Re: chamstwo i chuliganstwo cd.
Ameryka dostanie zapewne ten caly depresyjny balagan za jednym zamachem.:-( Za jednym zamachem skasowac latwiej.;-) A tak w ogole, to pierwsza partie (regulaminowo przewidzianych piec postingow) wyslalam juz wczoraj, ale na serwerze cos sie znow zapchalo i doszlo dopiero dzisiaj, a dzisiaj u mnie jest juz jutro, tak wiec postanawiam pchnac cala reszte (wiecej nie bedzie!), by miec to z glowy. A i naszemu milemu Moderatorowi nie uchodzi opieszale odpowiadac, a na tej Liscie najwazniejsze - rob, co sie podoba i co uchodzi. Bon. Wybaczcie wiec ten jednorazowy natlok postingow z mojej strony, co zreszta do tej pory raczej rzadko mi sie zdarzalo. Pomyslalam sobie - na koniec poszaleje!;-) Moderator wyrozumialy, wybaczy, a gdyby nawet, zadna nawet najdluzsza kwarantanna mi w tej chwili niestraszna. No i poszalalam. Sprobujcie kiedys, to calkiem w deche uczucie.;-))) On Sun, 27 Jun 1999 19:05:19 -0600, Witold Owoc wrote: >Zasadniczo nie interesuja mnie rozwazania typu, a wyrzuc >pan tego czy tez innego bo []. A dlaczego to tak? >Wolna amerykanka jest prosta konsekwencja wolnosci. Identyfikacja >listow czy tez ograniczanie anonimow, sa to owszem uciazliwosci >dla niewinnych uczestnikow dyskusji, ale na liscie jest >jak w zyciu z ograniczeniami predkosci i zebra do przechodzenia >przez jezdnie. Szukam reguly, ktora rowniez poza Internetem, >stosujemy wszyscy. > >Kilkakrotnie wysuwano przypuszczenia, ze zapominam o tym co >X. czy tez Y. zrobili. Nie, nie zapominam, ja im to wybaczam. >Czy zbyt latwo wybaczam ? Chyba na pewno nie, emigracja, >oderwanie od korzeni kulturowych, wyobcowanie na obczyznie >stwarza atmosfere w ktorej przebaczenie i wyrozumialosc sa >prawdopodobnie tymi czynnikami, ktore pomagaja w zachowaniu >swojej wlasnej normalnosci. > >Nie bede dawal ograniczen wedlug swojego widzimisie. No dobrze, >a co z tym chamstwem i chuliganstwem itp. ? Moze, tu zwracam sie >do ogolu uczestnikow listy, do (regularnie rozsylanych) regul >dolacze przestrzeganie wartosci chrzescijanskich. Kultura polska >jest kultura z wartosciami chrzescijanskimi, nawet polska lewica >i polscy ateisci sa inni niz gdyby byli z kraju muzulmanskiego itd. Bylam wprost pewna, ze Pan przesle kolejne "pachnace mydelko".;-) Tym razem to wartosci chrzescijanskie i przebaczenie. Niezmiernie chwalebne! Czy zawsze jednak, mam na mysli jedynie te Liste, ktorej jest Pan akurat moderatorem, jest Pan az tak wybaczajacy? To dlaczego, gdy byla ostatnia afera z donosem i gdy Pan Mirek Wiechowski (sam moderator Listy Polska) w najlepszej wierze chcial przeslac na P-L list wyrazajacy Jego oburzenie i poparcie dla wszystkich tym faktem oburzonych, w tym rowniez dla Pana, Pan ten posting zatrzymal i nie puscil go na forum? Czy jest cos, czego dotad nie jest Pan w stanie wybaczyc Panu Wiechowskiemu? Czy prawdziwie po chrzescijansku jest odrzucenie czyjejs reki wyciagnietej do zgody?... Dlaczego, gdy poslalam dowcipny posting "Chcemy Marcina!" - odpowiedzial mi Pan prywatnie lakonicznie, lecz jednoznacznie i stanowczo, jednym jedynym wykrzyknikiem - nie! Czym zaszkodzil Panu Marcin Fibich i czego nie jest w stanie Mu Pan wybaczyc, by sie tak przed Nim tak obsesyjnie i formalnie odcinac?... Dlaczego wyrzucil Pan na zbity leb Emilke? Ja Jej wybaczalam to glupie trzy po trzy? Mnie tam nie przeszkadzala. Panu jednak tak, traktowal Pan Jej obecnosc i dalsze trucie jako zagrozenie dla Listy, a wiec i dla siebie samego... A taki Leo-Tar? Czy to po chrzescijansku zatrzaskiwac drzwi przed kims z powaznym psychicznym problemem? Nie bardziej po chrzescijansku, byloby Go tu dopuscic, wysluchac, moze pomoc?... Latwo wybaczac, gdy idzie o czyjs, a nie o wlasny tylek. Dobrze to znamy. Gdy jeden z zasluzonych uczestnikow tej Listy (celowo pomijam nazwisko, ale i tak kazdy sie domysla, o kogo chodzi) zostal tu obrzydliwie spotwarzony, nawet nie kiwnal Pan palcem w bucie, by stanac w Jego obronie. Zmusil Go Pan do upokarzajacego wylegitymowania sie dokumentem AK i... do odejscia. Doskonale rozumiem, ze po czyms takim musial odejsc i Pan rowniez dobrze o tym wiedzial, pozostajac jak zwykle w cieniu - wybaczajacy i cierpliwy - "po chrzescijansku" pozwolil Mu zrezygnowac z udzialu w Panskiej Liscie. Odeszlo stad wielu naprawde wartosciowych i wiele wnoszacych do tej Listy ludzi. A to za sprawa Panskiej biernej i "wyrozumialej" postawy. Wybacza Pan chuliganom i chamom! Czy raczej woli Pan sie im nie narazac? - taki cham, wiadomo, do wszystkiego zdolny. Za to nie robi Pan nic, by zatrzymac tu ludzi inteligentnych, kulturalnych - oni nie sa dla Pana zagrozeniem, wiec ani Pana ziebia, ani grzeja. Mozna sie zastanowic nad dalszym poziomem tej Listy. Moim skromnym zdaniem bedzie spadac na leb na szyje, ale to juz nie moja sprawa. Uczestnikow podzieli Pan na kilka kategorii: - chamy i chuliganie, ktorym Pan z gory przebacza, aby tylko Panu osobiscie nie podskakiwali, nie szkodzili; - "recenzenci" i dostarczyciele prasowek - dla Pana obojetni, niegrozni, robiacy frekw
Depresja, moj nieuchronny bol
POROZMAWIAC O DEPRESJI (depresja - moj nieuchronny bol) Od zeszlego trudnego wakacyjnego lata przyszla na mnie "jesienna szaruga". Zaczelo znow dziac sie ze mna zle, coraz gorzej. Objawy byly poczatkowo jedynie psychosomatyczne: zawroty, glowy, chwile slabosci, utrata apetytu, zaburzenia snu. Lekarz ogolny leczyl mnie na niskie cisnienie, co zreszta potwierdzil kardiolog, wysylajac mnie do domu na cala dobe z malenkim cisnieniomierzem, wlaczajacym sie automatycznie co pol godziny. Wyszlo na to, ze gdzies nad ranem jestem w stanie prawie letargu, cisnienie spada do piecdziesieciu, rano po przebudzeniu jest rowniez bardzo niskie i mimo kilku szatanskich kaw podnosi sie niezwykle powoli. Jako przyczyne zdemaskowano zazywane przeze mnie od lat kropelki, ktore przepisal mi psychiatra, gdy wchodzilam z kliniki. Ktore to ja bralam za srodek nasenny, a ktore okazaly sie psychotropem. A bon? Przez tyle lat zazywalam to swinstwo, wlasciwie nie wiedzac, co biore. Uprzejmie prosilam lekarzy o przepisywanie mi tego specyfiku, lekarze uprzejmie wystawiali recepte. Wszyscy byli nad wyraz uprzejmi i najzupelniej zgodni, ze musze dobrze spac (od kiedy pamietam, mialam z tym klopoty), a po kropelkach spalam bardzo dobrze tyle, ze nikt dotad nie wiedzial, co dzieje sie w nocy z moim organizmem. Dobrze mowie, moze wykonczyc czlowieka ta francuska uprzejmosc. :-) Teraz chociaz wszystko stalo sie jasne, kropelki kazano mi wyrzucic do smieci, do czego sie gorliwie zastosowalam. Mialo byc OK. Ale nie bylo. Mimo innych srodkow nasennych, spalam - zupelnie jak Lenin - trzy, cztery godziny na dobe, reszta byla nieustajaca mordega przewracania sie w lozku w oczekiwaniu na nowy dzien. W ciagu dnia nasilaly sie moje, jak je nazywam, mroczki, znaczy sie chwile obrzydliwej slabosci. Mysle sobie, trzeba przeczekac i juz. Gdy jednak gdzies w pazdzierniku zeszlego roku, padlam w salonie nieprzytomna jak kloda, rozbijajac sobie bolesnie o stolik moj nieszczesny leb i przerazona Dorotka wezwala do domu lekarke, cala sprawa zdecydowanie przybrala rumiencow, to znaczy powoli zaczelo sie wyjasniac, co i jak. Po dokladnym zbadaniu i przeanalizowaniu objawow, wezwana do interwencji lekarka, ktora byla oczywiscie lekarzem ogolnym, wypisujac recepte komentowala rozne duperele, ktore mi zaleca, natomiast jakos dziwnie przemilczala dwa ostatnie specyfiki, nie wiedzac, ze z przebytej przed laty tak dlugotrwalej depresji znam je, i to doskonale jak przyslowiowy zly szelag. Jednym byl srodek przeciwlekowy, brany pod jezyk i dzialajacy poza pominieciem ukladu pokarmowego poprzez krew wprost na mozg, dzieki czemu niweluje kryzys lekowy doslownie natychmiast. Drugim lekarstwem byl nie wyprobowany wprawdzie na mnie dotad, lecz znany mi z nazwy zwyczajny antydepreser. By wiec "zazenowana" lekarka poczula sie bardziej na luzie, wprowadzilam ja szybciutko w historie "mojej choroby", cytujac cala litanie psychotropow, ktorymi w tamtej "chorej epoce" bez skutku probowano mnie leczyc. Potem opowiedzialam jej ochotnie jak to niespodziewanie, za to ostatecznie i bezpowrotnie wyszlam z tej bryndzy, jak zdrowe wreszcie zycie stalo sie dla mnie szczesliwe i owocne, aktywne jak nigdy dotad. Tu zaczelam sie chwalic jak wiele w tak krotkim czasie po wyjsciu z depresji osiagnelam: nauka francuskiego, zdobycie prawa jazdy i wreszcie rozpoczecie pracy w moim umilowanym zawodzie... Sluchala z cala uwaga, przytakiwala z aprobata, przepisane leczenie radzila jednak zastosowac, co zreszta bez najmniejszego przekonania zrobilam. Nie mialam wielkiej ochoty, by znow pasc gdzies na pysk czy ryzykowac "chwile slabosci", gdy siade akurat za kierownica. Po jakims czasie z wynikami analiz przyszlam do gabinetu tej lekarki. Wyszla gdzies na chwile, zostawiajac mnie sama. Zerknelam odruchowo na ekran komputera ustawionego na moje medyczne dossier. Wyswietlona diagnoza porazila mnie jak piorun - spazmofilia! Nie ukrywam, przezylam zupelnie niespodziewany, bardzo mocny, bardzo brutalny szok. Jaka spazmofilia?! Jaka depresja?! To niemozliwe, zeby to samo gowno po tylu latach powrocilo do mnie raz jeszcze! Wrzeszczalam, buntujac sie i nie wierzac. Skad znow depresja?! Zycie jest piekne, nie mam najmniejszych powodow do jakiejkolwiek depresji, wprost przeciwnie, nigdy nie bylam tak zrownowazona, a jednoczesnie,tak optymistyczna, entuzjastyczna, pogodna. A ze zle spie czy trace apetyt - to bzdety, mam to zreszta po Ojcu, ktory na najmniejszy stres reagowal podobnie. Nie mam powodu do depresji, nie mam zadnych, tak dobrze mi przeciez znanych, symptomow depresji - nie ma zadnej depresji! Pomylka w diagnozie! Na wszelki wypadek postanowilam jednak skonsultowac mego psychiatre
Porozmawiac o depresji (m) - nawet z dala od jesiennej szarugi
POROZMAWIAC O DEPRESJI (nawet z dala od jesiennej szarugi) "Widze, ze rozmowa o depresji w pelnym toku - no coz, jesien. Zimno, plucha, brak slonca... nic dziwnego, ze miewamy czarne nastroje. Aby do wiosny! Z wiosna budzi sie zycie, a wiec i nadzieja... " Jesien a depresja, mowisz?... Na pewno sa ludzie szczegolniewrazliwi na warunkizewnetrzne:spadek atmosferycznego cisnienia, pelnia ksiezyca, brak slonca lub susza, nie wiem, czy do nich naleze. Mysle, ze jesli ktos ma psychicznie peknac, moze mu sie to zdarzyc i w bajecznie pieknej scenerii. Nawet z dala od jesiennej szarugi. Wszystko zalezy od naszego nastawienia w odbieraniu zewnetrznego swiata. Gdy w glowie lad i spokoj, nawet jesienna szaruga milo sie kojarzy z ucieczka w przytulne domowe zacisze, jesli cos w psychice nawalilo, powodujac spadek nastroju, ni najpiekniejsza muzyka, ni najpiekniejszy obraz nie ukoi "krwawiacej duszy". Jeszcze przeszkadza, drazni! Raniacy kolec jest w nas. Przytrafilo mi sie to kilka lat temu. Na jeden letni miesiac podjelam sie odwaznie w pracy (pracy, ktora uwielbiam) zastepstwa w pelnym wymiarze godzin, chociaz normalnie pracuje na niewiele wiecej niz pol etatu. Zdawalo mi sie - tak krotko, wytrzymam. Ale nie szlo. Juz na samym poczatku jeden z naszych pensjonariuszy, ktorego bardzo lubilam i ktorego osobiscie odtransportowalam na specjalistyczny (dla ludzi uposledzonych i chorych psychicznie) wakacyjny oboz wylecial z okna z wysokiego pierwszego pietra i sie zabil. Nie musze mowic, czym to bylo dla naszej ekipy i reszty pensjonariuszy i w jakiej atmosferze przyszlo mi pracowac. Bylo ciezko, ale ciagnelam, jak to nazywam, na zyle - zobowiazalas sie, to musisz. Zmobilizowalam sie na maksa i jakos wytrwalam. Caly sierpien mialam wolne, wyjechalam z dzieciakami do pieknej nadoceanicznej krainy Vandee. Piekno dzikiej, nie ujarzmionej natury, nareszcie warunki do kompletnego relaksu i odpoczynku, dobre zarcie, ogrzewany basen - a ja wlasnie wtedy pekam, zalamuje sie psychicznie. Jakby popuscily jakies wewnetrzne cugle, pozwalajac na niezbedne odreagowanie wszystkiego, co kumulowalo sie w tym trudnym przedwakacyjnym okresie. Gdy po powrocie z wakacji trafilam do lekarza, ten rzuciwszy okiem na wyniki szczegolowej analizy krwi, zamarl w oslupieniu - Pani kochana, a gdziez to pani tak wyniszczyla organizm?! Jakby przezyla pani wojne?! Slonca pani od lat nie widziala?! I wszystko podkreslal na czerwono. Spadek zelaza, wapna, magnezu, zanik witaminy D - po miesiecznym pobycie na pieknej, dzikiej oceanicznej plazy?! A to w glowie bylo nie w porzadku, za okres skumulowanego, intensywnego stresu zaplacilo cialo. Tak to dziala. ;-( z jesiennym, pogodnym pozdrowieniem, Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Porozmawiac o depresji (g) - depresja moj byly bol
POROZMAWIAC O DEPRESJI (depresja - moj byly bol) Ta wypowiedz sprawila mi szczegolna radosc: "Magda zmobilizowala mnie do zabrania glosu w tej dyskusji, do spojrzenia prawdzie w oczy. Tak jak wszyscy boje sie prawdy, a na pewno wspomnien przebytej przeze mnie ciezkiej depresji. Praktycznie od pieciu lat szczelnie zamykam brame pamieci o przezyciach, odczuciach i bolu - az tu nagle zostaje sprowokowana do spojrzenia, o zeby tylko do spojrzenia, do przezycia jeszcze raz, przez chwile, w innej na szczescie percepcji depresji, tej strasznej choroby. Wszystko ozylo i nagle poczulam, ze musze sie dowiedziec wiecej, ze mam niedosyt i... odnalazlam strone Magdy na Internecie..." Nawet sie nie domyslasz, jak cieplo mi sie zrobilo na sercu, gdy przeczytalam Twoj List. Zrobilas mi sie nagle bardzo bliska. Zdobylas sie na odwage, by wystapic z anonimowego kregu bylych ofiar depresji i wiesz, co Ci powiem - wlasnie w ten sposob Ty z ta choroba rozprawilas sie jakby raz jeszcze, moze mozna nawet powiedziec - ostatecznie. Mowic otwarcie o depresji, jak zreszta o kazdej traktowanej przez innych troche (a moze nawet bardzo) "wstydliwej","zenujacej" chorobie (AIDS,narkomania, alkoholizm) jest jak rzucenie wyzwania. Wyzwania tym innym, ktorzy nie rozumiejac, odsuwaja sie od chorego lub wrecz go potepiaja. Wyzwania samemu sobie - nie ma w tym zadnej, ale to ZADNEJ MOJEJ WINY, ze akurat ja padlam ofiara tej choroby. Wyzwania rzuconemu depresji - jakby jej dal po pysku! ;-) - przez tyle lat ty mnie upokarzalas, gnebilas, teraz moja kolej. Zdemaskuje cie, bede glosno krzyczec na widok twojego kazdego obrzydliwego, przebieglego podstepu, niebezpiecznego przejawu, sytuacji zagrozenia. Ostrzege innych, bedziesz miala mniej ofiar. Nie masz juz nade mna wladzy, nie boje sie ciebie, mozesz mi natrukac... I to jest moj odwet! Ciesze sie dla Ciebie jak ciesze sie dla mnie samej. Jestesmy wyzwolone! Mozemy rozmawiac o depresji w czasie przeszlym i dokonanym. Depresja - nasz byly bol. Na szczescie juz tylko - byly bol. Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Porozmawiac o depresji (l) - spontanicznosc
POROZMAWIAC O DEPRESJI (spontanicznosc) Ktos gdzies tam zapytal o rade, odpowiedzialam zgodnie z wlasnym doswiadczeniem i wiedza na jakis tam psychologiczny temat. I tu sie okazalo, ze wreszcie (!) wypowiedzialam sie spontanicznie i od serca, w odroznieniu odmoich "wypieszczonych", stonowanych, mniej "prawdziwych" innych postingow. Taka byla ocena jednej z mlodziutkich dyskutantek, ktora darze szczera przyjaznia. Moze dlatego ta jej przychylna ocena niby rzadko spotykanej u mnie spontanicznosci, dala mi do myslenia. Po zastanowieniu sie, odpowiedzialam jej jakos tak: Zabilas mi poteznego cwieka, przyznaje. Spontanicznosc u mnie jako rzadkosc? A to ci dopiero! A wiesz dlaczego? Bo przez te wszystkie chore lata bylam "cala spontaniczna". Az do bolu! Wszystko na zywiol, wszystko od serca, wszystko na ostrzu noza, wszystko na jedna karte. Wszystkiego za duzo, wszystko za mocno, we wszystkim przesada. Taka wlasnie byla jedna z krzywych mord mojej depresji. Czy masz pojecie, jak cos takiego meczy i wypala? Zadnych polsrodkow, prawie zadnej kontroli, wstret do owijania w bawelne, do polslowek, do wywazania argumentow, do tonowania uczuc... Wymagania od siebie i innych, oczekiwania wobec zycia z desperackim warunkiem - jak nie moge miec wszystkiego, nie chce nic! Czy mozesz sobie wyobrazic, do czego do prowadzi? Do wypalenia sie w beznadziejnej walce, do poczucia bezsilnosci, do totalnej rezygnacji. A teraz te "wypieszczone" teksty. ;-) Tym gorzej dla tych tekstow, wspolczuje Czytelnikowi, tym lepiej jednak dla mnie. Sa one efektem mojej usilnej wewnetrznej korekty, korekty niezbednej po spustoszeniach i wypaczeniach poczynionych przez depresje. To tak, jakby znarowionej, szamoczacej sie na wszystkie strony szkapie madry (poniewczasie) woznica zalozyl niezbyt moze ladne, ale jakze pomocne cugle. Woznica mowi "wio!", woznica mowi "prr!", kon jedzie rowno i prosto, nie tracac na darmo swej zywiolowej sily. Nie musze chyba dodawac, ze ta szarpiaca sie szkapina jest podobna do moich znarowionych emocji. Ta spontanicznosc wciaz we mnie tkwi, pulsuje gdzies w glebi jak swieze zrodelko, do ktorego moge zawsze siegnac, gdy potrzeba. Przestala jednak byc silniejsza ode mnie. Teraz ja mam nad nia wladze. Nad innymi emocjami tez. I bardzo mnie to cieszy i jestem nawet dumna z tak widocznych efektow mojej autokorekty, tylko troche tego biednego Czytelnika mi zal. Znow przyjdzie mi pisac dla zatrzasnietej szuflady. Nie mozna jednak miec wszystkiego na raz, ech! :- Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Porozmawiac o depresji (k) - zdrowienie
