samochody to ruszaly, to stawaly.
Jestem przekonany, ze jego zycie wisialo na wlosku.
Decydowano, co z nim dalej zrobic. Nie zapominajmy,
ze wtedy wszyscy byli jeszcze wolni, zwlaszcza bez-
posredni przelozony oprawcow, pulkownik Pietruszka.
Przeciez mogli upozorowac wypadek drogowy, cokol-
wiek. Ale wiedzieli, ze prokurator w mojej obecnosci
przesluchiwal Chrostowskiego. W tym momencie ja
tez juz bylem swiadkiem. Mnie tez musieliby zabic.
cdn
Malgorzata