Jesienia ubieglego roku opublikowano w Rzymie tzw. liste Mitrochina (we wrzesniu akta Mitrochina ukazaly sie w Anglii w wydaniu ksiazkowym). Wloska lista zawierala nazwiska politykow, dziennikarzy i innych znanych ludzi powiazanych jakoby z wywiadem sowieckim. Brytyjczycy twierdzili, ze o istnieniu listy poinformowali Wlochow trzy lata wczesniej. Innego zdania byl premier Massimo D'Alema, ktory twierdzil, ze do czasu publikacji brytyj- skiej o niczym nie mial zielonego pojecia. Kierowany przez niego rzad ociagal sie z przekazaniem listy do komisji parlamentarnej. Zrobil to dopiero po wielu dniach burzliwej dyskusji. Sytuacje wykorzystal popularny we Wloszech grafik Giorgio Forattini, ktory splodzil natychmiast sarkastyczny rysunek i opublikowal go na pierwszej stronie lewicowego dziennika "La Repu- bblica". Rysunek przedstawial siedzacego przy biurku premiera w zarekawkach i z oslaniajacym oczy daszkiem na glowie. Premier pochloniety byl bez reszty zamazywaniem posz- czegolnych pozycji na dlugiej liscie nazwisk. Lista w formie papirusowego zwoju siegala z biurka podlogi, gdzie zwijala sie w opasly rulon. Zza zamknietych drzwi padalo natarczywe pytanie: "No, co tam z ta lista?" Zasapany Massimo D'Alema odpowiadal: "Chwileczke, korektor jeszcze nie wysechl". Jednym slowem, czytelnicy ujrzeli postac premiera-kore- ktora przygotowujacego z namaszczeniem material do druku. Twarz premiera niepokojaco przypominala twarz Adolfa Hitlera, a na scianie gabinetu szefa rzadu wisial portret brodatego mezczyzny do zludzenia przypominajacego Karola Marksa. D'Alema nie zdzierzyl. Kilka dni pozniej pozwal satyryka do sadu. Oskarzyl go o dzialanie w zlej wierze i o rozpo- wszechnianie falszywych informacji. Zazadal 1,5 mln USD odszkodowania. Nie wypadalo mu jednak pozwac do sadu dziennika, bo przeciez jak by to wygladalo, gdy lewicowy premier pozywalby lewicowy dziennik. Dla Forattiniego to nie pierwszyzna. Kolejny juz raz musi odpowiadac za swoje rysunki przed sadem. Ciekawe, ze gdy wczesniej pozywali go do sadu politycy, przewaznie konczylo sie to tak, ze sedzia ogladal rysunek i wybuchal niepohamowanym smiechem. I na tym sie sprawa konczyla. Malgorzata --- wykorzystalam korespondencje Anny Kowalewskiej z Rzymu dla dzisiejszego "Zycia".