POROZMAWIAC O DEPRESJI (zdrowienie) "Bardzo ciekawilyby mnie tez te fragmenty, ktore dotycza momentow Twojego odkrycia, ze pokonalas chorobe." Oto dwa z nich: "Cala noc przespana. Co za dobrodziejstwo, jaka ulga. Po dlugotrwalej, chronicznej juz zapewne bezsennosci, przeplatanej meczaca mozaika okrutnych koszmarow, po raz pierwszy gleboki i spokojny sen. Wreszcie calkowite oderwanie sie chociaz na pewien czas od meczacego psychicznego chaosu niosace odprezenie i pozwalajace na odzyskanie sil. Czuje sie rzeska, wypoczeta, przepelniona energia i ten moj stan jest tak niecodzienny, ze az dla mnie dziwny. Z radosnym entuzjazmem odkrywam go na nowo. Jedna mala, normalnie przespana noc, a dla mnie jest to wydarzenie i swieto. Nareszcie przydali sie na cos tutejsi medycy, o ktorych juz myslalam, ze dali co do mnie za wygrana, tak sie niedowierzajaco dziwowali, konstatujac mojawyjatkowa, aczkolwiek ewidentna odpornosc na ich sprawdzone i niezawodne farmakologiczne receptury. Najwazniejsze, ze w koncu znalezli, co potrzebne, a biorac pod uwage, jak w tej chwili wprost nieprawdopodobnie dobrze sie czuje, musi to byc trafienie w dziesiatke. Przezostatniechorobliwelatanalykalamsie najrozniejszych nasennych srodkow co niemiara. Zaliczylam nawet, majace przynosic rewelacyjne skutki, seanse hipnozy i akupunktury. Efekty byly byle jakie. Nawet jesli udawalo mi sie wreszcie zasnac w sztucznym, niemal narkotycznym odurzeniu i przespac noc lepiej lub gorzej, co z tego, kiedy rano wstawalam polprzytomna, niemal pijana i skolowaciala ze szczetem. Snulam sie potem w ciagu dnia snieta i wypluta, wlewajac w siebie morze kawy, decydujac sie niekiedy na krotka, nerwowa drzemke. Bylam do niczego. Niecierpliwie czekalam juz tylko na niezawodnai faktycznie dopingujaca doze regularnego wczesnowieczornego drinka. Oczywiscie, kazdy nastepny lyk coraz bardziej mnie wspomagal, ustawiajac ospaly metabolizm na szybsze obroty, az do nieuniknionego odurzenia, pozwalajacego zapasc w niespokojny sen. Tak to szlo. Klopoty ze spaniem i pierwszy krok na drodze do alkoholizmu zrobiony. Za to dzisiaj bylo zupelnie inaczej. Gdy o godzinie szostej rano przyszla pielegniarka z termometrem, ja juz krecilam sie po pokoju. O tak w koncu wczesnej porze czulam sie w pelnej formie, na biegu. Zupelnie jakby ktos we mnie wmontowal silna baterie, mocna sprezyne, maly wewnetrzny motorek. Bylam przepelniona energia, gotowa do konstruktywnego dzialania takiego chociazby jak przepierka, zrobienie porzadku w szafie czy podjecie zarzuconego od wielu dni pisania. Po prostu niebywale. Jesli tylko byloby tak dalej, dobra nasza. Sa pierwsze efekty, jest wiec sens i cala reszte leczyc. Po raz pierwszy od mojego tu przyjscia cos wreszcie ruszylo, zmienilo sie na lepsze. I jest to wazne, nawet bardzo wazne. Podbudowuje i budzi nadzieje. To tak, jakbys na koncu dlugiego, czarnego tunelu zobaczyl jeszcze niesmiale, lecz przyciagajace i pelne obietnic male, jasne swiatlo. Jesli je raz dostrzegles, zaczynasz wierzyc, ze mordercza wedrowka w ograniczonej i przytlaczajacej przestrzeni jest juz tylko kwestia czasu, ktory cie zblizy ku swiatlu. A swiatlo to wyjscie z tunelu-pulapki, to twoja wolnosc." I troche dalej: "I jak tu nie wierzyc w horoskopy? Budze sie wczesnie, godzina szosta rano. Mile brzmiacy glos radiowej spikerki wlasnie przepowiada najblizsza przyszlosc poszczegolnym znakom zodiaku. W tle sympatyczna muzyczka. Troche rozbawiona wylawiam horoskop dla siebie. - Ryby. Ryby, uwaga. Dzis nadszedl czas waszego przebudzenia. Wykorzystajcie te szanse, nie przegapcie jej. Potraktujcie przemiany, jakie was spotkaja, jak najbardziej serio. I prosze. Albo jest to sugestia albo faktycznie cos zaistnialo, dokonujac we mnie fantastycznych przeobrazen. Czuje sie, jakby ktos dowcipny wylal mi na glowe kubel zimnej wody. Strzepuje, otrzasam z siebie te wode razem z resztkami snu. Zmyly sie i gdzies przepadly wszystkie nocne majaki. Splynal i zniknal na dobre caly koszmar czarnej otchlani. Otworzyly sie oczy, mozg zaczal normalnie pracowac. Ja sie naprawde "rozbudzilam". Ja juz czuwam, mysle i czuje. Od kilku dni niesmialo sie obserwuje i nie moge sie oprzec wrazeniu, ze jestem nie ta sama. Zupelnie inaczej mysle i reaguje. Czuje sie wyzwolona. Jak gdyby ktos przenicowal mnie na druga strone albo mnie odczarowal, odmienil. I jest to tak wspaniale, a jednoczesnie nieoczekiwane, ze az szokujace. Kiedys spytalam moja lekarke o fizjologiczny obraz przemian utozsamianych z depresja. Chcialam wiedziec, co dzieje sie w takim chorym mozgu. Zdziwila mnie jej
Porozmawiac o depresji (j) - humor jako ochronna tarcza
POROZMAWIAC O DEPRESJI (humor jako oslonna tarcza) Stefan Grass - recenzent moich ksiazek - powiedzial: "W przytoczonych tu dotad fragmentach "Krzywego zwierciadla" brakuje jednej wspanialej przyprawy, ktora zmusza do czytania tej ksiazki od pierwszej do ostatniej strony: Magda pisze z humorem godnym jej imienniczki - Samozwaniec. I wlasnie to poczucie humoru - w mej skromnej opinii - bylo ta lina bezpieczenstwa, ktora z pewnoscia pozwolila Magdzie wydobyc sie o wlasnych silach z tej "omszalej, czarnej studni". Humor jest orezem!" Humor, Moj laskawy Recenzencie, masz racje, to wspaniala tarcza oslonna, zywa iskra, ktora potrafi rozswietlic najciemniejsza chwile. W przypadku nie smiesznej choroby o poczucie humoru troche trudniej. Jesli ma sie jednak przyslowiowego diabla za skora, nawet oszolomiony psychotropami rozpycha sie on i w czarnej dziurze, bodzac ostrymi rozkami. Pewnie stad w takich okolicznosciach jest to humorek troche diabelski. Nie lekki, perlisty, blyskotliwy, ale zywiony ironia, sarkazmem, zjadliwa karykatura, gorzkim przejaskrawieniem. I dobrze ze jest chociaz taki. Troche na zasadzie: jak sie nie ma, co sie lubi, to sie lubi, co sie ma. Zreszta w sama pore pochwaliles akurat te niby zalete, gdyz wlasnie inny recenzent - dobry bo krajowy ;-))) - widac wcale nie humorysta, wrzucil ostatnio "Krzywe zwierciadlo" do kosza i jeszcze mial do mnie pretensje, ze go probowalam troche rozsmieszyc. To nie przystoi - powiada. - Temat powazny taki, depresja cala czarna, a tu durna wesolkowatosc, przesmiewanie sie jakies, bagatelizowanie ludzkiego nieszczescia, ot co. I kazal mi na smutno. Tak mi sie dostalo, a Ty tu chwalisz, ze z humorem?! Od jutra lapie za czarny flamaster i przemaluje maszynopis na czarna, zlowieszcza klepsydre. A po prawdzie to i Ty tez moglbys sie wreszcie ustatkowac! Tylko jakies smichy - chichy Ci ciagle w glowie. Sam widzisz, kto doceni dzisiaj humorystyczne podejscie, samoobrone na zasadzie - jak nie moze byc dobrze, niech bedzie chociaz smiesznie? Widac dzisiaj znow moda na zasmarkane w nieutulonym placzu chusteczki. A wiec lzawo. Albo i nie! Przytocze tu fragment bedacy wlasnie takim tragiczno - komicznym obrazkiem z zycia kliniki: * * * * * Jeszcze mi tylko brakowalo, jakby tego wszystkiego nie bylo az nadto, konfliktow z innymi pacjentami. A bylo to tak. Dzisiaj podczas ogladania telewizji, a raczej wyrwanych skrawkow przypadkowych programow, atak "Boksera-Proroka" skierowal sie na mnie. Nieopatrznie. Skad mogl wiedziec, ze ja tez jestem podminowana i agresywna jak rzadko. Wpadl do sali jak wariat, kopnal z marszu maly podreczny stoliczek. Posypaly sie niedopalki i suszone kwiatki. Szukajac dla siebie miejsca, choc bylo jeszcze kilka wolnych krzesel, przesadzal roznych chorych, doslownie ich przetasowal. Bylo to zlosliwe wygryzanie, prowokacyjne wysadzanie z siodla. Taki mial widac kaprys, chociaz potrzebe wlasciwego usytuowania przed ekranem uzasadnial swoim ciezko uposledzonym wzrokiem, powolujac sie na opinie nic zreszta wedlug niego niewartych tutejszych lekarzy. Pacjenci oczywiscie bez najmniejszego szemrania zabierali swe tylki z zajetych siedzen, a co bardziej gorliwi, nawet jeszcze nie nagabywani podnosili sie za wczasu sami, na wypadek gdyby ich miejsce rowniez sie "Bokserowi" spodobalo. Zrobilo sie niezle zamieszanie. Ja siedzialam troche z boku. Usadowiwszy sie wreszcie, nowo przybyly telewidz postanowil zaprezentowac ogolowi wlasna wersje programu. Elokwentnie i z wigorem komentowal wszystko, co dzialo sie na ekranie. Dorzucal wlasne interpretacje i konkluzje, a swoje wywody wspomagal urozmaiconym pantomimicznym pokazem. Gadal troche po francusku, troche po swojemu, ale za to bez przerwy. Wlasnie zamierzalam opuscic sale, gdy niespodziewanie zwrocil sie do mnie. Tracil obcesowo moj lokiec, nie tyle proszac, co zadajac, abym dala mu papierosa. Normalnie obczestowuje nikotynowa uzywka wszystkich potrzebujacych i to bez najmniejszego oporu. Chetnie i z naturalnym wyrozumieniem. Sama nie wiem, co teraz we mnie wstapilo. Ostentacyjnie wciskajac pelna paczke w kieszen szlafroka, "Bokserowi" odmowilam. Tego sie nie spodziewal. Na krotka chwile zamarl w tepym zaskoczeniu, po czym jak nieostroznie odbezpieczony granat gwaltownie wybuchnal. Zaczynala sie jego permanentna, cowieczorna i nieunikniona eksplozja. Tyle ze tym razem ja bylam jej podmiotem. Z poczatku, gdy tylko mnie okrutnie wyzywal, siedzialam nadal spokojnie w fotelu, proszac go jedynie, aby sie przymknal, przestal sie nade mna slinic i najlepiej jakby w ogole zabral stad swoj obmierzly pysk. Ciagle bylam grz
Porozmawiac o depresji (i) - co jest groteska
POROZMAWIAC O DEPRESJI (co jest groteska) "Poczucie humoru - cenny skarb, ale ani zabezpiecza przed depresja, ani nie pomaga w wyjsciu z niej. Moze jednak istotnie, gdy juz jakimis sposobami pokonasz chorobe, wyjdziesz z depresji, widzisz swe depresyjne zachowania i mysli jak cos bardzo groteskowego. I wtedy tylko poczucie humoru jest nieoceniona pomoca w pogodzeniu sie z tym absurdalnym okresem - a niektorym wrecz - jak Magdalena - w napisaniu o nim ksiazki." "Krzywe zwierciadlo" nie powstalo z dystansu czasu, napisalo mi sie ono zupelnie na zywo w zatechlej i pelnej chorego, wariackiego napiecia atmosferze obwarowanej na zagubionej wyspie kliniki psychiatrycznej. Juz sama topografia tej lecznicy, nie wspominajac o zupelnie poronionym w zalozeniach "rezimie" mogly odbic szajbe do zenitu. Ta cala "kliniczna rzeczywistosc", organizacja na wariackich papierach sama w sobie byla mocno groteskowa. Przynajmniej ja tak ja odbieralam. Fakt, ze bylam moralnie zdruzgotana, autentycznie nieszczesliwa, moj intelekt dzialal jednak bez zarzutu, co niekiedy bylo bardzo pomocne, innym razem sprawialo, ze narzucone mi absurdalne warunki klinicznej egzystencji stawaly sie wprost nie do zniesienia. Ile razy zalowalam, ze nie jestem nieswiadomym, oszolomionym, uciekajacym we wlasny swiat prawdziwym swirem? A ja ostro i krytycznie widzialam wszystko wokol. I za wszelka cene chcialam sie od takiego "wariatkowa" odciac. Leczenie depresji w osrodku zamknietym wraz z ludzmi znaczniepowazniej chorymi psychiczniejestczesto koniecznoscia, ale konsekwencje bywaja dla "depresyjniaka" cholernie, ale to cholernie przykre, a nawet szokujace. "Mysle ze umiejetnosc pisarska jest tu wielka pomoca w uzyskaniu dystansu czy wyciagniecia "nauk" z tej "plamy na zyciorysie". Niektorzy mowia o oswajaniu obledu. Jakie jest Twoje zdanie, Magdaleno?" Nie wierze, ze obled mozna oswoic. To on dyktuje prawa, naklada limity - ujarzmia. Nawet do glowy mi nie przyszlo zaprzyjaznic sie, chocby ze wzgledu na dlugoletnia zazylosc, z moja depresja. Zawsze wiedzialam, ze jest to moj smiertelny wrog. Zwyciezy on albo ja. Ktos musial sie poddac, innej mozliwosci nie bylo. Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Porozmawiac o depresji (h) - czy i jak leczyc
POROZMAWIAC O DEPRESJI (czy i jak leczyc) Padl i taki glos na temat depresji: "Stawiam teze, ze depresja to problem filozoficzno - spoleczny, a nie wylacznie psychiatryczny czy psychologiczny. Wszystkie wiec tak zwane techniki terapii: farmakologia czy psychoterapia nie sa w stanie tak naprawde czlowieka "wyleczyc". To wszystko leczy objawy. Chyba, ze za wyleczenie uwazamy tylko i wylacznie przywrocenie czlowiekowi umiejetnosci jakiegos "trwania" w rzeczywistosci. I tylko tyle. Uwazam, ze "objawowe" leczenie pacjenta pozwoli mu jedynie zapomniec i wyciszyc go. Nie usunie ono jednak podstawowej przyczyny takiego stanu - bolu istnienia i braku sensu istnienia. Jesli juz pomoc ma psycholog, musi byc on duchowym przewodnikiem - troche filozof, troche kaplan. Bez tego wszystko na nic, zagubiony czlowiek bedzie gonil w pietke." Ciekawe ujecie i byc moze duzo w nim racji. Jest jednak rzecz, ktora mnie tu bardzo niepokoi. Wyobrazmy sobie, ze taki "glos" trafia do osoby pograzonej w depresji, osoby ktora w ostatnim odruchu samoobrony decyduje sie szukac u kogos pomocy. Czyta taka opinie - wszystkie alternatywy po kolei zatrzaskuja sie przed nia jako bezuzyteczne, oszukancze nawet. Ni psychiatra, ni hipnoterapeuta, ni psychoterapeuta, psycholog tez nie, bo jeszcze nie filozof i kaplan... Wiec kto i jak ma tej osobie pomoc?! Ona zgodzi sie z diagnoza, ze zgubila sens zycia. Tylko jak i przy czyjej pomocy ma go teraz odnalezc? Studiujac filozoficzne dziela, modlac sie zagorzale, wstepujac do sekty, gdzie inni beda myslec i za nia decydowac?!... Moze nawet i juz to robi, tyle ze wlasnie goni w pietke - znalezc utracony sens zycia, nie taka to prosta sprawa. Latwiej budowac od nowa niz rekonstruowac cos, co istnialo i zostalo zburzone. Jest to mozliwe, ale to dluga droga odnawiania sie wiary. Wiary zarowno w sensie religijnym, jak i "laickiej" - etycznej - utraconej wiary we wpojone i uznawane dotad wartosci. Zaden psycholog, nawet "psycholog - filozof i kaplan" nie zrobi tego w miejsce pacjenta. Moze co najwyzej wskazac mu drogowskazy - idz tedy, kieruj sie na to albo na tamto, bedzie ci latwiej. Nie stac na taki niewymierny wprost wysilek religijno- etyczno-filozoficznych poszukiwan osobe zyjaca pod pregierzem choroby i jej dewastacyjnych objawow, takich jak: niepokoj, bezsennosc, pesymizm, brak woli dzialania, chaos mysli, ekstrema emocji, itp. I te objawy trzeba najpierw zniwelowac lub chociaz wyciszyc. Tu trzeba lekarza! Tylko tyle, za to bardzo mocno, chcialam do powyzszego rozumowania dorzucic. Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Re: Porozmawiac o depresji (c) - inni a moje pisanie
Steve Pec wrote: > I dostaje depresji, przes naciskanie DELETEile jeszcze tych odcinkow > a,b,c,d,e. > Pgodnie > Seweryn Jak sie ma do zaoferowania tylko taki niewydarzony, "dowcipny" komentarz, to moze lepiej sie powstrzymac i zaoszczedzic innym tego, co na samemu sie narzeka - uzywania klawisza DELETE? Alicja Zielinska
Porozmawiac o depresji (f) - wpasc do czarnej dziury
POROZMAWIAC O DEPRESJI (wpasc i wyjsc z czarnej dziury) "Poczatek choroby. To jest bardzo interesujacy moment. Jak do tego doszlo, ze wypuscila Pani z rak te, jak je Pani nazywa, wewnetrzne cugle?" Trzy tygodnie po przyjezdzie do Francji stracilam z winy niedopatrzenia lekarzy dziecko przy porodzie. Mowie na ten temat troche wiecej w felietonie "Trudne poczatki". Autobiograficznym zapisem mojej emigracji jest ksiazka "Po drugiej stronie teczy". "Co przychodzi najpierw - zdrowienie, a za nim poczucie odpowiedzialnosci, czy raczej - wziecie odpowiedzialnosci, czego rezultatem jest zdrowienie?" OdpowiadamPanu oczywiscie jako bylapacjentka. Nieskutecznie leczono mnie przez tyle dlugich lat, nieskuteczne byly wszelkie proby, wysilki z mojej strony, by przejac kontrole nad wlasnym zyciem. Jestem osoba myslaca, dosyc inteligentna, o psychice ludzkiej mialam niejakie pojecie, czy Pan nie wierzy, ze w tak przeciagajacej sie chorobie usilowalam zrobic wszystko ze swojej strony, by sobie pomoc? Wszystko na marne! Dopiero, gdy poczulam sie ogolnie lepiej: poprawa snu, powrocenie apetytu, wyciszenie wewnetrzne, stalam sie zdolna do refleksji, wyciagniecia nieodpartych wnioskow, do konstruowania zarysu przyszlego zycia. Nie byl to oczywiscie zaden jednorazowy magiczny pstryk, byl to zaledwie poczatek dalszych wnikliwych poszukiwan i jeszcze brdzo dlugiej drogi. "Dlaczego uwaza Pani poczucie winy jako cos bardzo zlego, jako wspolwinowajce depresji? Poczucie winy jest naturalna reakcja, jesli zrobilo sie cos niedobrego, prowadzi do pokuty. Czlowiek zaluje, czasem stara sie zadoscuczynic tym, ktorych skrzywdzil, jesli jest to mozliwe - to oczyszczajacy, korygujacy mechanizm?" Ale mowimy o depresji - chorobie! Co innego poczucie winy i chec zadoscuczynienia u zdrowego psychicznie czlowieka, a zupelnie inaczej to wyglada, gdy czlowiek zyje pod znakiem wyolbrzymien, samobiczowania sie, wypaczen. Czlowiek chory jest przekonany, ze zrobil i wciaz robi wiele zlego. Zaluje tak goraco, ze juz chyba bardziej nie mozna. Chcialby zadoscuczynic, chocby cena zrezygnowania z wlasnego zycia (mysli samobojcze). I jest to jak walenie glowa w mur - co by nie zrobil, wszystko na nic, a nawet jest jeszcze gorzej niz bylo. Bo prawda jest taka - dopoki on jest zdesperowany, zrozpaczony, nieszczesliwy, bedzie unieszczesliwial wszystkich wokol. Mowi Pan o pokucie. Depresja jest chyba najciezsza pokuta, jaka sam czlowiek moze sobie zadac. To bol moralny. Bol, ktory tak trudno usmierzyc. "Czy Pani jest ateistka?" Nie! :-) "Pomogla Pani medycyna. Czy ma Pani na mysli pomoc farmakologiczna czy psychoterapie?" To jest ciekawe, bo sama do dzisiaj nie jestem co do tego pewna. Bylam poddana jednemu i drugiemu. Na psychotropy wykazywalam wprost niebywala, niezrozumiala odpornosc. Musi byc cos dziwnego w moim metabolizmie, bo kilkakrotnie nawet po operacji chirurgicznej ku ogromnemu zdziwieniu lekarzy wybudzam sie z narkozy natychmiast i tak skutecznie, ze o wlasnych silach wstaje z operacyjnego stolu. Narkozie poddanna bylam w moim zyciu pieciokrotnie i za kazdym razem jest to samo. Kiedys po operacji guza w piersi w pietnascie minut po wybudzeniu opuscilam pooperacyjny pokoj, by z podlaczona kroplowka zjechac winda z czwartego pietra do przyszpitalnego ogrodu... na papierosa! Nie musze mowic, co to byla za panika wsrod personelu. :-) Jest cos w moim organizmie, co toleruje albo i moze odrzuca srodki farmaceutyczne, pewnie stad tak dlugo nic na mnie nie dzialalo. Poddano mnie terapii snem. Po konskich dawkach, jakie mi podano mialam spac przez tydzien non stop. Nie spalam nawet w nocy. Kiedys jeden chinski lekarz - madry, brodaty i w kimonie - gdy tylko mnie zobaczyl w poczekalni, z miejsca mi powiedzial, co mnie do niego przyprowadza (smierc brata) i jaki jest moj problem (wielodniowa calkowita bezsennosc). Probowal mnie poddac hipnozie, potem stwierdzil, ze jeszcze nigdy nie widzial kogos, kto by sie przed nia tak bronil. W sumie mnie uspil, przepisal jakies straszliwie skomplikowane, arytmetycznie dozowane leczenie. Wszystko pomieszalam! Za to zasnelam, by spac bez przerwy ciurkiem pelne dwie doby. A psychoterapia? Gdy ja zaczynalam, znalam francuski jeszcze bardzo slabo. Nienawidzilam Francji, zatrzasnelam sie przed tym obcym jezykiem, a mimo wszystko z psychiatrami jakos sie dogadywalam, jak to nazywam, w sposob werbalno-migowy. Lekarze nigdy nie chcieli na przyklad mojego meza jako tlumacza. Moze wiec, teraz tak mysle, nie tyle wazne jest, co sie mowi, co sie z siebie wyrzuca, ale sam fakt, ze zaczelo sie mowic, ze jest sie wysluchanym? Poszukiwanie, sam pr
Re: Porozmawiac o depresji (c) - inni a moje pisanie
I dostaje depresji, przes naciskanie DELETEile jeszcze tych odcinkow a,b,c,d,e. Pgodnie Seweryn
Porozmawiac o depresji (d) - dlaczego akurat ja
POROZMAWIAC O DEPRESJI (dlaczego akurat ja?) "Co bylo powodem twojej depresji? Slyszalem miedzy innymi o takiej przyczynie jak nieakceptowanie czegos w swoich uczuciach. Im bardziej sie to cos tlumi, tym wieksza pustka powstaje. Co myslisz o takich mechanizmach: - agresja do osob bliskich, poczucie wstydu, bezradnosc; - pragnienia niezgodne z przyswojonymi standardami; - utrata celu w zyciu; Magdo, co mozesz powiedziec o swojej depresji, majac powyzsze punkty na uwadze?" Agresje do osob bliskich, poczucie wstydu wynikajace z poczucia winy i bezradnosc widze bardziej jako skutek, konsekwencje, przejaw choroby, a nie jej przyczynowe podloze. "Cel", to za slabo powiedziane, jest to bardziej pojecie dotyczace konkretnych zamierzen, sposobu na zycie, jego realizacji. Depresja w swojej destrukcji idzie niewspolmiernie dalej - ona odbiera sens zyciu! Zyjesz, a raczej wegetujesz, przestajac rozumiec, czemu twoje zycie ma sluzyc. Mnie rozlozyla smierc dziecka przy porodzie w trzy tygodnie po przyjezdzie do Francji. Totalny szok, zwatpienie we wszystko, powazne zachwianie zbyt watlej zapewne wiary. Jednak logika Opatrznosci jest mimo wszystko niezbadana. Po osmiu latach zmarl nagle na brutalny zawal serca w wieku 34 lat moj mlodszy i bardzo kochany przeze mnie brat. I bylo to jak uderzenie o najglebsze i najczarniejsze dno. Znow caly moj swiat stanal na glowie, przewartosciowalo sie wszystko, raz jeszcze zostalam brutalnie skonfrontowana z problemem zycia i smierci. Zrozumialam wtedy, ze ja mimo wszystko mam wybor: wegetowac czy zyc. Byc moze wlasnie wtedy, w tej kolejnej bolesnej konfrontacji z bezlitosna, bezwzgledna, nieodwracalna smiercia obudzila sie we mnie wola zycia? Od smierci brata zaczelam wychodzic z depresji. "Co wiesz o depresji, jej mechanizmach? Czy leczacy cie psychiatrzy i psychoterapeuci odkryli przed toba "podszewke" tej choroby? A moze to wcale nie byla depresja tylko tzw. bol emigranta?" I czego Ty mnie meczysz?! ;-( Ja dzis moge tylko opowiedziec jak ten stan chorobowy przezywalam, czyli tylko o subiektywnie odbieranych symptomach. Natomiast sama diagnoze choroby stawiali zgodnie liczni francuscy psychiatrzy - depresja melancholiczna! Co to za licho i skad sie bierze, nie wiem i nie potrafilam tego wydobyc od borykajacych sie z moja psychika lekarzy. Podejrzewam, ze dzisiejsza medycyna nie jest jeszcze zbyt mocna w ustaleniu przyczynowosci pewnych chorob, w tym depresji. Nigdy nie bylo tej choroby u nikogo nawet z najdalszej mojej rodziny (kluczowe pytanie kazdego medycznego wywiadu), dziecinstwo mialam biedne, ale jesli juz nie szczesliwe, to na pewno normalne, mlodosc troche mniej normalna, bo w realiach "socjalistycznej paranoi", ale przeciez taka jak wszyscy. Dlaczego akurat mnie to swinstwo gruchnelo, by mi odebrac ze zdrowego zycia cale dziesiec lat?! Nie wiem. Bylam zbyt slaba, zbyt wrazliwa, zbyt wymagajaca w stosunku do siebie i zycia? Emigracja, strata dziecka - ten szok odebralam jako osobista kleske, moj "perfekcjonizm" nie mogl jej strawic. Zawsze aktywna, walczaca z przeciwnosciami wobec tak nieodwracalnego zyciowego niepowodzenia rozsypalam sie w drebiezgi. Nie wiem, dlaczego zachorowalam ani nie wiem, za sprawa czego ostatecznie z tej choroby wyszlam. Widzialam tez niepomierne zdziwienie na gebach lekarzy - tyle ich najrozniejszych staran bez skutku, a nagle zaczynam windowac ku zdrowiu, nie ogladajac sie na nic. Jakby sie cos odkleszczylo. Tylko co?... "Stereotypowo patrzac na twoja chorobe, widzialbym to tak: gdy ktos ma depresje w wieku okolo 40 lat, to jaskrawo wylazi kontrast miedzy ambitnymi marzeniami a wynikiem bilansu zycia, jaki robi sie w tym czasie. Gdy bilans polowy zycia wypada negatywnie w porownaniu z wysrubowanymi i perfekcjonistycznymi oczekiwaniami, depresja jest prawdopodobna. Zwlaszcza, gdy poczucie wlasnej wartosci opiera sie na swoich osiagnieciach." Male sprostowanie. Gdy zapadlam na depresje, mialam 31 lat, gdy z niej wyszlam skonczona czterdziestke. Ale i ten wiek mozna uznac za prog dojrzalego zycia. Mialam juz piecioletniego synka, marzylam o drugim dziecku (od dziecinstwa powtarzalam, ze chcialabym miec siedmioro dzieci!). Bilans na pewno byl ujemny, gdyz bez tego nie podjelabym decyzji o emigracji. Ale to jeszcze byla walka, walka desperacka jak nigdy dotad. Kosztem ogromnego poswiecenia (rozstanie z rodzina, do ktorej bylam bardzo przywiazana; o nostalgii jeszcze wtedy nic nie wiedzialam), postanowilam znalezc lepszy, "normalniejszy" swiat dla dwojga moich dzieci. "Czy powiedzialabys o sobie, gdy mialas np. 35 lat - zasluguje na milosc, za to tylko, ze jestem?" Tu trafiles w dzies
Porozmawiac o depresji (e) - poczucie winy
POROZMAWIAC O DEPRESJI (wlasna odpowiedzialnosc a poczucie winy) "Jak sie ma do procesu zdrowienia z depresji poczucie wlasnej odpowiedzialnosci za swoja chorobe, a wiec poczucie winy?" Nie wolno utozsamiac tych dwoch pojec. Odpowiedzialnosc - byc moze tak - jest potrzebna i wazna, wina - na pewno nie! Wina chorobliwa, wina neurasteniczna nie wyzwala z choroby, lecz w nia pograza. W depresji poczucie winy jest przesadne, nieproporcjonalne i te przesadnosc, nieproporcjonalnosc trzeba radykalnie usunac. Jak przegnilego, jatrzacego guza. Tak wiec odpowiedzialnosc i wina sa to wedlug mnie dwa aspekty zupelnie rozbiezne, choc oba maja w depresji swoj niebagatelny wydzwiek. Odpowiedzialnosc rozumiana jako samoswiadomosc, czynny, aktywny proces w kontrolowaniu, korygowaniu swej osobowosci. Fajna sprawa takie wewnetrzne "cugle" i kazdy chcialby je pewnie miec. Jedno jest jednak bezsprzeczne - wypuscil je ze swych rak czlowiek chory. Moment poczucia odpowiedzialnosci i wiara w mozliwosc kierowania wlasnym zyciem przychodzi DOPIERO w momencie zdrowienia, przedtem mialo sie jedynie chaotyczne przeswiadczenie, ze wszystko wymyka sie spod naszej kontroli. Nie ma uzdrowienia bez przezwyciezenia poczucia winy. Wedlug mnie poczucie winy jest najciezszym brzemieniem depresji. Wspolniczka i sprawczyni jednoczesnie! Dopoki bede przekonany, ze to, co mi sie przytrafia jest ZASLUZONA kara za moja moralna slabosc, jakie by tam nie byly przewinienia, duchowe czy realne "grzechy", nie rusze nawet palcem w bucie, by sie usprawiedliwiac, bronic, przeciwstawiac. Czlowiek w depresji to czlowiek z chorobliwa wprost wrazliwoscia - jesli zawinilem, MUSZE ZAPLACIC. Wiec placi. Placi ulegloscia wobec choroby, swoim moralnym, tym "zasluzonym" bolem. Sam przed soba zatrzaskuje mozliwosc wyjscia z pulapki. W jego pojeciu, to przeciez zadna pulapka, a jedynie konsekwencja i okupienie win. "Wiara czlowieka, a jego szansa na wyjscie z depresji - jak Pani widzi ten problem?" Wiara czlowieka to bardzo intymna sprawa kazdego z nas, swiadomie sie nad tym nie rozwodze. Mysle, ze na pewno czlowiekowi gleboko wierzacemu znacznie latwiej dojsc ze swoja psychika do ladu. Jednak wydaje mi sie, ze i ateiste stac w psychicznym bolu i na swoisty rachunek sumienia, i przemyslenie swoich pomylek. Czy sie ze mna Pan zgodzi? "Czy dokonal sie u Pani proces duchowego poszukiwania? W jakim stopniu to, co Pania spotkalo bylo zalezne od Pani i wskutek czego odeszlo?" Zapewniam Pana, ze ten proces duchowych poszukiwan dokonal sie we mnie i tylko dzieki temu moge dzis rozmawiac z Panem na ten trudny temat.:) Jestem jednak przekonana, ze bez pomocy medycyny nie byloby mnie najpewniej na te poszukiwania stac. Czy depresja byla ode mnie zalezna? W jakims sensie tak. Bylo wiele uwarunkowan: takie, a nie inne dziecinstwo, takie, a nie inne wychowanie, wpojone wartosci przy pozniejszym duchowym zagubieniu, mala odpornosc psychiczna, zbyt niski prog wrazliwosci, itp. To wszystko mnie dotyczy, czy mialam jednak faktycznie na to wszystko jakis znaczacy wplyw? A dlaczego odeszla? Bo nauczyla mnie juz wszystkiego, co mogla. Ze zycie ludzkie jest jedyne, niepowtarzalne - niewypowiedzianie cenne, i chociaz bywa niekiedy bardzo, bardzo trudne, mimo wszystko jakze warto zyc.:-))) Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Porozmawiac o depresji (b) - "wentyl"
POROZMAWIAC O DEPRESJI ("wentyl") "Czy nie sadzisz, ze to Twoje pisanie pomoglo Ci w wyzdrowieniu?" Chyba masz racje. Kazda choroba, a juz szczegolnie psychiczna, rozwala czlowieka od srodka, dusi i przygniata. Konieczny jest wentyl. Psychotropy lagodza napiecie, niweluja leki - wspomagaja reorganizacje zaburzonej osobowosci, jednak cala "brudna robote" wewnetrznych porzadkow musi dokonac wczesniej czy pozniej sam pacjent. A zeby tego dokonac musi zaczac "gadac". Ze soba samym, z psychoterapeuta, z sasiadem wariatem, z milionami z podestu - niewazne, wazne tylko, by wreszcie puscil farbe.:-) I tu sie rodzi ekspresja - jaka by nie byla! Poeta wykrzyczy sie w metaforach, w naladowanych emocja myslowych skrotach, ten, ktory zlapie za pedzel odmaluje czarnego nietoperza zionacego ogniem, z oszalalymi slepiami i z ogonem zapetlonej spirali, "rzezbiarz" uwali kupe i zatytuluje swoje dzielo np. "ja" albo "swiat" - i to jest ta kwintesencja, ten psychiczny zadzior, ten bol wreszcie jakos tam z siebie wypluty. Forma krzyczaca symbolami. Ten wentyl. Wentyl - jakby przyzwolenie na dialog, a wiec szansa na poczatek konca? Rozmawialiscie tu niedawno o ekspresji ludzi psychicznie chorych. Padlo oskarzenie, a moze tylko argument - okropienstwo, brzydota. No tak, ale w tej brzydocie tkwi cala obnazona prawda. Prawda o chorobie i ludzkim cierpieniu. Mnie tez dawano wielokrotnie do zrozumienia, ze moj wizerunek z "Krzywego zwierciadla" nie jest wcale sliczniutki, ze moze byc wykorzystany przeciwko mnie. No pewnie, sliczniutki to ten moj autoportret nie jest, bo takim byc nie moze. Nie najsliczniejsza jest grzaska, smierdzaca studnia. Za to jest prawdziwa.Nawetnie mysle sieprzedkimkolwiek usprawiedliwiac, a tym bardziej wstydzic, ze mialam niefart, by do tej studni wpasc. "A jak teraz patrzysz na ten tekst, jakie obecnie ma on dla Ciebie znaczenie?" Jesli o mnie chodzi, ten tekst pozostaje jedynie utrwalonym zapisem. Pisanie spelnilo swa role wtedy, gdy sie dokonywalo, teraz juz dla mnie samej nie ma wiekszego znaczenia. Tak czy inaczej pamiec tamtego koszmaru zbyt bolesnie i gleboko wdarla sie w moja psychike, bym mogla kontynuowac zycie, najspokojniej ignorujac cala te okaleczona przeszlosc. Zignorowac sie nie. Pamietam, i dobrze, ze pamietam. Bo nie jest to - wbrew wszelkiej logice - jedynie zla, czarnowrozbna, destruktywna pamiec. Pamiec tego, co mi sie przytrafilo i przez co juz w zyciu przeszlam okazala sie zupelnie niespodziewanie moim madrym przewodnikiem, doradca, akumulatorem i sojusznikiem. Moze trudno w to uwierzyc, ale tak jest naprawde. Nie raz sie smieje, ze Belzebubowi, temu diablo zlosliwemu bosowi piekielnych mocy wykrecilam wcale niezly numer. Zlapal mnie w te swoja studnie i po tylu latach musial byc butnie pewny, ze juz mu sie nigdy nie wykrece. A ja sie mimo wszystko wywinelam. Trzeba bylo zobaczyc jego wsciekla, zawiedziona gebe.:-) I chyba z tej wscieklosci wlasnie dal mi poteznego kopa w zadek na rozped. Czesto mowie, ze w moje zdrowe nareszcie zycie wyskoczylam jak wystrzelona z katapulty. To wrecz nieprawdopodobne jak wiele w tak krotkim czasie osiagnelam. Majac czterdziesci lat, wszystko zaczelam od poczatku, prawie od zera. Nauczylam sie francuskiego. Przez dwa lata z desperacja automobilowego beztalencia walczylam z tutejsza prefektura, by zdobyc francuskie prawo jazdy - zdalam za siodmym podejsciem!. Zaliczylam kilka kursow, kilka przygotowawczych stazy, by uwienczyc je zdobyciem pracy w moim umilowanym zawodzie. Pracuje we wspaniale zorganizowanym podparyskim osrodku z ludzmi uposledzonymiumyslowo, psychotykami, autystami. Praca jest moja pasja i chyba w tym wszystkim (poza dziecmi) moim najwiekszym zadoscuczynieniem. Jestem dumna z siebie. Nareszcie! Nareszcie pozwalam sobie na taka wobec siebie samej dobra ocene. A nauczyla mnie tego depresja, tego i jeszcze jakze wielu rzeczy. Przedtem bylam zbyt samokrytyczna, wrecz samo sie biczujaca - wszystko mialo byc (czytaj: musialo!) i we mnie, i w zyciu piekne, dobre, co tam, doskonale, doprowadzone nadzwyczajnym chocby wysilkiem, jak to nazywam - na zyle, niemal do perfekcji. A zycie nie chce byc wcale ani idealne, ani ze wszystkim cacusne, totez perfekcjonisci jak i wszyscy ze zbyt duzymi oczekiwaniami przy jednoczesnie zbyt sztywnych kryteriach oceny pierwsi dostaja zyciowego kopa i pekaja najlatwiej. Depresja to twarda szkola zycia, tak o niej powiem. Troche sie jej podlizuje, aby juz tylko zostawila mnie w spokoju,:-) ale i faktycznie tak tez mysle. Pewnie, ze nachodza mnie niekiedy niepotrzebne mysli typu jak w
Porozmawiac o depresji (a) - czy o niej mowic
POROZMAWIAC O DEPRESJI (po co i do kogo o niej mowic) "Jaki postawilas sobie cel, piszac owa ksiazke, do kogo przede wszystkim ja adresujesz?" Pytasz, jaki byl cel tego pisania. Wlasciwie, przynajmniej z poczatku, nie bylo zadnego celu, a jedynie jakis wewnetrzny przymus. "Krzywe zwierciadlo" napisalam doslownie na zywo. Powstalo ono, do dzis nie rozumiem, w zaduchu kliniki psychiatrycznej w czasie mojego tam pobytu. Pamietam, jak nie majac nawet papieru do pisania (dwa tygodnie kompletnej izolacji od otoczenia - kuracja snem), gryzmolilam w jakims zapamietaniu i z absolutnym przeswiadczeniem, ze tylko to moze mnie jeszcze uratowac moje obserwacje i odczucia na rozowych karteluszkach toaletowego papieru. Zebralo sie tych chorych gryzmolow przepastne pudlo i zdrowa juz glowa musiala je tylko troche uporzadkowac, uladzic, by "Krzywe zwierciadlo" bylo gotowe. Chyba wlasnie dzieki tym wariackim warunkom, w jakich powstala, ksiazka niezle oddaje atmosfere kliniki i autentycznosc tamtych przezyc. W swietnie zorganizowanej, prywatnej klinice, w jakiej sie znalazlam goraco zachecano do roznych terapii zajeciowych: rzezba, malarstwo, basen, gimnastyka. Nic mi z tego nie pasowalo. Jedyne, co umialam robic, pozostajac zreszta wciaz w samotnosci, co wtedy bylo jeszcze bardzo wazne, to pisac, przelewac na papier wszystko, co przewijalo sie w mojej chorej glowie. Rozprawiac sie z sama soba, ale i natlokiem szokujacych obserwacji i wrazen, ktore atakowaly mnie z zewnatrz - inni pacjenci, personel, cala atmosfera prawdziwego "wariatkowa". Te potrzebe pisania tak wspominam: "Kontaktow towarzyskich nie mam wiec zadnych, czytac nie moge, obowiazuje mnie zakaz wizyt, nie zabralam radia ani kart do ukladania pasjansa. Wisielcza beznadzieja. Pozostaje mi tylko jedno, co mnie jeszcze jakos wciaga, zajmuje i jest to pisanie. Chociaz i tu podobnie jak z lektura mam dosyc spore trudnosci. Tworcza impotencja, jak nic. Pisze troche w ciemno. Formulowanie mysli przychodzi mi z oporem, czesto sie gubie, powtarzam. Nie baczac na skladnie, bazgrze byle co. Przelewam na cierpliwy papier po prostu to wszystko, co akurat przewija mi sie w glowie. Zadnej obrobki, nic. Nie mowiac juz zreszta o ortografii i desperackich, usilnych staraniach, aby chociaz mniej wiecej zmiescic sie w niklych liniach pokratkowanego papieru. Tyle tylko, ze mnie wlasciwie nic nie obchodzi, czy to bedzie odczytywalne, czy nie. Mam w nosie odbiorce, chocbym miala nim byc tylko ja sama. Po prostu czuje potrzebe, a raczej jest to jakis wewnetrzny przymus, aby dac upust skolatanym myslom, meczacemu klebowisku uczuc w jakiej by to nie bylo formie. Musze je gdzies przekazac, przeslac, tak jakby z siebie wypluc. Dorazna wiwisekcja, amatorska psychoterapia na wlasny uzytek. Ktos powie - swoisty egzorcyzm i tez bedzie mial racje. Wlasnie jak zlego ducha wypedzam tym pisaniem czarne mysli, rozpraszam mroczne nastroje. To naprawde przynosi mi ulge. To tak jakby zwerbalizowanie pewnych przezyc, czy odczuc w jakims sensie je unicestwialo, a w kazdym razie wyciszalo, tlumilo. Jak gdyby te bolesne aktualne przezycia odsuwaly sie, oddalaly sie ode mnie w dosc smutna wprawdzie, ale juz niegrozna przeszlosc. Podobnie jak w gramatyce zastosowanie pewnych regul, uzycie odpowiednich koncowek pozwala forme czasu terazniejszego zmienic na tryb dokonany w czasie przeszlym. Daj Boze, aby spelnilo taka role to moje bazgranie. Niech dzieki niemu cala smutna terazniejszosc, wszystko to co doprowadzilo mnie pod drzwi tej kliniki rozwieje sie, przebrzmi juz wreszcie jako nieaktualna, dokonana przeszlosc. Niech stanie sie wspomnieniem, dajac szanse przyszlemu, lepszemu wreszcie zyciu. I oby jak najpredzej, bo jestem juz u kresu sil." Samo wiec pisanie wyniknelo z czysto egocentrycznych pobudek. Podzielenie sie z innymi tym bolesnym doswiadczeniem, jakby mnie wyzwolilo i przynioslo niespodziewana ulge. Widac za dlugo zylam w izolacji i w wewnetrznym zakleszczeniu, duszac sie jednoczesnie takim problemem, bedacym niemal tabu. I wiesz, co Ci powiem? Odkad przerwalam te bariere milczenia, nagle sie okazalo, ze jest niespodziewany odzew. Zewszad zaczeli manifestowac sie rozni ludzie, ktorzy blizej lub dalej, mocno lub tylko posrednio maja lub mieli do czynienia z depresja, przezyli to samo lub wciaz borykaja sie jeszcze z ta choroba, zyjac w przekonaniu, ze tylko im przytrafia sie ta druzgoczaca niesprawiedliwosc. A jestem ja, i jest jeszcze wielu, ktorzy tylko po prostu nie smia, obawiaja sie lub moze nawet sie wstydza do tej choroby przyznac. I to by byli, zgodnie z moja dzisiejsza, zdrowa juz na szczescie swiadomoscia, adresaci tego przekazu. Cos w tym stylu - popatrz n
Porozmawiac o depresji (c) - inni a moje pisanie
POROZMAWIAC O DEPRESJI (jak inni widzieli moje pisanie) "Pisalas prawdopodobnie po polsku, a wiec personel nie mogl miec pojecia o tym, co piszesz. Czy interesowano sie tym?" Widac przewidzialam to pytanie, bo odpowiedzialam juz na nie w "Krzywym zwierciadle": :-))) "No i jest jeszcze w tym specjalnym korowodzie typow "Grafomanka - Kawoszka". Baba w srednim wieku, dosyc sympatyczna, tylko zapewne zbyt podekscytowana, roztrzesiona i do tego niesamowicie wscibska. Paraduje nerwowo korytarzami, kreci sie w te i z powrotem, wprowadzajac w wypracowany lad i wysmienita organizacje kliniki niepotrzebny zamet. Wszyscy juz sie smieja, ze gdy przechodzi, robi soba wiatr. Nieodlaczny papieros w gebie, wdzieczy sie lub wykloca o kazdy dodatkowy lyk kawy, a poza tym gryzmoli kartki w jakims tylko sobie znanym jezyku cale Boze dnie. I to jestem ja. Z tym pisaniem jest smiesznie. To znaczy, inni smieja sie ze mnie. Zreszta jak zwykle tutaj, bez specjalnej zenady. Jest w tym bezsprzecznie moja wina, gdyz juz na samym poczatku popelnilam w zwiazku z pisaniem strategiczny blad. Samego faktu nie daloby sie ukryc, a zreszta dlaczego niby mialabym sie ukrywac. Moglam jednak zatrzymac dla siebie pamietnikowy charakter mojej opowiesci. Opowiesci, ktora dotyczy nie tylko mnie, ale i wszystkich ludzi stad. Juz niechby dalej mysleli, ze mam amanta w swoim odleglym kraju i do niego tak wypisuje teskne, czule listy. Chociaz ja i amant, tez cos. Wszyscy sa mocno zaintrygowani moim uporczywym bazgraniem. Nie daja mi spokoju i z ironia dopytuja, czy jest w tej historii mowa rowniez i o nich. W moje potwierdzenia oczywiscie nie wierza i nawet nie przypuszczaja, ze razem ze mna, ze wszystkim, co tu przezywam, z koniecznosci, przewijaja sie w tych wspomnieniach. Zdziwiliby sie zapewne, mogac sie faktycznie na tych kartkach odnalezc. Niektorzy na pewno zdolaliby sie tu rozpoznac, mimo ze jest to tylko mocno nieporadne i subiektywne ich odbicie. Chyba zeby woleli udawac, ze to wcale nie oni, ale to juz zupelnie inna sprawa. Bo lekarze nie tyle sie smieja, co raczej tym moim pisaniem frasuja, jakby zbijalo ich ono z pantalyku. Cala sprawe traktuja powaznie i z duza rezerwa. Bardzo nieufnie ipodejrzliwie podchodza do tak niewinnej skadinad dzialalnosci. Wesza, co sie moze za nia kryc. Moze zaczynaja sie obawiac, ze przypadek jest znacznie powazniejszy, bardziej skomplikowany niz beztrosko diagnozowali do tej pory. A jesli to cos zupelnie innego? Juz nie jakas tam, byle jaka depresja, ale byc moze grozna schizofrenia wraz z neurastenicznym rozszczepieniem jazni? Symptom jest bardzo znaczacy. Saduja mnie wiec i myszkuja. Co bardziej empiryczni siegaja nawet po te zapisane kartki, wslepiajac sie w nie jak kura w gnat. Musza dac za wygrana, choc robia to stanowczo niechetnie. Dla nich jest to tylko bezsensowny szyfr liter, wiedza jednak, ze gdyby mogli rozgryzc takie chore wypisane byle co, mieliby swoja diagnoze jasna jak slonce. A tu nic. Mimo wszystko, wyglada to im chyba jednak na schizofrenie. Robia nade mna strasznie ponure miny. Mieli tu juz roznych "Napoleonow", "Chrystusow". Raz nawet byla "Tiereszkowa", a ta tutaj chce odgrywac role drugiej Sagan. Nawet psychiatrzy moga sie juz czuc troche zmeczeni niekonczaca sie lista paranoidalnych postaci. Niech bedzie do kompletu "Saganka", diabli z nia. Trzeba jednak taka rozdwojona baczniej obserwowac. Nalezaloby takze zmienic cala psychoterapie, repertuar lekow. Czy aby nie jest za pozno? Sadzac po ilosci nabazgranych stron, choroba wyglada na mocno juz zaawansowana, daleko posunieta, musiala poczynic w mozgu niebywale szkody. Dementia praecox jak wol." Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Rabin i tradycja
Oto fragment artykulu Jacka Kuronia w sprawie wypowiedzi rabina Jos- kowicza na spotkaniu z Janem Pawlem II [Gazeta Wyborcza 23.06.1999] : [...] Atak [na rabina Joskowicza - M.Z.] rozpoczely wladze Zwiazku Zydowskich Gmin Wyznaniowych ("Gazeta" z 12-13 czerwca): [...] Do tej wypowiedzi dolaczyl komentator "Gazety" Marek Bey- lin [...] Prawda, najglosniej zaatakowali zachowanie rabina Joskowicza czlonkowie prezydium Zwiazku Gmin Wyznaniowych Zydowskich. Rozumiem ich, choc trudno mi byc wobec ich zachowania wyro- zumialym. Oni sa mlodzi i w swiecki sposob wyksztalceni. Przede wszystkim zas wiedza z tysiacletnich dziejow Zydow w rozprosze- niu, ze jesli uraza sie uczucia religijne olbrzymiej wiekszosci oto- czenia, to trudno zyc i wychowywac dzieci w ojczyznie pobytu. Skoro jednak mlodzi nie moga, czy nie chca prosic, tym bardziej musi to zrobic za nich starzec. Oczywiste jest, ze jesli niektorych poboznych Zydow obraza obe- cnosc krzyza w naszej wspolnej przestrzenii sakralnej, to wszystko, co mowia i czynia w tej sprawie, obraza niektorych poboznych chrzescijan. I nie nalezy pytac, ile osob jest po ktorej stronie, bo przeciez wiemy, ze wartosci (sacrum) nie moga podlegac glosowaniu. Nawet jesli rabin Joskowicz - ktory w dzien po "postanowionym juz wczesniej zdjeciu go z funkcji" wyjechal do Jerozolimy - byl ostatnim Zydem tej formacji w Polsce, to i tak Auschwitz jest swie- tym miejscem dla wszystkich Zydow na swiecie, jak zreszta dla wszystkich Polakow. I nie tylko dla nich. Wlasnie na tym nara- stajacym w ostatnim stuleciu poczuciu jednosci dziejow ludzkich polega najwazniejsze wyzwanie wspolczesnosci. [...] A ponizej istotna czesc komentarza pani Heleny Datner do artykulu Jacka Kuronia [GW, 28.06.1999 r.] : [...] Twoj tekst, Jacku, nalezy do tekstow pieknych, bo najpiekniej i najodwazniej motywowanych: bierzesz w obrone przed opinia publiczna bezbronnego - w Twym mniemaniu - starca, "innego" (przez stroj, jezyk chocby) czlowieka, ktory jest w Twoich oczach obronca sprawy dla niego podstawowej, a w tym spoleczenstwie beznadziejnej. Czlowieka straszliwie samotnego, bo i przez swoich opuszczonego, a moze nawet zdradzonego... jedynego, ktory mial odwage powiedziec cos, co dawno juz powinno zostac po- wiedziane. Szanuje i rozumiem Twoje motywy, zaluje jednak bardzo, ze dales posluch jednej tylko stronie. Po pierwsze, rabin Joskowicz znalazl sie blisko Papieza tylko dlatego, ze mienil sie reprezentantem polskich Zydow. Otoz ta legitymacja dawno juz zostala mu odebrana, a nasza slabosc - slabosc Zwiazku Gmin Zydowskich - polega na tym, ze nie bylismy w stanie efektywnie podziekowac rabinowi Joskowiczowi, ktory z uporem nie chcial nas opuscic. Po drugie, i najwazniejsze - nie zawsze Zydzi krytykujacy innych Zydow robia to ze strachu przed spolecznymi konsekwencjami, bo sie boja, ze spoleczenstwo sie obrazi lub, co gorsza, ich pobije... Czasem Jacku, i Zydzi krytykuja innych Zydow, bo tak im dyktuja ich glebokie przekonania, wrazliwosc i wlasna koncepcja bycia Zydem. Konflikt z rabinem Joskowiczem nalezy do tej wlasnie kategorii. Znalam madrych chasydow. I to jest moja tradycja i historia. Takiej tradycji - w wydaniu rabina Joskowicza - nie chce. Ty, zdaje sie, tez z tradycji polskich wybierasz... Zechciej nie zarzucac nam z tego powodu tchorzostwa. Po trzecie, nie najwazniejsze: sprawa z Joskowiczem wszystkim przeslonila to, co sie dzialo na Umschlagplatzu (zadna gazeta nie zamiescila modlitwy Papieza). A szkoda. Po czwarte, bardzo wazne: rzeczywiscie, sprawa krzyza na zwiro- rowisku nie jest rozwiazana. Oswiadczenie prezydium Zwiazku Gmin mowilo o tym wyraznie. Poland-L zamiescila tresc papieskiej modlitwy na Umschlagplatzu. Pani Datner sie myli. Nie jest tak zle. Modlitwe w calosci zamiescil tez ogolnopolski dziennik "Zycie". Malgorzata
Filozofowanie o cenzurowaniu pornografii
Kiedys przed laty cenzura wprawiala w stan przygnebienia nie tylko uczonych mezow, ale takze zwyklych smiertelnikow. Dzisiaj, kiedy panuje moda na przemoc i pornografie w srodkach masowego prze- kazu, w stan przygnebienia wprawia coponiektorych brak cenzury. Znalazlam ciekawy material na ten temat, ktory warto przeczytac. Oddajmy glos filozofom. Na poczatek obszerne fragmenty przemowienia prof. Leszka Kolakow- skiego wygloszonego na otwarcie 66. Swiatowego Kongresu PEN Clubu w Warszawie [zrodlo - Gazeta Wyborcza, 19.06.1999 r.] : Moze sie wydac dziwne, ze pod koniec wieku, w ktorym zdarzy- lo sie tyle potwornych nieszczesc spowodowanych zniesieniem wolnosci obywatelskich, lacznie z wolnoscia slowa, w rozmaitych ustrojach, czy totalitarnych, czy po prostu despotycznych, slyszy sie coraz wiecej glosow, ktore domagaja sie przywrocenia cen- zury. Tym razem nie po to, zeby siac obowiazkowa ideologie polityczna lub tlumic opozycje, ale po to, zeby nas chronic przed szczegolnie zlosliwymi demonami naszych czasow, gloryfikacja przemocy i pornografia.[...] Skoro szkodliwe skutki przemocy i pornografii nie budza watpli- wosci, a kontrargumenty sa nieprzekonujace, czy mamy prawo domagac sie przywrocenia instytucji cenzury w cywilizowanym swiecie ? Niekoniecznie, i nie tylko z tego powodu, ze obowiazujace defi- nicje prawne sa tak trudne do ustalenia, ale przede wszystkim dlatego, ze juz teraz nie da sie prawie cenzury narzucic z przy- czyn technicznych, a niebawem bedzie to jeszcze trudniejsze. Mozna, do pewnego stopnia, poddac w jakims kraju cenzurze telewizje publiczna, co sie nawet robi, ale wobec gigantycznej sieci, jaka tworza setki kanalow telewizyjnych, ktore latwo od- bierac w kazdym prawie miejscu swiata, proby narzucenia za- sad moralnych w telewizji i Internecie wydaja sie po prostu bez- skuteczne. Byloby to jeszcze wykonalne, gdyby mozna bylo sprowadzic nasz swiat do poziomu despotycznych i barbarzyn- skich ustrojow, komunistycznych lub islamskich. Prawdopodo- bienstwo powrotu do takiego stanu rzeczy, ktory wymagalby unicestwienia niemal calej infrastruktury technologicznej, jest jednak niewielkie.[...] Tak, czy owak, trudno sobie wyobrazic, zeby wspolczesny swiat mogl sie zaopatrzyc w srodki techniczne umozliwiajace cenzure, ktora nie dopuszczalaby gloryfikacji przemocy ani pornografii, nie naruszajac jednoczesnie podstawowych wol- nosci obywatelskich. Nawet gdyby takie srodki byly dostepne, jest malo prawdopodobne, zeby ich zastosowanie zyskalo wystarczajace poparcie spoleczne, nie jest tez pewne, czy byloby bezpiecznie je zastosowac. Latwo dostrzec konflikt wartosci. Z jednej strony rzucaja sie w oczy szkody dla zdrowia umyslowego i moralnego mlodziezy i dzieci. Z drugiej strony mowi sie nam, ze kazdy ma prawo wyboru. Czy kazdy? Nie. Male dzieci nie maja zadnych praw z tego prostego powodu, ze trudno miec jakies prawa, nie mogac ich jeszcze zrozumiec. Relacje miedzy prawami i obo- wiazkami nie sa symetryczne.[...] Haslo "prawo wyboru", sformulowane bez zadnych ograniczen, jest absurdalne z powodow natury bardziej ogolnej. Mamy pra- wo wyboru jedynie w ramach ograniczen mianowanych przez prawo. Nie mam prawa wyboru we wszystkim. Trzeba tylko zadac sobie pytanie, czy takie prawo mozna uzasadnic. Byc moze, ale biorac pod uwage, ze nie mozna go narzucic z powodow technicznych, lepiej go nie wprowadzac (moze warto jednak sprobowac zakazu prawnego dla szczegolnie odrazajacej formy pornografii, jaka jest pornografia z wyko- rzystaniem dzieci ? [...] Przeciw absurdom, fanatyzmom, klamliwym propagandom mamy tylko bron edukacji. Niestety, procesy w kulturze, ktore wydaja sie nam tak niebezpieczne, redukowanie naszych zainteresowan do tego, co sprawia, ze zycie jest zabawniej- sze i obfitsze w dobra konsumpcyjne, pogarda dla wartosci tradycyjnych, dla prawdy, dla bezinteresownej wiedzy, o ile nie powiekszaja one naszych bogactw i nie oferuja rozrywek - wszystko to podwaza te wlasnie systemy edukacyjne, ktore moglyby stanowic antidotum. Mamy wiec do czynienia z sa- monapedzajacym sie mechanizmem. Czy mozna wyobrazic sobie odwrot kultury w kierunku rewa- loryzacji, przywrocenia samego pojecia prawdy? Czy mozna uleczyc nasze spojrzenie na swiat, przywracajac mu jego dawna wrazliwosc? Mysle, ze to jest zawsze mozliwe, jezeli znajdzie sie dosc ludzi, ktorzy beda sie starali zachowac antyczne filary edu- kacji, umilowanie wiedzy dla niej samej, radosc z poznania dla poznania, radosc z matematyki, bo uczy nas ona, co to znaczy dowodzic, co sie zowie dowodzeniem jakiejs prawdy, bez pytania o jej praktyczne zastosowania, historie, bo po- przez naszych przodkow ukazuje nam nasza brzydote i na- sze piekno. Tak, mysle ze jest to mozliwe, zwazywszy na to, ze krytyka naszej cywilizacji ludycznej narasta i coraz wiecej widac niepokoju co do naszych przyszlych lo
Re: Lenin bez nogi
Nie bez kozery nalezaloby takze przypomniec mlodziezy o malowaniu rak krwawego Felusia na czerwono. Mam oczywiscie na mysli pomniki w Warszawie i w Katowicach. Tam tez nie znaleziono sprawcow-: Wilhelm Glowacki == At 09:52 PM 6/26/99 , you wrote: >Mlodziezy dodam, ze informacja o tym fakcie byla scisle >strzezona tajemnica panstwowa. Czyli nie tak jak teraz, >ze sa reportaze telewizyjne, radiowe i gazetowe o duzo >mniejszych wybuchach. A wtedy nic. Byl zakaz cenzury i >nie wolno bylo nic pisac. > >Witold Owoc >
Re: Dwuglos o wicepremierze
Polska na pewno normalnieje, bo wiadomoscia dnia sa wybory prezesa PZPN :-) Nie, nie Dziurowicz, ale zostawie przyjemnosc naszemu komentatorowi sportowemu. Witold Owoc
Re: cola, lato
On 25 Jun 99 at 9:26, Irek Zablocki wrote: > Czys Ty sie Szymoszku Andrzeju wody z Odry napil, ze takie > brednie wypisujesz?! :-)) Nie, ja powaznie pisze. Najzupelniej. Wiesz, mam przewod pokarmowy z PCV, to... > Ja od chemikow z prawdziwego zdarzenia > slyszalem, ze cola i wodka to najgorsze, co moze byc. No wiec sa wsrod nas rozne szkoly. To tak jak w medycynie, dawac antybiotyki albo nie dawac. Poza tym jestem fizykiem. > Gdybys > sie nie szczypal i posadzenia o "wspolne biesiadywanie" nie bal i > z Kola sie raz dobrej wodki napil, pod zakusku - to rzeczy, jak > powyzsze bys nie popelnial. ;-) Pijalem. Tyle ze nie z Kola, predzej z Sasza. Ale on juz teraz Polak. Z Kazachstanu, no. > Mnie od malenkosci w kunszcie > rozprowadzania spirytusu szkolono i Dziadzio by mnie z domu > precz wygnal, gdybym spirt z cola jakakolwiek mieszal. Konserwatysta. A tu trza isc z postepem. > Tak Ty sie > opanuj i daj sobie na wstrzymanie i przestan po drutach takie > herezje posylac. Swoim wychowynym na makdonaldach i koli > studentom mozesz. Dobra. Dawaj Ute do sluchawki. Halo, Uta, czesc. Sluchaj, co On sie tak do mnie dostawil z ta kola? > Ot co! Czy Ty dereniowke probowal, a > nalewke na dzikiej rozy, szypszyna inaczej zwana, ha?! A juz nie > ma wyborniejszej, jak na owocach tarniny. O wisniowce nie > wspomne, bo to w kazdym polskim domu mus. Moja pani od polskiego w podstawowce mowila, ze w kazdym polskim domu "Pan Tadeusz" mus. A ja nie mialem. Wtedy jeszcze. Jak byl poploch, ze w bibliotece szkolnej zabraklo, to pani byla niewzruszona: "w kazdym polskim domu..." itp. Teraz porobilo sie tak, ze wiecej ludzi "czyta" niz czyta. Choc nie wiem, czy akurat wisniowke. A te ksiazki...Ladnie wydane, fakt, ale same poradniki, jak zyc, jak kochac, jak sie do internetu podlaczyc. Na polkach osobno literatura piekna, osobno lektury szkolne, choc to tez literatura piekna. A lektury tez sa zastepywane przez takie wyciagi z nich, streszczenia, bryki...Cholera, nikt nic nie czyta. A coraz wiecej ludzi, i to nastolatkow, "czyta". > Bij sie w piersi, lata i jesieni czekaj, tradycje podtrzymuj i pisz, jak > wyszlo a najlepiej zapros, zebym sie sam przekonal. Bije sie w piersi za propagowanie alkololizmu (czytaj: wodka z kola). Zaprosic zaprosze, ale trzeba najpierw do Polski przyjechac, do Wroclawia, czy tam do tej Twojej Pierdzielawy*) > Irek Andrzej *) Pierdzielawa- dolnoslaskie Trojmiasto (Pieszyce, Dzierzoniow, Bielawa).
Zanussi o Kieslowskim
Jubileusz 60-lecia urodzin to dobra okazja do wspomnien i podsumowan. Z tej okazji Krzysztof Zanussi udzielil obszernego wywiadu Magazynowi Gazety Wyborczej. Opisal w nim miedzy innymi perypetie ze swoim "Ro- kiem wschodzacego slonca", zgloszonym w 1984 roku do Oskara, ktorego Jaruzelski polecil osobiscie wycofac z oskarowych wyscigow, bo byla w tym filmie postac uchodzaca za karykature generala. Mnie jednak bardziej zainteresowal inny fragment wypowiedzi Zanussiego. Ponizej zalaczam interesujaca czesc wywiadu, dotyczaca zycia i twor- czosci Krzysztofa Kieslowskiego. Z Zanussim rozmawiali Katarzyna Bielas i Jacek Szczerba. Izabella * * * Na czym polegal fenomen Krzysztofa Kieslowskiego nie do konca wia- domo. Krzysztof byl przez caly czas tym samym czlowiekiem, robil dobre filmy duzo wczesniej, nim go swiat zauwazyl, tyle ze przed- tem nikt by go nie nazywal fenomenem. Przedtem swiat po prostu nie mial do Krzysztofa przekonania, nie kupowano go. Festiwal w Cannes odrzucal po kolei jego filmy. Pamietam, jak mowiono nam, zebysmy dali sobie spokoj z przysylaniem filmow Kieslowskiego, bo on uzna- ny jest raz na zawsze za sprawdzonego tworce lokalnego. On to wszy- stko bardzo mocno przezywal. W roku 1987 zalamal sie wlasciwie system i nie bylo pieniedzy na dokonczenie "Dekalogu". Jako producent, z gotowym piatym i szostym odcinkiem, czyli tymi pozniej najglosniejszymi - "Krotkim filmem o zabijaniu" i "Krotkim filmem o milosci", jezdzilem po kolei do telewizji wloskiej, francuskiej, niemieckiej. Proponowalem im prawa za bardzo niewielkie pieniadze, byle zaplacili za tasme 35 mm na reszte. Mam na pismie odpowiedzi bardzo powaznych redaktorow, ktorzy prze- strzegaja mnie, zebym nie tracil swojej wiarygodnosci, proponujac im autora, o ktorym wiadomo, ze nie ma wyjscia poza swoj obszar etniczny. Takze tematu, ktory jest tak nie na czasie i jest tak dziwaczny, ze tylko w Polsce mogl sie zrodzic. Bo kogo obchodzi w tej chwili Dekalog ? Tak mi powiedziala katolicka redakcja "San Paulo Film", to samo uslyszalem w Niemczech - ze to jest zbyt ostentacyjne, religijne. Krzysztof jeszcze miedzynarodowo sie nie liczyl. Byl wdeptany w ziemie po "Bez konca", ktory to film ja bardzo wysoko cenie, chociaz rozumiem, ze musi trafic na okreslony typ wrazliwosci. Ale film zostal zniszczony w polskiej opinii publi- cznej, wysmiewano sie z Radziwilowicza krazacego po smierci wsrod zywych. To wszystko bylo tak przygnebiajace, ze Krzysztof byl na granicy rzucenia kina - zniechecony i zniesmaczony. I stanem wo- jennym, i szykanami, ktorych doswiadczal od wladzy. A szykany naprawde byly. Nie raz slyszelismy towarzysza Swirgonia, ktory z gory zapowiadal, ze prasa nie zostawi na Krzysztofie suchej nitki. Dotrzymywal slowa. Wtedy nikt z nas nie wierzyl w jakies szybkie zwyciestwo, nikt tez nie egzaltowal sie trwajacym oporem. Wszystko po prostu wygladalo beznadziejnie. I Krzysztof w tym momencie zrobil rzecz heroiczna - rzucil sie do pracy, utopil cala swoja rozterke w pracy. To bylo niezwykle. Trzeba miec straszna dyscypline i bardzo kochac kino, zeby powie- dziec sobie: "Nikt mnie nie chce, ale ja robie swoje". No i robil swoje. Skonczyl "Dekalog", ktory nagle okazal sie cudem. Nie pamietam, kto pierwszy wzial film, ktory z festiwali. Chyba w koncu Cannes, piata czesc, raczej bez przekonania. I nagle sie spodobalo. Okazalo sie, ze caly serial jest wspanialy, BBC poka- zalo go po raz pierwszy pozno wieczorem. Mial tak dobra ogladal- nosc, ze drugi raz dano mu lepszy czas antenowy. To sie normalnie nie zdarza. I zaczelo sie. Kraj po kraju zaczeli go kupowac i wsta- wiac w coraz lepsze programy. Wszyscy to ogladali w telewizji, przychodzili na cala noc do kina, by obejrzec dziesiec czesci naraz. [...] Krzysztof byl juz dojrzalym czlowiekiem. Ten sukces byl dla niego gorzki. Jego wczesniejszy o lata "Przypadek" byl rownie dobry jak ostatnie filmy, a moze nawet lepszy, w swoim czasie bardziej odkryw- czy. I co z tego ? Jeszcze wczesniejszy "Amator" tez byl bardzo dobrym i powaznym filmem. I znow, co z tego ? Krzysztof uwazal, ze ten sukces to zawracanie glowy. Nie mogl juz w swoj sukces uwierzyc. Ciagle powtarzal, ze nie jest zadnym swie- tnym filmowcem. Jesli byl geniuszem, to dlaczego nikt nie widzial tego wczesniej. Uwazal, ze ten caly halas wokol niego jest nic nie wart, ze sukces nic nie znaczy. Byl bardzo zbolaly. Mial poczucie, ze swiat jest glupi. Dzis mowi sie, ze nastepne stulecie bedzie powrotem do duchowosci, pewnie w niewyznaniowym charakterze, tzn. duchowosc tak, religia nie. Krzysztof, nie bedac blisko zwiazany z Kosciolem, a nawet w pewnym momencie lekko odtracony przez katolicka ortodoksje, swiet- nie sie czul, gdy uzywal jezyka, ktory dotykal tajemnicy, w ktory wpisany byl pewien rygoryzm moralny, ale jednoczesnie nie byl
Re: Pobozna Unia Europejska ?
On 24 Jun 99 at 19:31, Irek Zablocki wrote: > Andrzej Szymoszek: > > > 7F00,,> On 23 Jun 99 at 17:43, Irek Zablocki wrote: > Itd, itp, color, param, param, color. Kolega Zablocki jest proszony o wyslanie tego w jakims ludzkim jezyku, moze byc nawet niemiecki. Andrzej Szymoszek
O co walczy Lepper
Dla zainteresowanych rzeczywistymi dziesiejszymi problemami Polski Ciekawy artykul na ten temat znalazlem pod http://www.businessman.com.pl/ -- Marek Kowalewski http://www.komarek.w.pl
chamstwo i chuliganstwo cd.
Zasadniczo nie interesuja mnie rozwazania typu, a wyrzuc pan tego czy tez innego bo []. A dlaczego to tak? Wolna amerykanka jest prosta konsekwencja wolnosci. Identyfikacja listow czy tez ograniczanie anonimow, sa to owszem uciazliwosci dla niewinnych uczestnikow dyskusji, ale na liscie jest jak w zyciu z ograniczeniami predkosci i zebra do przechodzenia przez jezdnie. Szukam reguly, ktora rowniez poza Internetem, stosujemy wszyscy. Kilkakrotnie wysuwano przypuszczenia, ze zapominam o tym co X. czy tez Y. zrobili. Nie, nie zapominam, ja im to wybaczam. Czy zbyt latwo wybaczam ? Chyba na pewno nie, emigracja, oderwanie od korzeni kulturowych, wyobcowanie na obczyznie stwarza atmosfere w ktorej przebaczenie i wyrozumialosc sa prawdopodobnie tymi czynnikami, ktore pomagaja w zachowaniu swojej wlasnej normalnosci. Nie bede dawal ograniczen wedlug swojego widzimisie. No dobrze, a co z tym chamstwem i chuliganstwem itp. ? Moze, tu zwracam sie do ogolu uczestnikow listy, do (regularnie rozsylanych) regul dolacze przestrzeganie wartosci chrzescijanskich. Kultura polska jest kultura z wartosciami chrzescijanskimi, nawet polska lewica i polscy ateisci sa inni niz gdyby byli z kraju muzulmanskiego itd. Witold Owoc
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Uta Zablocki-Berlin schrieb: > > :-)) > Ale jesli juz tak dokladnie, moge tez powiedziec, ze w tym 10- > letnim 'przyslowie' nie ma mowy o Polakach.. No tak ale mogli przeciez wymyslec cos o Czechach, tez przeciez granicza :-) > Ale chyba bardzo dokaladnie wiemy, o co chodzi w obu > przypadkach i ze sie oba powiedzonka nadmiernie uzywa:-)) > > Ale o co mi naprawde chodzi, to, ze sie moze tez wytworzyc > pewna wygoda w stosunkach miedzyludzkich Jesli mamy > watpliwosci do czegos lub krytykujemy jakas sprawe, ktora nas > dotyczy bezposrednio, to czesto slyszymy: 'Ach to zlozliwosc, bo > on nie lubi tych lub tamtych'. Wyciaga sie jeszcze kilka > przykladow, ktore nie maja nic wspolnego ze sprawa, aby ta teze > potwierdzic. A przy okazji nie trzeba sie zastanawiac nad > rozwiazaniem pierwotnego problemu, ktory zostal rozpatrywany. > A czasami jest nawet odwrotnie: Postepujemy bardzo > niekrytycznie i niedopuszczamy do krytyki, bo cos lub kogos > bardzo kochamy i uwielbiamy. > > Pozdrowienia > Uta > > PS: > A jak Pan sobie radzi ze Szwabami? Musi Pan uzywac slownika > 'szwabsko-niemieckiego'? No tak jestesmy stworzeniami subiektywnie myslacymi, zreszta my poniewaz widzimy troche inaczej ta sama rzeczywistosc stanowimy dobry przyklad na to, a wszystko zalezy od wlasnych doswiadczen i obserwacji, no i oczywiscie dobrej lub zlej woli obserwujacego :) Pozdrawiam -- Marek PS: Slownika niestety nie ma, ale nie jest tak zle, mozna bylo trafic gorzej np do Bawarii :)
Re: Lenin bez nogi
Mlodziezy dodam, ze informacja o tym fakcie byla scisle strzezona tajemnica panstwowa. Czyli nie tak jak teraz, ze sa reportaze telewizyjne, radiowe i gazetowe o duzo mniejszych wybuchach. A wtedy nic. Byl zakaz cenzury i nie wolno bylo nic pisac. Witold Owoc
Festiwal kantorow i klezmerow
Juz dziewiaty Festiwal Kultury Zydowskiej rozpocznie sie jutro na krakowskim Kazimierzu. Potrwa osiem dni. Organizatorzy pro- ponuja na poczatek koncert Barucha Finkelsteina. Finkelstein to Naczelny Kantor Wielkiego Choru Synagogalnego w Sankt Pe- tersburgu. Towarzyszyc mu bedzie Chor Kantorow Chasidic Capella z Moskwy. Jak co roku przyjada do Krakowa najwybitniejsi zydowscy artysci, planujace swoje trasy koncertowe tak, by w czerwcu choc na kilka dni zagladnac do Krakowa. A impreza na Kazimierzu cieszy sie w Krakowie duza popularnoscia, przyjezdza tez sporo turystow z calego swiata. Dosc powiedziec, ze koncerty finalowe organi- zowane w plenerze na ul.Szerokiej gromadza corocznie od 5 do 7 tysiecy widzow. I to niezaleznie od pogody. Festiwal z pewnoscia przyczynil sie w znacznym stopniu do ozy- wienia Kazimierza, przed kilkunastoma zaledwie laty w istotnej czesci zrujnowanego i smutnego. Nie potrzeba wnikliwego obser- watora zeby zauwazyc, ze stopniowo odrestaurowywany Kazimierz pieknieje z roku na rok. Na tegorocznym festiwalu wystapia m.in.: jedna z najpopularniej- szych kapel klezmerskich Nowego Jorku - The Klezmatics, duet Deborah Strauss (skrzypce) i Jeff Warschauer (gitara i spiew), skrzypek Shlomo Mintz, oraz - jak co roku ostatni klezmer Galicji Leopold Kozlowski. By spotkac sie z publicznoscia przyjedzie tez poeta i satyryk Natan Tenenbaum, ongis autor tekstow dla STS-u. Podczas zajec warsztatowych bedzie mozna poznac tajniki hebrajskiej kaligrafii, a takze tradycyjnej kuchni zydowskiej. Michael Alpert ma popro- wadzic zajecia z tradycyjnego tanca i spiewu. Zapowiedziano tez wyklady o szabatowej liturgii synagogalnej, o zydowskich nagrobkach i ich symbolice, a takze o czterech zydowskich systemach komentowania Tory. Ten ostatni wyklad wyglosi Rabin Sacha Pecaric. Podsumowaniem festiwalu bedzie w tym roku, jak zwykle, koncert finalowy na ul.Szerokiej, ktory zaplanowano na sobotni wieczor 3 lipca. Izabella
Dama bez traby /bylo Dama z fallusem
On Sat, 26 Jun 1999, Male Zielone wrote: > On Sat, 26 Jun 1999, Malgorzata Zajac wrote: > > > > > A teraz jeszcze o kosztach. Pan Bartek ocenil, ze : > > > > > 200 tysiecy zlotych jako dotacja na belkot to dosyc sporo... > > > > a pan sekretarz Zarzadu Glownego Tabisz : > > > >Interesujace byloby ujawnienie szczegolowego kosztorysu ca- > >lego weneckiego przedsiewziecia, a zwlaszcza listy tych osob, > >ktore przy tej okazji pobieraly honoraria i udawaly sie w sluz- > >bowe podroze. > > > Hmm, cos nam sie tlucze po glowach nie tak dawne stwierdzenie > pewnej mlodej osoby, ze 'wlasciciel pieniedzy ofiaruje je na taki cel, na > ktory chce przeznaczyc', oraz ze 'koszty [...] w czesci dotyczacej budzetu > Panstwa powinny byc przedmiotem nadzoru [h] organow'...I koniec, i > kropka. > > Co bynajmniej nie swiadczy, ze nie zgadzamy sie w calej, h, > rozciaglosci z przedstawionymi ocenami krytycznymi, h, sztuki, hmmm, > artystki, hmmm, fallicznej. Zupelnie nie jestesmy w stanie pojac dlaczego > skandalistka Kozyra przytwierdzila sobie owa ,h, forme, h, > hmmm...Gdyby tak przykleila sobie trabe, o - to by byla sztuka i dowod na > rozumienie prawdziwego piekna; wiemy cos o tym, hmmm, hmmm...! Tylko, ze > pewnie nie budzilaby ona wowczas takich emocji u szanownych dyskutantow. > Te emocje troche nam daja do myslenia (ale my sobie tego nie wezmiemy, bo > do myslenia to my nie mamy glow). Nas w kazdym razie temat zupelnie nie > ekscytuje. Moze dlatego, ze jestesmy stare i nie fallusy nam , hm,w > glowach. Panno Malgorzato, jak pani pozyje tych parenascie miliardow lat, > tak jak my , to nic juz pani nie bedzie w stanie zadziwic! > > Chociaz, chociaz, wy ziemskie jestescie zdolne i potraficie jeszcze od > czasu do czasu wykrecic taki numer, ze nam traby zamieraja w niemym, hmmm, > oslupieniu, hmmm, h Na przyklad przy okazji tej dyskusji po raz > kolejny powolal sie ktos na przyklad 'usmiechu Mony Lizy'. Ludzkie!, gdzie > wy widzicie usmiech na tym landszafcie?! Usmiech to mial nasz komputer > medyczny, kiedy ow wizerunek ogladal: dopatrzyl sie na obrazku > grymasu swiadczacego o jakiejs szczegolnie interesujacej jednostce > chorobowej. Nawet chcielimy cofac sie w czasie i porwac portretowana w > celu dokonania eksperymentow, ale okazalo sie, ze konkurencja z > sasiedniego ukladu juz to zrobila podszywajac sie pod ziemskiego. > > Nazwisko tego ziemskiego: L. da Vinci. > > Tylko, ze on zniknal i juz sie chyba nie dowiemy na co cierpiala biedna > niewiasta. Chociaz, jak sie znamy na zielonych z tamtego ukladu, to od > samego patrzenia na L. da V. moglo ja pokrecic. Przeciez oni nie maja > nawet najmniejszej traby! Ochyda! Moze to i dobrze, ze znikneli. Co i my > cznimy > > Grtxy > > > W celu przezwyciezenia problemu hmm oraz pozbycia sie pypcia na nosie > zaleca sie przyspieszenie tempa prywatyzacji. > > > > Grtxy W celu przezwyciezenia problemu Y2K oraz pozbycia sie pypcia na nosie zaleca sie przyspieszenie tempa prywatyzacji.
Re: Dama z fallusem
Reakcja pana Bartka Rajwy na wywiad pani Rottenberg jest bardzo podo- bna do reakcji sekretarza Zarzadu Glownego Zwiazku Polskich Artystow Plastykow - pana Stanislawa Tabisza : O koniecznosci posiadania przez odbiorce dziela odpowiedniego wyksz- talcenia p.Bartek pisal tak : > Piekne. Po prostu piekne! By rozmawic o sztuce trzeba miec "odpowie- > dnie wyksztalcenie". Przypomina mi sie oczywiscie od razu moja ana- > logia pomiedzy stanem sztuki wspolczesnej i kondycja nauk humanisty- > cznych. Belkot zostal tam awansowany do miary "naukowego zargonu" > (ktorego oczywioscie nie moga zrozumiec profani). Sztuka zamiast > docierac do nas poprzez wrazenia estetyczne jest wysoce wymyslna > forma dzialalnosci, ktora mozna studiowac o ile sie ma "odpowiednie > wyksztalcenie". A pan Stanislaw Tabisz w liscie do redakcji ["Zycie" z 24.06.99] tak : Z rozmowy z p. Anda Rottenberg opublikowanej przez was wynika, ze lansowana przez narodowa selekcjonerke, arbitra i wyrocznie w sprawach awangardowej sztuki teza o niemozliwosci zastosowa- nia do "utworu" genialnej artystki Kozyry jakiejkolwiek formalnej i wyrazowej miary oraz sprecyzowanych kategorii i kryteriow, nie pozwala "ciemniakom" na glebsza penetracje tak wstrzasajacego dziela. A tymczasem, majac prawo jak kazdy odbiorca, a rowniez artysta i krytyk sztuki, do wyartykuowania swojego zdania, informuje smialo i z bezczelna pewnoscia siebie tak czesto oglupianych od- biorcow sztuki wspolczesnej, ze jest to bzdet i pospolite, pozbawione talentu i polotu g Pani Katarzyno ! Nie jest Pani przypadkiem odosobnionym ! O tym czy dzielo pani artystki, jak twierdzila pani Rottenberg, wyraza uni- wersalny problem "tozsamosci" pan Bartek pisal tak : > Niezwykle... To do tego trzeba az wydac kupe szmalu i samemu sobie > przyklejac gumowego panisa? Istnieje cala bogata literatura na temat > zjawisk gender identity disorder (cross-derssing, transsexualizm, etc) > poruszajaca to zagadnienie zarowno od strony medycznej jak i > psychologicznej. Przeprowadzono setki obserwacji, ktore tworza dosc > wyczerpujaca statystyke. Wystarczylo pojsc do biblioteki. Czy p. > Rottenberg naprawde wierzy, ze "dzielo" Katarzyny Kozyry wnioslo > jakikolwiek istotny wklad do dyskusje o tozsamosci??? [...] > Moim skromnym zdaniem p. Kozyra po prostu nic nie miala do > powiedzenia A pan sekretarz Zarzadu Glownego - Stanislaw Tabisz : Nie zamierzam analizowac bezcennej donioslosci i porazajacego przeslania dziela Katarzyny Kozyry, poniewaz uwazam je za bez- nadziejnie glupie, a nawet w pewnym sensie patologiczne, bo obli- czone na prymitywny, snobistyczny i jalowy, falliczno-genitalny amok. Polega on miedzy innymi na epatowaniu naturalistycznymi "efektami specjalnymi", rzekomo wyrazajacymi uniwersalny prob- lem "tozsamosci". A teraz jeszcze o kosztach. Pan Bartek ocenil, ze : > 200 tysiecy zlotych jako dotacja na belkot to dosyc sporo... a pan sekretarz Zarzadu Glownego Tabisz : Interesujace byloby ujawnienie szczegolowego kosztorysu ca- lego weneckiego przedsiewziecia, a zwlaszcza listy tych osob, ktore przy tej okazji pobieraly honoraria i udawaly sie w sluz- bowe podroze. A teraz, na koniec, przedstawie poglad pewnego mlodego studenta malar- stwa, moim skromnym zdaniem reprezentatywny dla najmlodszego poko- lenia artystow (przyznaje, ze pisze to na podstawie tylko kilkuosobowej probki statystycznej) : Nie trzeba byc znawca sztuki, aby zauwazyc, ze okresy, w ktorych wielka sztuka znajdowala sie w orbicie zaintere- sowan moznych mecenasow, byly bardzo rzadkie. Zazwy- czaj powstawala ona "w katakumbach", a na swoje odkrycie i ostateczny sukces czekac nieraz musiala latami. Tak jest i dzisiaj na calym swiecie. Obawa luminarzy naszej sztuki wspolczesnej wyedukowa- nych na weneckich Biennale czy "Documenta" w Kassel, ze zostaniemy znow zasciankiem artystycznym, jest prze- sadna. Nikt z nich nie zastanawia sie, co i dlaczego zosta- nie w spadku po naszym wieku; z ktorymi wytworami naszej cywilizacji czlowiek za sto lub dwiescie lat bedzie mogl nawiazac dialog. Istota wielkiej sztuki jest bowiem to, ze zyje i mowi, choc jej tworcy fizycznie przestali istniec. Nie musimy wiedziec czegokolwiek o owczesnych proble- mach z penetrowaniem tozsamosci, aby ogladac obrazy Goyi, wracac do nich i za kazdym razem odnajdywac w nich cos nowego dla siebie. Kryteria oceny istnieja, sa jednak trudne do wypowiedzenia, jezyk slow rozni sie za- sadniczo od jezyka malarstwa i rzezby. Wielka sztuka powstaje i zwyciezy w przyszlosci, podob- nie jak malarstwo Rembrandta zwyciezylo dziesiatki wyro- bnikow sztuki, ktorzy oplywali w dostatki, gdy on umieral w biedzie. Szkoda tylko, ze podczas gdy oni malowali urocze widoczki, banalne, choc slodkie akciki, i pochlebne, lecz przynajmniej fachowo odmalowane portrety, dzisiejsi wyrobnicy obrzucaja nas ohyda i wlasnymi komp
Re: Moralnosc pani Nawrockiej (Poszukiwany-Poszukiwana)
On Fri, 25 Jun 1999 18:34:03 -0500, Andrzej Mezynski wrote: >Przepraszam za zawracanie glowy "pyskowkami" pani Nawrockiej >piszacej do mnie w stylu: >[cytuje Nawrocka]: > > napluje bezkarnie w twarz. Gdy KTOS mi napluje w twarz - w domysle, Pan Mezynski > > obrzydliwa, pelna hipokryzji falszywka! > Moja ocena Panskich bezczelnych atakow na roznych uczestnikow tej Listy pod pokrywka obludnej pruderyjnosci i "dobra" nie wiadomo czyich interesow. > >Prosze tylko uwazac, by nie przegrzac glowki i sie, bron Boze, >nie utopic. > No i zadzialalo?!:-) Wrocil Pa nie utopiony, by dalej obrzydzac mi pobyt na tej Liscie. Moze jednak sloneczka bylo troche za duzo? > >Normalnie nie odpowiadam na tego rodzaju "chamstwo i porobstwo", > Chamstwo i parobstwo to doskonalele zdefiniowanie Panskich coraz bardziej bezczelnych atakow wobec mnie, a zdarzalo sie i wobec innych osob. Celowo ich nie wymieniam, bo nie jestem jakims tam mecenasem tej Listy, natomiast nie pozwole, by mnie Pan na kazdym kroku w sposob chamski i parobczany bezkarnie obrazal. > >ale pewna osoba z Polandela wyslala mi list domagajacy sie >przeproszenia pani Nawrockiej - wyglada na to, ze jednak musze >wyjasnic. > Mam nadzieje, ze ta osoba byl Pan Witold Owoc, moderator tej Listy, bioracy na siebie odpowiedzialnosc za bezkarne przejawy chuliganstwa (sam tak to nazwal). Jesli nie, prosze niniejszym, naszego Moderatora, w sposob jak najbardziej formalny i publiczny, bo wobec wszystkich Uczestnikow Polandela, by udzielil Panu Andy Mezynskiemu rowniez formalnego ostrzezezenia. Podane przez niego wyjasnienia nie maja nic do rzeczy, swiadcza jedynie o jednym - nigdy, przenigdy nie zaatakowalam Pana Mezynskigo w jakikolwiek sposob (moglam sie tylko odgryzac na jego zaczepki), natomiast on wykorzystuje kazda nadazajaca sie okazje, by sfabrykowac przeciwko mnie jakis paszkwil. Nie zalezy mi na Panskich przeprosinach - tak czy inaczej obludnych przeprosinach! Chce tylko jednego, aby raz na zawsze odpiepszyl sie Pan ode mnie. Ja Pana ignoruje, niech Pan robi identycznie co do mojej osoby. A, i nie bede specjalnie dobierala ze wzgledu na Panskie nadwrazliwe "poczucie przyzwoitosci" zadnych ladnych slowek, w sytuacji, gdy zupelnie swiadomie i celowo obraza mnie Pan i wnerwia. > > podobnie pani Nawrocka - jesli uwaza, ze sie oplaca > A co mi sie ma lub moze tutaj, do jasnej cholery, oplacac?! Ktos mi placi za to, ze tu pisze?! Pan mi placi?! Nie podoba sie Panu moje pisanie czy nawet moja moralnosc - Panski problem. Wyglada na to, ze to wlasnie Pan chce sie komus przypodobac, by mnie z tej Listy wyrugowac. Komu?! Mnie sie Pan tez wcale, ale to wcale nie podoba, totez obchodze Pana z daleka na zasadzie smierdzacej kupki, o ktorej wiem, ze jej nie warto ruszac. Na wszystkie sposoby probowalam rozladowac te Panska zawzietosc - i na powaznie, i z humorem - nic nie pomoglo! Pan nie tylko, ze upierdliwie, ale i coraz agresywniej powtarza swoje. Moja cierpliwosc sie wyczerpala. Ostatni raz Panu mowie - basta! PS. Przesylam kopie do Pana Witolda Owoca. Magdalena Nawrocka http://www.geocities.com/Paris/9627
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Uta Zablocki-Berlin schrieb: > > Marek: > > [..] > > A co do kawalow o Niemcach to moze pan jakis zacytowac, bo ja moge o > > Polakach, > > "kaum gestohlen schon in Polen", nieciekawy prawda? > > na pewno slyszal pan juz wiele razy... > > To sie chyba odnosi do samochodow kradzionych.. (tlum.: przed > chwila okradziono, a juz w Polsce). > Czy moze Pan ma jakis pomysl, skad sie wzielo to? Bo ten > 'powiedzonek' jest dosyc mlody, w przeciwienstwie do 'polnische > Wirtschaft'. > A moze Pan mi wytlumaczyc zwrot 'oszwabic'? Czy musze sie > obrazac, kiedy to uslysze?:-) > > > Marek > > Pozdrowienia > Uta Ten powiedzonek ma juz chyba z dziesiec lat, zreszta nie wazne skad sie wzielo ale troche uwazam nadmiernie i w niedopowiednich sytuacjach jest uzywany. Co do oszwabic do sadzac z pani adresu nie musi sie pani obrazac, ja moze bardziej bo w Szwabii mieszkam :) -- Marek
Re: Towarzysze-rewidenci
Malgorzata Zajac schrieb: > > Pan Marek Kowalewski (komarek) wtraca : > > > Ostatnio czytalem ciekawy artykul w "Angorze" w ktorym jeden z ksiezy > > jezuitow (nie pamietam teraz nazwiska) wypowiadal sie na temat finan- > > sow KK a takze kultu JP II w Polsce. Nie mam teraz tego tekstu ale wy- > > razil sie on troche krytycznie o niektorych formach tego kultu jakim np > > sa pomniki Ojca Swietego, jest ich w Polsce ponad sto, natomiast wedlug > > niego pieniadze ktore zostaly przez nie pochloniete w rownie szlachetny > > sposob moglyby byc zainwestowanie w katolickie przedszkola lub inne > > osrodki pomocy spolecznej. > > Nie uwazam "Angory" za powazne pismo. To co Pan ma na mysli, to nie > byl artykul, ale wywiad. Nie w tym jednak rzecz. Co chce Pani zasugerowac ta wzmianka o Angorze, wywiad ( poprawiam sie nie artykul, ale jak sama Pani slusznie zauwazyla nie w tym rzecz) ten uwazam moglby sie i nawet w "Tygodniku Powszechnym" ukazac. > Jezeli Pan czytal migawki z papieskiej wizyty, to pewnie przypomni Pan > sobie, ze sam papiez tez nie przepada za wazeliniarstwem i pomnikami. > Natomiast jesli idzie o wydawanie pieniedzy, to nalezaloby zawsze zapytac: > czyje to sa pieniadze. Zasada powinna byc prosta: wlasciciel pieniedzy > ofiarowuje je na taki cel, na ktory chce je przeznaczyc. Kropka. Oczywiscie tez jestem zdania ze ludzie musza wiedziec na co pieniadze ofiarowuja, pytanie tylko czy tak zawsze sie dzieje i czy ta energia z jaka sa te pieniadze na pomniki czy inne budowle kultowe zbierane nie powinna byc skierowana gdzie indziej, np na zbieranie pieniedzy na przedszkola czy inne instytucje pomocy spolecznej. Punkt. > Jesli idzie o to, co Pan nazywa "kultem JP II", to pozwole sobie zwrocic > Panu uwage np. na takie oto slowa owego ksiedza jezuity : > >Relacje papieza z biskupami, mimo calowania w pierscien >i przyklekania przed nim, nie sa oparte na modelu szef kon- >cernu - dyrektorzy poszczegolnych filii, zwlaszcza, ze kazdy >biskup sprawuje swa wladze, jako nastepca apostolow. Czy slowo kult jest z natury swojej slowem negatywnym > > Poruszyl tez sprawy finansow KK, ktore jak okreslil, w Polsce sa pry- > > watna sprawa danego proboszcza parafii, podal jednoczesnie przykla- > > dy z innych krajow jak np Francji , gdzie to ogolnie przyjete jest ze > > proboszcz parafii wywiesza co tydzien liste z ujetymi finansami i prze- > > znaczeniem zebranych pieniedzy z cotygodniowej mszy. Jest to wiec > > sprawa normalna i nikt nie odczuwa zadnych negatywnych reakcji z > > tym zwiazanych. > > Pamiec Pana zawodzi. Ten jezuita (no zdradze, ze chodzi o ksiedza > Stanislawa Musiala) powiedzial o powyzszym tak: > >W sferze koscielnych bilansow cos zaczyna sie zmieniac. >Kilku biskupow opublikowalo juz cos na ksztalt budzetu die- >cezji. Czy dla przecietnego parafianina jest to czytelna ra- >chunkowosc, tego nie wiem. > > Nie uzyl slow "sprawy finansow KK ... sa prywatna sprawa proboszcza > parafii". To jest Pana prywatna tworczosc.;-) mozliwe, nie dysponowalem juz niestety tym artykulem przy pisaniu tego postu, chcialem tylko poruszyc te sprawe nie nadajac jej rzadnego negatywnego czy tez pozytywnego wyrazu :) > Natomiast red. Krzysztof Rozycki, ktory, jak powszechnie wiadomo, jest > wojujacym ateista, po przedstawionym przez ks.Musiala przykladzie pro- > boszczow katolickich parafii w USA (nie we Francji), dodal wlasna odre- > daktorska uwage : > >Nie bardzo wyobrazam sobie polskiego wiejskiego proboszcza, >ktory zdradza ludziom wszelkie swoje finansowe sekrety. > > Na przyszlosc poprosze o rzetelnosc. Oczywiscie nie wiedzialem ze Pani tak dba o szczegoly, mysle ze jednak nie zafalszowalem wypowiedzi ksiedza > > Zachodzi wiec pytanie czy podobne rzeczy sa mozliwe w Polsce, a jesli > > tak to kiedy, tego typu postawienie sprawy na pewno zmieniloby spojrze- > > nie na temat finansowania wizyty papieskiej i dyskusja o pieniadzach > > zwiazanych z KK bylaby taka sama i tyle budzilaby emocji co dyskusja > > na temat finansowania przedsiewziec gminy czy miasta. > > Ja mysle tak: finanse parafii sa przede wszystkim sprawa parafian, ktorzy > na rzecz parafii loza swoje srodki. U nas proboszcz co tydzien wywiesza > w gablotce wszystkie wydatki, a budzet parafii przyjmuje i zatwierdza rada > parafialna. Nie widze wiec powodu, zeby miec kompleksy np. w stosunku > do opisanych przez ks.Musiala katolickich parafii w USA. No to jest wszystko w jak najlepszym porzadku, nie widze powodu do nerwowych reakcji, nie mowiac juz o kompleksach. > Natomiast paradoksalne jest to, ze o kase polskich parafii martwia sie naj- > bardziej ci, ktorzy nie czuja sie czlonkami tej wspolnoty. Oni glownie. > Nie chce przez to powiedziec, ze wszedzie w Polsce jest z tym dobrze > i nie moze byc lepiej. Ale jednak nie przesadzajmy... Podobny zarzut mozna postawic policji lub sadownictwu ze martwia sie o ofiary przestepstw, bo przeciez to nie ich skrzywdzono. -- Marek
Polish holocaust survivors file suit against Poland for assets seized (fwd)
-- Forwarded message -- Date: Fri, 18 Jun 1999 20:20:11 PDT From: AFP <[EMAIL PROTECTED]> Newsgroups: clari.living.history, clari.world.europe.central, clari.living, clari.world.europe Subject: Polish holocaust survivors file suit against Poland for assets seized NEW YORK, June 18 (AFP) - A group of Polish holocaust survivors and their heirs filed a class action suit against Poland Friday in an attempt to recover property and assets they charge were illegally seized during World War II. The lawsuit, filed in the US District Court in Brooklyn, seeks to represent thousands of survivors and their relatives who lost more than 100,000 parcels of property, now worth billions of dollars, seized by the Nazis during the holocaust. The lawsuit also attempts to stop the Polish government from selling off the assets or pay the survivors and heirs compensation for the property. "We're not seeking money, we're seeking to expedite a fair system for these properties to be returned," said Mel Urbach, one of the plaintiffs' lawyers. "Our clients have been unable to get their property back through the Polish system and they've asked us to assist them." According to Urbach, the properties were taken over by the Polish government after World War II, under the theory that the assets were abandoned and could be legally confiscated. But the suit charges that holocaust survivors were forced to give up any attempt to retrieve or manage the properties. It also charges that since the war, the Polish government has commercially managed the property, developing it, renting and selling the assets that does not belong to it. Because the government has acted in a "private capacity," Urbach claims it is no longer covered by foreign sovereign immunity. Lawyers in the suit estimate the class of plaintiffs could eventually be as large as between 50,000-60,000 survivors and heirs. Urbach added that Poland maintains ledger books of property owners but has barred plaintiffs access to them in order to prove ownership claims. Ed Klein, another lawyer in the case, said six of the 11 named plaintiffs are from New York City and Long Island, but include others such as Peter Koppenheim, a British citizen who lives in Manchester, England. The case has been assigned to US District Court Judge Edward Korman, who last summer negotiated a 125-billion-dollar settlement between holocaust survivors and Swiss banks over assets seized by Nazis and never returned.
Moralnosc pani Nawrockiej (Poszukiwany-Poszukiwana)
Przepraszam za zawracanie glowy "pyskowkami" pani Nawrockiej piszacej do mnie w stylu: [cytuje Nawrocka]: napluje bezkarnie w twarz. obrzydliwa, pelna hipokryzji falszywka! Prosze tylko uwazac, by nie przegrzac glowki i sie, bron Boze, nie utopic. [koniec cytatu] Normalnie nie odpowiadam na tego rodzaju "chamstwo i porobstwo", ale pewna osoba z Polandela wyslala mi list domagajacy sie przeproszenia pani Nawrockiej - wyglada na to, ze jednak musze wyjasnic. Zanim odpowiem na atak pani Nawrockiej na moja osobe, pozwole sobie przypomniec krotki epizod z sympatycznej i bardzo onegdaj popularnej komedii pod tytulem "Poszukiwany-Poszukiwana": mamy taka oto scene gdy anonimowy facet (Lazuka), na przystanku autobusowym zagaduje atrakcyjna kobiete (Pokora), grzecznie, inteligentnie, milusienko, tii-ta, tii-taa, ou-eu-proszeu, panie tego sie zaleca. Potem bardzo grzecznie przepuszcza ja do autobusu i - widzi to inna kobieta, starsza i z wielkim koszem jaj, (zapewne na sprzedaz, zapewne ze wsi) i tez pospiesznie probuje wejsc do autobusu, wtedy jednak Lazuka, w oka mgnieniu, zamienia sie w ordynarnego chama, cos tam wulgarnie krzyczy, wypycha nieszczesna kobiete z drzwi, kopiac ja przy tym i rzucajac na odchodnym: "nie lubie chamstwa" - zaraz potem, rowniez w oka mgnieniu, zamienia sie w grzecznego kulturalnego pana i prowadzi grzeczna konwersacje z Pokora (przebranym za kobiete). Taak. Podobnie pani Nawrocka - jesli uwaza, ze sie oplaca zachowuje sie kulturalnie i przybiera poze osoby wrazliwej i kulturalnej (troszczy sie o moralnosc mlodziezy licealnej, chwali sie jak to dobrze wychowuje swoje dzieci). Jednak czasem, zwlaszcza gdy ktos osmieli sie ja skrytykowac, pani Nawrocka pokazuje swoja inna twarz, wykrzywiona przez pogarde i nienawisc, wykrzykujaca obelgi, wyzwiska i grozby (ach, strach :-). Ktora "twarz" pani Nawrockiej jest prawdziwa? Nie wiem, byc moze obie :-) Ale... do rzeczy... On Sun, 20 Jun 1999, Magdalena Nawrocka wrote: [...] > wyloze kawe na lawe. Zaczal mnie Pan atakowac, gdy administrator > Listy Polska wyrzucil Pana z tego grona, bo narobil Pan tam i to w > krotkim czasie wiele niepotrzebnego smrodu. > > A ja zostalam na obu Listach - i wlasnie tego nie moze mi Pan > darowac. Zawistnie chce Pan doprowadzic, bym odeszla chociaz z > Polandela. Daremne zale, prozny trud, Drogi Panie Mezynski. [...] Powyzsze jest kompletna bzdura, oszczerstwo i paranoja. Pani Nawrocka wciska mi "instynkty" ktore zapewne nie sa JEJ obce, rzucajac tym samym nieco swiatla na JEJ wlasna osobowosc i motywy postepowania. Przede wszystkim oszczerstwem jest, ze "doprowadzam" - najwyrazniej zakneblowac mnie pani Nawrocka chce (lub ukatrupic). Po drugie, tak, pan Wiechowski usunal mnie ze swojej prywatnej listy za przesylanie na "tamta" liste jego wybrykow na Polandelu. Ale, ja nawet nie pamietam, czy pani Nawrocka tam byla (przykro mi, ale nie zwrocilem uwagi :-), pamietam natomiast pana Glowackiego, pamietam, ze mnie ostro atakowal (aczkolwiek nie bluzgal jak Nawrocka yyy... chcialem powiedziec, nie bluzgal jak szewc :-) i wcale przeciez go nie "doprowadzam" do odejscia z Polandela, a nawet, po okresie gniewu, uwazam pana Glowackiego za gentelmena (nawet w stosunku do mnie, chaciaz przeciez [co tu kryc] kobieta [ani aniolkiem] nie jestem). Gdyby bluzgal jak szewc, albo w jakis inny sposob jego postepowanie mnie razilo, zapewne bym go krytykowal. Krytykowalem natomiast pana Szymoszka, chociaz na ogol go lubie i (o ile pamietam) na "wiechowskie" listy nie zachodzi :-) Coz ja jeszcze moge powiedziec "na usprawiedliwienie"? Prosze pomyslec, jakich argumentow mogliby panstwo uzywac, gdyby ktos "zgadywal" wasze intencje i robil wam z tych "przeczuc" zarzuty? :-) Cie choroba.. :-) Pani Nawrocka przelewa tez krokodyle lzy nad przezwiskami jakimi ja jakoby "przepedzam z Polandela": > "Grafomanka", "miernota" to tylko dwa epitety, ktore przytaczam ze > swiezej pamieci, zapewniam Pana, ze trzymam kompletne archiwum, > gdzie znajdzie sie zapewne wiecej takich kwiatkow. Jesli chodzi o "miernote" to nigdy pani Nawrockiej miernota nie nazwalem. Czyli klamie pani, pani Nawrocka. Jesli zas chodzi o grafomanke, to rzeczywiscie, zasypywany stekiem bluzgow i szyderstw, powiedzialem raz (a moze dwa?) co o wypracowaniach pani Nawrockiej mysle. Jest to moj gust i zdaje sobie sprawe, ze nie powinienem byl jej tego mowic - racja, ale... jesli mnie pani Nawrocka za znacznie wieksza liczbe wyzwisk i szyderstw jakich ja od niej zaznalem, jesli pani Nawrocka nie przeprosi tez za grozby (i nie odwola) jakie pod moim adresem posyla, ja tez jej nie przeprosze. I basta! I to by bylo na tyle, Wasza dzielna baba z koszem kopnieta w jaja, [i, prosze wykreslic, lepiej bedzie]: Wasza dzielna baba z jajami kopnieta w kosz, [...tez nie, prosze wykreslic] Wasz "zapluty [przez Nawrocka] karzel" inteligencji polskiej ASM
Re: Towarzysze-rewidenci
>Marzena Romanowicz: > >> Ewa: >> >A czy Pepsi mniej truje? Moze sie przerzuce... >> >> Jak sie dowiedzielismy z listu Irka Zablockiego, one obie sa siebie warte. >> Ja tam pije herbate na filtrowanej wodzie i soki nie zawierajace zadnych >> sztucznych dodatkow. >> Przynajmniej umre zdrowsza ;-) >> >> Marzena > >Co sie z tym narodem porobilo?! Herbatki na wodzie filtrowanej i >soczki bez dodatkow... Czytam i oczom wlasnym nie wierze. Ja, >Kochanien'ka, z pewnym Romanowiczem, prawnikiem zreszta, we >Wroclawiu, owszem herbatke tez. Ale, jak juz ma sie spotykali to >wybornie bylo i trawiasto a czasami wrecz do tanca. Ale tenze >Romanowicz z rodziny Pisarzow Wielkich Koronnych byl, moze >przez to taki literacki? > >Irek Noo, przeciez sie nie moge tak jawnie przyznac do uzywania napojow wyskokowych, bo jak ktos wczesniej zauwazyl, dzieci moga czytac nasza liste, i co, wyjdzie wtedy ze ja do alkoholizmu namawiam albo i co gorsza A co do prawnika Romanowicza, to on musi z jakiejs innej galezi. Ja co prawda Wroclawianka, ale moj osobisty Romanowicz Bydoszczak. Marzena
Re: Dama z fallusem
Malgorzata Zajac przytoczyla fragmenty wywiadu z p. Rottenberg: > + Czy moglaby Pani wyjasnic, w czym lezy wartosc dziela pani Kozyry ? > > * Chce pan ze mna rozmawiac o sztuce ? Rozumiem, ze ma pan odpo- > wiednie wyksztalcenie. Piekne. Po prostu piekne! By rozmawic o sztuce trzeba miec "odpowiednie wyksztalcenie". Przypomina mi sie oczywiscie od razu moja analogia pomiedzy stanem sztuki wspolczesnej i kondycja nauk humanistycznych. Belkot zostal tam awansowany do miary "naukowego zargonu" (ktorego oczywioscie nie moga zrozumiec profani). Sztuka zamiast docierac do nas poprzez wrazenia estetyczne jest wysoce wymyslna forma dzialalnosci, ktora mozna studiowac o ile sie ma "odpowiednie wyksztalcenie". Pani Rottenberg nie wie zapewne, ze np. w muzyce fakt, ze odbieramy pewne zestawienia dzwiekow jako dysonanse nie wynika z naszych upodoban kulturowych, ale... z budowy ucha wewnetrznego. Mimo, ze podobnie prostych zaleznosci trudno sie doszukiwac w sztukach plastycznych, to jednak trzeba pamietac, ze nawet i tu sztuka nie moze byc oderwana od zmyslow odbiorcy i podlegac jedynie "analizie" zamiast odbiorowi zmyslowemu. > + Chcialbym sie dowiedziec jakie jest przeslanie dziela, pokazujacego >pania Kozyre z przyklejonym penisem w meskiej lazni. Czy mogla by >to pani w kilku slowach wyjasnic ? > > * Nie mozna w kilku slowach wyjasnic wielkosci Leonarda da Vinci i na > przyklad tajemnicy usmiechu Giocondy. Ble, ble, ble. Az sie prosi by przytoczyc przesmiewcze teksty Sokala, ktory przypominal jak to socjolodzy postmodernistyczni powaznie zapewniaja, ze nie da sie w kilku zdaniach wyjasnic pomyslu przyrownania meskiego czlonka do pierwiastka z minus jeden (autentyczne!), podobnie jak nie da sie wyjasnic prosto teorii wzglednosci. Drodzy Panstwo, kto sie da na to nabrac? Nawet najbardziej skomplikowane pomysly fizyki, matematyki i biologi maja swoich popularyzatorow, ktorzy potrafia, bez naruszania meritum przekazac sedno problemu byle profanowi. Nawet najwieksze dokonania sztuk plastycznych minionych setek lat maja prosta nieprzemijajaca wartosc estetyczna, ktora moze odczuc debil z IQ=70. Wielkosci Leonarda nie trzeba wyjasniac. Podobie do odczucia jego geniuszu w zaden sposob nie jest potrzeba "wyjasnienie" usmiechu Giocondy. Notobene: czy ktos ten usmiech "wyjasnil"? Moze p. Rottenberg?? > > + Pani porownuje dziela pani Kozyry do dziel Leonarda da Vinci ? > > * Tego nie wiem. To czas pokaze. Mowie przykladowo. Moze chcialby pan, >zebym panu wyjasnila zasady sztuki Pipilotti Rist ? Moze bysmy ja poro- >wnali do Tacity Dean ? ROTFL, ROTFL, ROTFL > + Bardzo mozliwe, ze taka pani faktycznie istnieje, ale my sie caly czas >nie rozumiemy. [...] > > * To po co pan tu przyszedl ? Agresja typowa dla przedstawicieli kultury belkotu > + Dzielo Katarzyny Kozyry reprezentuje Polske - a wiec i mnie - za grani- >ca. Dlatego uwazam, ze mam prawo zapytac, jakie wartosci sa w tym >dziele ? > > * Ono jest zwiazane z pojeciem tozsamosci. Z proba wcielenia sie w inna >tozsamosc i zobaczenia, po pierwsze, czy jest to mozliwe i, po drugie, >czy istotnie takie wcielenie jest rozroznialne publicznie. Niezwykle... To do tego trzeba az wydac kupe szmalu i samemu sobie przyklejac gumowego panisa? Istnieje cala bogata literatura na temat zjawisk gender identity disorder (cross-derssing, transsexualizm, etc) poruszajaca to zagadnienie zarowno od strony medycznej jak i psychologicznej. Przeprowadzono setki obserwacj, ktore tworza dosc wyczerpujaca statystyke. Wystarczylo pojsc do biblioteki. Czy p. Rottenberg naprawde wierzy, ze "dzielo" Katarzyny Kozyry wnioslo jakikolwiek istotny wklad do dyskusje o tozsamosci??? > + To znaczy, ze mozna wlasciwie zrobic wszystko, sfilmowac to i bedzie >to poza smakiem i kategoriami umozliwiajacymi ocene ? Czyli gdybym >ja zaplanowal jakis performance, cos na przyklad, co robi sie w WC, >to tez moglbym powiedziec, ze to jest sztuka ? > > * To juz bylo 40 lat temu. Nawet polaczone z konsumpcja w filmie Passo- >liniego. Musialby pan zrobic cos bardzo osobistego. Ale nie na zasadzie >wyliczanki - musialby pan miec cos do powiedzenia i znalezc do tego >forme. No wlasnie. Trzeba miec cos do powiedzenia. Pssolini mial cos do powiedzenia. Podobnie mieli inni skandalisci, czy to Aubrey Breadsley (sp?) czy Henry Miller. Prowadzacemu wywiad nie udalo sie jednak dowiedziec co p. Kozyra miala do powiedzenia. Co do formy, to wszyscy wiemy jak owa forma wyglada. Moim skromnym zdaniem p. Kozyra po prostu nic nie miala do powiedzenia. Nie ma sie co napuszac i nadymac. Nie ma tez z czego robic afery. W koncu mamy setki grafomanow, pacykarzy i zwyczajnych wariatow, ktorzy twierdza, ze sa artystami. > O co by jej nie chodzilo, wiceminister kultury Slawomir Ratajski powiedzial > dzis, ze dzielo Katarzyny Kozyry bylo sponsorowane przez jego ministers- > two suma przekraczajaca 200 tysiecy zlotych. W promocji brali udzial pra- > cownicy szac
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Anna Romanowska: > > Moim zdaniem wszystko to wiaze sie z tym , ze Polacy inaczej przyjmuja = > krytyki od Niemcow niz od kazdej innej narodowosci. Kompleks Niemcow i o = > Niemcach bedzie jeszcze trwal dlugo. > Mam nadzieje, ze majac na mysli Niemcow bierzemy pod uwage ludzi reprezentujacych jaka taka oglade towarzyska a nie ... . > >>>Rozmawialem z > >>>katolikami. JP II to dla nich zwierzchnik "ich kosciola", ale oni > >>>oczekuja dialogu a nie rozkazow. > > I ten dialog ma wygladac tak: jak Ojcze Swiety nie zgadzasz sie z tym = > czego my chcemy w kwestii aborcji czy czego innego co uwazamy , ze nie = > jest na miare postepu XX wieku to - wypisujemy sie z takiego kosciola. > Swiecki szef katolikow niemieckich apelowal do biskupow o sprzeciwstawienie sie Papiezowi. Ich prawo - uwazam. Nie wiem czy dojdzie do kolejnej fali wystapien z niemieckiego K.K. Niemcy sa przeczuleni na punkcie demokracji rowniez w kwestiach religijnych. Ja wspomnialem o dialogu a Ty, Aniu podalas przyklad szantazu.;-) > > Irek > > > > ps A tak przy okazji to : UDANYCH WAKACJI WSZYSTKIM z POLAND-L > > jutro wylatuje do Polski , Ania Baw sie dobrze w Polsce! Irek
Re: Dama z fallusem
Z artykulu pani Moniki Malkowskiej : >Ciekawe, ze plastyczna wartosc brzydoty nie zdewaluowala >sie do dzis. Kazdy kandydat na artyste w czasie studiow >przechodzi przez... kurs estetyzmu. Na uczelniach plastycz- >nych do aktow pozuja ludzie starzy, zdeformowani chorobami. >Ale nie krepuje ich nagosc, nie maja kompleksow zwiazanych >z wygladem. Pogodzeni ze swa fizycznoscia, oswojeni z obser- >wowaniem, zachowuja sie calkowicie naturalnie. I o taka >wlasnie nagosc chodzi Katarzynie Kozyrze. Ja jeszcze moge dodac kilka zdan z wywiadu dyrektorki Panstwowej Galerii Sztuki Zacheta - pani Andy Rottenberg dla "Zycia" : + Czy moglaby Pani wyjasnic, w czym lezy wartosc dziela pani Kozyry ? * Chce pan ze mna rozmawiac o sztuce ? Rozumiem, ze ma pan odpo- wiednie wyksztalcenie. + Chcialbym sie dowiedziec jakie jest przeslanie dziela, pokazujacego pania Kozyre z przyklejonym penisem w meskiej lazni. Czy mogla by to pani w kilku slowach wyjasnic ? * Nie mozna w kilku slowach wyjasnic wielkosci Leonarda da Vinci i na przyklad tajemnicy usmiechu Giocondy. + Pani porownuje dziela pani Kozyry do dziel Leonarda da Vinci ? * Tego nie wiem. To czas pokaze. Mowie przykladowo. Moze chcialby pan, zebym panu wyjasnila zasady sztuki Pipilotti Rist ? Moze bysmy ja poro- wnali do Tacity Dean ? + Bardzo mozliwe, ze taka pani faktycznie istnieje, ale my sie caly czas nie rozumiemy. [...] * To po co pan tu przyszedl ? + Dzielo Katarzyny Kozyry reprezentuje Polske - a wiec i mnie - za grani- ca. Dlatego uwazam, ze mam prawo zapytac, jakie wartosci sa w tym dziele ? * Ono jest zwiazane z pojeciem tozsamosci. Z proba wcielenia sie w inna tozsamosc i zobaczenia, po pierwsze, czy jest to mozliwe i, po drugie, czy istotnie takie wcielenie jest rozroznialne publicznie. + Produkcja dziela pani Kozyry jest sponsorowana przez miesiecznik "Max". Podobno bez pomocy tego pisma Polska w ogole nie bylaby reprezentowana na biennale. * Poniewaz nie mozna byloby stworzyc dziela. Nie byloby za co. Ale dzielo bylo zaplanowane, zanim pojawil sie miesiecznik "Max". Byl konkurs na osobe artysty, a nie na konkretne dzielo. + Czy uwaza Pani, ze dzielo pani Kozyry jest kontrowersyjne, czy tez, jesli sie komus nie podoba, jest to swiadectwem jakichs uprzedzen ? * Kazda sztuka ma swoich wyznawcow i wrogow. Nie ma przymusu, zeby ktos lubil takie lub inne dzielo sztuki. Pojecie dobrego smaku sie zmienia. Wszystko zalezy od tego jak je rozumiemy. Ta prawidlowosc dotyczy nie tylko sztuki, ale wszystkiego. Ja bym jednak nie mowila o smaku, w przypadku tego co robi Katarzyna Kozyra. To jest tak, jak z tworczos- cia Witkacego. Jego dziela nie byly zwiazane z kwestia smaku. + To znaczy, ze mozna wlasciwie zrobic wszystko, sfilmowac to i bedzie to poza smakiem i kategoriami umozliwiajacymi ocene ? Czyli gdybym ja zaplanowal jakis performance, cos na przyklad, co robi sie w WC, to tez moglbym powiedziec, ze to jest sztuka ? * To juz bylo 40 lat temu. Nawet polaczone z konsumpcja w filmie Passo- liniego. Musialby pan zrobic cos bardzo osobistego. Ale nie na zasadzie wyliczanki - musialby pan miec cos do powiedzenia i znalezc do tego forme. Hmm... Bardzo niesmaczne zakonczenie...;-) Ale nie rozumiem, czy pani Kozyrze chodzilo o taka nagosc, o ktorej pisze pani Malkowska (nalezy chyba zalozyc, ze panowie w lazni raczej nie byli "oswojeni z obserwowaniem"), czy o wcielenie sie w inna tozsamosc, jak mowi pani Rottenberg ? Ach, ci artysci... O co by jej nie chodzilo, wiceminister kultury Slawomir Ratajski powiedzial dzis, ze dzielo Katarzyny Kozyry bylo sponsorowane przez jego ministers- two suma przekraczajaca 200 tysiecy zlotych. W promocji brali udzial pra- cownicy szacownych instytucji publicznych. Nie chce krakac, ale Male Zie- lone z pewnoscia wezma ich pod lupe... Malgorzata
Re: New Age na "prawicy"
Mlodziez - panie Bartku - mlodziez przez z z kropka. Jeden raz uwazalabym za lizerowke, ale Pan to powtorzyl dwukrotnie. Alicja Zielinska > .Mit Sw. Graala (co do jego istotnosci chyba dyskusji nie ma) rowniez > wystepowal poczatkowo w filozofi tradycjonalizmu integralnego odgrywajac > dosyc istotne znaczenie (Otto Rahn). W chwili obecnej jednak spadkobiercy > tej ideologi na tyle daleko odeszli od wszelkich tradycji kultury > judeo-chrzescijanskiej, ze predzej mozna znalezc u Mlodzierzy > Wszechpolskiej "Thule" i "Nowa Prawice" niz Swietego Graala. > > . > . > > Pozdrawiam, > > Bartek Rajwa > > PS: Faktu, ze jednym z polecanych "linkow" ze strony Mlodzierzy > Wszechpolskiej jest Ku Klux Klan chyba nie warto komentowac... > > -- > .
Re: New Age na "prawicy"
Andrzej Migdalski napisal: > > Organizacja ta potepiala chrzescijanstwo jako "obce > > germanskiej duszy" i splamione zydowskim dziedzictwem. > > Jakby tego bylo malo, jednym z czlonkow lozy Thule byl sam > > Adolf Hitler (i kilku wazniejszych ideologow Nazi-partii). > > Dosc ryzykownie Pan to polaczyl, zwazywszy, ze (rzeczywiscie > przedchrzescijanski, ale nie germanski) mit o Thule w kulturze Zachodu > ustepuje miejsca chyba tylko mitowi o Atlantydzie. Wylacznie na > podstawie nazwy mozna by te grupe tak samo dobrze powiazac z np. Henry > W. Longfellow, odkrywcami polnocnych rejonow Ziemi, czy tez Eskimosami > zamieszkujacymi miejscowosc Thule na Grenlandii. Wiem czym jest dla kultury Zachodu mit Thule i szczerze mowiac nie przecenialbym jego wartosci. Interesujace jest to, ze ostatnimi czasy pojawias sie on jedynie w kontekscie integralnego tradycjonalizmu (np. u J. Evoli) lub tez wprost w ideologiach otwarcie czerpiacych z faszyzmu lub nazizmu. Nie chce uzywac tych terminow jako etykietek, tylko po prostu jako nazw nurtow politycznych. Mit Thule jest dla tychze nurtow kluczowy, wiec nie przypadkowo mielismy np. loze "Thule" i nie przypadkowo mam teraz np. http://www.thulenet.com. (wszystkim polandelowiczom sugeruje odwiedzic...) Mit Sw. Graala (co do jego istotnosci chyba dyskusji nie ma) rowniez wystepowal poczatkowo w filozofi tradycjonalizmu integralnego odgrywajac dosyc istotne znaczenie (Otto Rahn). W chwili obecnej jednak spadkobiercy tej ideologi na tyle daleko odeszli od wszelkich tradycji kultury judeo-chrzescijanskiej, ze predzej mozna znalezc u Mlodzierzy Wszechpolskiej "Thule" i "Nowa Prawice" niz Swietego Graala. Oczywiscie nie chce demonizowac wspolczesnego rewolucyjnego neo-faszyzmu, ktory jest zjawiskiem interesujacym i czerpie pelnymi garsciami z tego co w tradycjonalizmie integralnym (i faszyzmie) bylo najlepsze (Julius Evola, Ernst Junger, Oswald Spengler), ale nie widze powodu by dac sobie robic wode z mozgu, ze ten prad myslowy ma cokolwiek wspolnego z chrzescijanstwem (lub katolicyzmem w szczegolnosci). Jezeli wystepuja tu jakiekolwiek relacje to chyba tylko zaprzeczenia i odrzucenia tradycji. Ja sadze, ze osoby, ktore w Polsce z opisana ideologia sie utozsamiaja dobrze o tym fakcie wiedza, zas hasla narodowo-katolickie sa dla nich jedynie przykrywka. Idea, ktora maja w gebie oraz (jak mawial Lec) w pobliskim nosie. By zajsc z oblokow na ziemie powiem tylko tyle, ze zapominajac o calej dyskusji ideologicznej wystarczy trzymac sie zasady "po owocach ich czynow poznacie ich" by wiedziec doskonale kto co reprezentuje. Pozdrawiam, Bartek Rajwa PS: Faktu, ze jednym z polecanych "linkow" ze strony Mlodzierzy Wszechpolskiej jest Ku Klux Klan chyba nie warto komentowac... -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Grabowska o pogrzebie przerwanym porodem
Wladyslaw Gomulka powiedzial do Stanislawa Mikolajczyka: -"Raz zdo- bytej wladzy nikomu nie oddamy". I co? Kiedy 27 stycznia 1990 roku rozpoczynal sie w Warszawie ostatni, likwidacyjny, XI Zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, dziennik "Rzeczpospolita" napisal: "PZPR konczy w stylu, na jaki zasluzyla. Pracowala na to 40 lat na posadzie partii panstwowej. Nie udala sie proba zapanowania nad historia". Juz po raz drugi w ciagu niespelna 10 lat nieboszczka PZPR przeksztalca sie w inna partie po to, by uratowac swoj majatek. "Pogrzeb przerwany porodem" - okreslil wtedy to wydarzenie Jerzy Szperkowicz w "Gazecie Wyborczej": "Nieboszczka zorientowala sie, ze nie ma komu zostawic majatku, wiec przystapila do rodzenia". Bylo tak: najpierw XI Zjazd sie zaczal. O godzinie 20.45 zostal zawieszony. O godzinie 21.30 ci sami delegaci rozpoczeli obrady juz jako "Kongres Zalozycielski SdRP". Kontynuowano go nastepnego dnia, przerwano jednak zaraz po przyjeciu statutu, nazwy "SdRP" i deklaracji programowej. O polnocy z niedzieli na poniedzialek wznowiono XI Zjazd PZPR, ktory uchwalil zakonczenie dzialalnosci PZPR. Wowczas znow wznowiono Kongres Zalozycielski SdRP. Odbywalo sie to wiec w rytmie: Zjazd-Kongres-Zjazd-Kongres. Bylo to zas potrzebne tylko w jednym jedynym celu: aby nie utracic rosz- czen do majatku, nalezacego do dawnej PZPR. W mysl przepisow, gdyby PZPR rozwiazala sie przed utworzeniem innej partii, ktora przejmuje jej aktywa i pasywa - to caly majatek partyjny automatycznie prze- szedlby na wlasnosc panstwa. Kiedy delegaci dowiedzieli sie o tej sytuacji prawnej, szybko znalezli wyjscie. I tak oto PZPR jeszcze formalnie istniala, gdy powolano do zycia Socjaldemokracje Rzecz- pospolitej Polskiej. Dopiero wtedy mozna bylo porzadnie pogrzebac nieboszczke i przejac jej aktywa majatkowe. Z sali wyprowadzono sztandar PZPR, a zebrani delegaci pod batuta ostatniego Pierwszego Sekretarza Mieczyslawa Rakowskiego odspiewali Miedzynarodowke, a sztandar - wyniesiono. Niektorzy delegaci ocierali lzy z powiek.. Podczas gdy w Palacu Kultury w Warszawie obradowaly na zmiane Zjazd Likwidacyjny PZPR i Kongres Zalozycielski SdRP, pod gmachem groma- dzila sie radykalna mlodziez, wznoszac okrzyki w rodzaju "Precz z komunizmem". Doszlo do starc z milicja. Nowy przywodca SdRP Aleksan- der Kwasniewski powiedzial w zwiazku z tymi zajsciami na konferencji prasowej o swojej nowej partii: "Zaczynamy tak, jak przed dwoma tysiacami lat zaczynali pierwsi chrzescijanie w Rzymie". Pierwsi chrzescijanie nie mieli jednak chyba tylu problemow z upo- rzadkowaniem spraw majatkowych. Oswiadczenie Lecha Walesy z 29.01.1990: "Bezprawnie zgromadzony ma- jatek bylej PZPR stanowi wlasnosc calego spoleczenstwa. Dlatego zad- na z nowo tworzacych sie partii nie ma prawa do dobr materialnych po PZPR. Przejecie majatku przez ktorakolwiek partie bedzie aktem politycznej arogancji...". Ale SdRP nigdy nie rozliczyla sie publicznie z przejetych dochodow, uzyskanych przez lata funkcjonowania partii - matki jako jedynego wlasciciela panstwa. Gdyby gesty dobrej woli ze strony bylej PZPR, nastepnie bylej SdRP, a obecnie SLD byly wiarygodne - opinia publiczna powinna otrzymac do wiadomosci takie szczegolowe rozliczenie z lat 1944-1990. Delegaci na ostatni Zjazd PZPR energicznie domagali sie "zaprzesta- nia rozliczen". Ostrzegali przed "terrorem prawicy". Postulat ten nie moze jednak w zadnym przypadku dotyczyc zaprzestania rozliczen majatku, ktory najpierw zgromadzila PZPR, nastepnie odziedziczyla SdRP, a obecnie SLD ma nadzieje pozbyc sie raz na zawsze wszystkich zwiazanych z tym klopotow. (C) Alina Grabowska, Dziennik Polski, 1999
Re: Dama z fallusem
Pan Bartek konczy swoj list : > Po tym co dokonala p. Kozyra, jedyne co pozostaje do obnazenia > to intymnosc w toalecie. Jednym slowem lamanie konwencji weszlo > w slepa uliczke ludzkiej cielesnosci i fizjologii osiagajac samo > dno. Poznalismy mniej wiecej argumenty przemawiajace za stanowiskiem sprowadzajacym sie do stwierdzenia, ze pani artystka, mowiac nieco przesadnie, dokonala zamachu na ludzka godnosc i prawo do intymno- sci, pogwalcila moralne zakazy, zerowala na niezdrowej sensacji etc. Pomyslalam, ze dla urozmaicenia dobrze bedzie przedstawic jeszcze jakies odmienne stanowisko. W ostatnim numerze "+Plus-Minusa" (z 19 czerwca) - w czesci "papierowej" (niedostepnej w sieci) - znalazlam opinie Moniki Malkowskiej. Malkowska posiada w tym dodatku staly kacik pt."Kroniki Moniki M." Malkowska nawiazuje do zawirowan zwiazanych ze schylkowymi okresami roznych epok. Zawirowania te objawiaja sie paradoksalnie odrzucaniem uznanych systemow wartosci i jednoczesnym powrotem do tradycji. Pisze, ze : Niewiele osob przyznaje sie do "niezdrowej" checi wcielenia sie - chocby na krotko - w przedstawiciela przeciwnej plci. A takie pragnienie jest tak stare, jak ludzkosc, lub przy- najmniej tak stare, jak wysoko rozwiniete cywilizacje. Ze szczegolna zas moca pytanie o odmiennosci i podobienstwa psychiczno-fizyczne kobiet i mezczyzn pojawiaja sie w schyl- kowych, dekadenckich okresach roznych epok. Zblizajacy sie przelom tysiacleci do takich przelomow nalezy. Sprzyja roz- nego typu zawirowaniom, odrzucaniu dawnych systemow wartosci, tradycji. Jednoczesnie ciagle napiecie, lek i stresy sklaniaja ludzi do poszukiwania stalych wartosci, do odbudowywania tradycji. I tak spoleczenstwa konca XX wieku balansuja miedzy cynizmem a fanatyzmem. Ta emocjonalna amplituda znajduje tez odzwier- ciedlenie w sztuce. Rozchwianie widac zarowno w samej formie, jak i w okresleniu sensu artystycznych dzialan. Jak na tym tle plasuja sie dokonania Kozyry ? Wbrew pozorom blisko tradycji. Wniosek, jak widac, smialy. A na czym opiera autorka jego uzasadnie- nie ? Otoz Malkowska opiera swoje stanowisko na wartosciach estety- cznych brzydoty. Odrazajace ciala nagich starcow i staruch sluzyly artystom gotyku jako umoralniajace symbole. W makabrycznych wizjach obnazonych, rozkladajacych sie truchel, zestawionych z uro- dziwymi pannami czy dorodnymi mlodziencami tkwila przestroga przed grzechem. Tworcow renesansu kalectwo i szpetota intry- gowaly jako godne odnotowania "wybryki natury". W dobie ba- roku brzydota, starosc, a nawet uposledzenie psychiczne uz- nano za tematy malarskie, choc gorszego gatunku. Dewiacje i odchylenia od psychicznej normy fascynowaly romantykow. W XIX wieku niektorzy artysci zwrocili uwage na... wartosci estetyczne brzydoty. W kazdym sensie: fizycznej, umyslowej, duchowej. Tym razem nie chodzilo o moralizowanie, lecz o zaakceptowanie ludzkiej ulomnosci. Antybohater musial byc naturalny w gestach, chocby najbardziej wulgarnych. Nagi, musial zachowywac sie tak, jakby byl przyodziany. To byla estetyczna i etyczna rewolucja, ktorej skutki obserwujemy do dzis. Pierwsi poszukiwacze "krytycznego punktu brzydoty" nie spo- tkali sie z aprobata ich wspolczesnych. Toulouse-Lautrec, odtwarzajac wyglad pensjonariuszek domow publicznych w sy- tuacjach "niezawodowych", ostentacyjnie lekcewazyl publi- cznosc. Takze Edgar Degas portretowal "panienki" obnazone, ale bynajmniej nie uwodzicielskie. Podobnie nieatrakcyjne bywaly odtwarzane przez niego baletnice czy myjace sie kobiety. Jego prace przypominaja migawkowe zdjecia, robione bez wiedzy bohaterek. Ta niewiedza pozwala im przybierac swobodne pozy. Zdaja sie byc nieswiadome tego, ze ktos je obserwuje i - uwiecznia na rysunku. Ciekawe, ze plastyczna wartosc brzydoty nie zdewaluowala sie do dzis. Kazdy kandydat na artyste w czasie studiow przechodzi przez... kurs estetyzmu. Na uczelniach plastycz- nych do aktow pozuja ludzie starzy, zdeformowani chorobami. Ale nie krepuje ich nagosc, nie maja kompleksow zwiazanych z wygladem. Pogodzeni ze swa fizycznoscia, oswojeni z obser- wowaniem, zachowuja sie calkowicie naturalnie. I o taka wlasnie nagosc chodzi Katarzynie Kozyrze. Czyli, jesli dobrze zrozumialam, technika i narzedzia, ktorymi po- sluguje sie artysta, sa malo wazne w porownaniu z intencja autora i przeslaniem jego dziela. Tylko czy przecietnie wrazliwy odbiorca jest w stanie te intencje i przeslanie autora wlasciwie odczytac ? Izabella
"Lily of the Valley" by Suzanne Strempek Shea (fwd)
Pomyslalem sobie, ze rowniez ktos na Polandelu moze sie zainteresowac. ASM >> Date: Thu, 24 Jun 1999 18:02:27 -0400 (EDT) From: [EMAIL PROTECTED] Reply-To: [EMAIL PROTECTED] To: [EMAIL PROTECTED] Subject: "Lily of the Valley" by Suzanne Strempek Shea Does anyone have any advance information about "Lily of the Valley," the third novel by Suzanne Strempek Shea? I just received a postcard with a notice that it will be available from Pocket Books in August 1999. Here's an excerpt from the notice: "Lily Wilk is an artist who paints her small Massachusetts town--literally. >From fire hydrants to houses to fanciful fingernail designs, her brushwork is in demand. But when the owner of the largest supermarket chain in the valley commissions a family portrait from Lily, the process allows her to piece together a new understanding of herself, her unsuccessful marriage, her hopeful future--and what it truly means to be a family." The artist is Lily Wilk, the owner's name is Mary Ziemba, so maybe there are some Polish elements in this novel. More information on "Lily of the Valley" and Shea's other Polish-American novels, "Selling the Lite of Heaven" and "Hoopi Shoopi Donna" at this site: http://www.geocities.com/Athens/Delphi/5348/lily.html Maryann Wojciechowski
Re: Towarzysze-rewidenci
Pan Marek Kowalewski (komarek) wtraca : > Ostatnio czytalem ciekawy artykul w "Angorze" w ktorym jeden z ksiezy > jezuitow (nie pamietam teraz nazwiska) wypowiadal sie na temat finan- > sow KK a takze kultu JP II w Polsce. Nie mam teraz tego tekstu ale wy- > razil sie on troche krytycznie o niektorych formach tego kultu jakim np > sa pomniki Ojca Swietego, jest ich w Polsce ponad sto, natomiast wedlug > niego pieniadze ktore zostaly przez nie pochloniete w rownie szlachetny > sposob moglyby byc zainwestowanie w katolickie przedszkola lub inne > osrodki pomocy spolecznej. Nie uwazam "Angory" za powazne pismo. To co Pan ma na mysli, to nie byl artykul, ale wywiad. Nie w tym jednak rzecz. Jezeli Pan czytal migawki z papieskiej wizyty, to pewnie przypomni Pan sobie, ze sam papiez tez nie przepada za wazeliniarstwem i pomnikami. Natomiast jesli idzie o wydawanie pieniedzy, to nalezaloby zawsze zapytac: czyje to sa pieniadze. Zasada powinna byc prosta: wlasciciel pieniedzy ofiarowuje je na taki cel, na ktory chce je przeznaczyc. Kropka. Jesli idzie o to, co Pan nazywa "kultem JP II", to pozwole sobie zwrocic Panu uwage np. na takie oto slowa owego ksiedza jezuity : Relacje papieza z biskupami, mimo calowania w pierscien i przyklekania przed nim, nie sa oparte na modelu szef kon- cernu - dyrektorzy poszczegolnych filii, zwlaszcza, ze kazdy biskup sprawuje swa wladze, jako nastepca apostolow. > Poruszyl tez sprawy finansow KK, ktore jak okreslil, w Polsce sa pry- > watna sprawa danego proboszcza parafii, podal jednoczesnie przykla- > dy z innych krajow jak np Francji , gdzie to ogolnie przyjete jest ze > proboszcz parafii wywiesza co tydzien liste z ujetymi finansami i prze- > znaczeniem zebranych pieniedzy z cotygodniowej mszy. Jest to wiec > sprawa normalna i nikt nie odczuwa zadnych negatywnych reakcji z > tym zwiazanych. Pamiec Pana zawodzi. Ten jezuita (no zdradze, ze chodzi o ksiedza Stanislawa Musiala) powiedzial o powyzszym tak: W sferze koscielnych bilansow cos zaczyna sie zmieniac. Kilku biskupow opublikowalo juz cos na ksztalt budzetu die- cezji. Czy dla przecietnego parafianina jest to czytelna ra- chunkowosc, tego nie wiem. Nie uzyl slow "sprawy finansow KK ... sa prywatna sprawa proboszcza parafii". To jest Pana prywatna tworczosc.;-) Natomiast red. Krzysztof Rozycki, ktory, jak powszechnie wiadomo, jest wojujacym ateista, po przedstawionym przez ks.Musiala przykladzie pro- boszczow katolickich parafii w USA (nie we Francji), dodal wlasna odre- daktorska uwage : Nie bardzo wyobrazam sobie polskiego wiejskiego proboszcza, ktory zdradza ludziom wszelkie swoje finansowe sekrety. Na przyszlosc poprosze o rzetelnosc. > Zachodzi wiec pytanie czy podobne rzeczy sa mozliwe w Polsce, a jesli > tak to kiedy, tego typu postawienie sprawy na pewno zmieniloby spojrze- > nie na temat finansowania wizyty papieskiej i dyskusja o pieniadzach > zwiazanych z KK bylaby taka sama i tyle budzilaby emocji co dyskusja > na temat finansowania przedsiewziec gminy czy miasta. Ja mysle tak: finanse parafii sa przede wszystkim sprawa parafian, ktorzy na rzecz parafii loza swoje srodki. U nas proboszcz co tydzien wywiesza w gablotce wszystkie wydatki, a budzet parafii przyjmuje i zatwierdza rada parafialna. Nie widze wiec powodu, zeby miec kompleksy np. w stosunku do opisanych przez ks.Musiala katolickich parafii w USA. Natomiast paradoksalne jest to, ze o kase polskich parafii martwia sie naj- bardziej ci, ktorzy nie czuja sie czlonkami tej wspolnoty. Oni glownie. Nie chce przez to powiedziec, ze wszedzie w Polsce jest z tym dobrze i nie moze byc lepiej. Ale jednak nie przesadzajmy... Finansowanie wizyty papieskiej w czesci dotyczacej budzetu panstwa po- winno byc przedmiotem nadzoru organow konstytucyjnych panstwa. To sa- mo dotyczy organow samorzadowych miast i gmin. M.in. po to je wybiera- no. To wszystko. Malgorzata
Re: filmy i sitcomy
Andrzej Szymoszek: > [...] Cezary Pazura. Ten aktor nie okazal > sie typem twardziela w stylu Linda, choc gral u jego boku > u Pasikowskiego, ale uznanie zdobyl przede wszystkim jako > komik ("Kiler" Machulskiego) i w tym charakterze, bo tez > i w jakim innym moglby zrobic kariere w sitcomie, objawil > sie jako glowny bohater serialu "Trzynasty posterunek". > [...] > > Andrzej Szymoszek > Kilka tygodni temu przegladajac gazete telewizyjna, zauwazylem recenzje niemieckiego filmu, w ktorym jednym z bohaterow mial byc Polak. A potem zdumienie: wsrod wykonawcow widnialo nazwisko Cezarego Pazury. A przeciez w RFN jest juz dyzurny aktor polski grajacy Polakow.Dlaczego wlasnie Pazura? Film traktowal o nieszczesliwej milosci niezrownowazonej psychicznie Niemki i polskiego handlarza papierosow. Polecam Panstwu ten dramat. Film nie jest najlatwiejszy w odbiorze ale tez nie jest przeintelektualizowany. Czytajac Andrzejowa relacje zastanawialem sie, czy Pazurze nie grozi w Polsce zaszufladkowanie? Czy wiecznie grac bedzie gamoniowatych policjantow lub cwanych taksowkarzy? Przyznaje, ze film "Engelchen" (Aniolek) byl pierwszym filmem, obejrzanym przeze mnie, w ktorym Pazura nie "blaznowal". Swoja role zagral suwerennie a przeciez trudno nadac postaci przemytnika, cos szczegolnego. Wydawaloby sie ze bedzie to jeszcze jedna, stereotypowa postac Polaka w Niemczech. Pazura zagral jednak tak przekonywujaco, tak realnie, ze mimo pistoletu i nielegalnego zajecia, (i oczywiscie dzieki scenariuszowi ;-), byl najcieplejsza postacia w tym filmie. Gdyby kogos film blizej zainteresowal, poszukam wiecej na ten temat. Irek
Kiszka czy Fläskepolsa
Jak wszuscy wiemy handel poprzez Internet coraz bardziej popularny. Idac za trendem ostatnio prubowalem zakup jedzenia Polskiego i Szwedzkiego. Zaczalem od polskiego, web udekorowany polska flaga i polski herb, duzy napis welcome i inne narodowe hasla, adres, telefony i e-mail podane.Zamowilem elektronicznie I wielkie NIC, po kilku dniach dzwonie telefon nie dziala, wysylam kilka e-mail wszystkie doszly ale brak odpowiedzi. Ot polska handlowa kultura... Poszlem do szwedzkiego, niema hasel narodowych, prosto do listy produktow. Zamowilem elektrobicznie. Na drugi dzien otrzymalem odnich telefon potwierdzajacy order I jedzenie bedzie przed 4th of July jak chcialem. Ot szwedzka handlowa kultura... Moral taki (nawiazujac do uprzedniej dyskusji o wejsciu Polakow do Uni Europejskiej) Polska nie bedzie zadnym rownym partnerem a tylko mlodszym czeladnikiem przyuczajacym sie do zawodu... Pogodnie Seweryn
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Marek: [..] > A co do kawalow o Niemcach to moze pan jakis zacytowac, bo ja moge o > Polakach, > "kaum gestohlen schon in Polen", nieciekawy prawda? > na pewno slyszal pan juz wiele razy... To sie chyba odnosi do samochodow kradzionych.. (tlum.: przed chwila okradziono, a juz w Polsce). Czy moze Pan ma jakis pomysl, skad sie wzielo to? Bo ten 'powiedzonek' jest dosyc mlody, w przeciwienstwie do 'polnische Wirtschaft'. A moze Pan mi wytlumaczyc zwrot 'oszwabic'? Czy musze sie obrazac, kiedy to uslysze?:-) > Marek Pozdrowienia Uta
Re: Pobozna Unia Europejska ? -Reply -Reply
>>> Irek Zablocki <[EMAIL PROTECTED]> 06/25/99 01:28am >>> >>>Ale mi Aniu, chodzi o to, ze po glupim numerze O'Connor, nikt nie >>>powiedzial: "Widzicie Irlandka, oni nie lubia Ojca Swietego". >>>Niemcom natomiast, nawet katolikom, zarzuca sie zaraz >>>nienawisc czy pogarde do Polakow i stad rzekomo maja wynikac >>>te akty nieposluszenstwa wobec Rzymu. Moim zdaniem wszystko to wiaze sie z tym , ze Polacy inaczej przyjmuja krytyki od Niemcow niz od kazdej innej narodowosci. Kompleks Niemcow i o Niemcach bedzie jeszcze trwal dlugo. >>>Rozmawialem z >>>katolikami. JP II to dla nich zwierzchnik "ich kosciola", ale oni >>>oczekuja dialogu a nie rozkazow. I ten dialog ma wygladac tak: jak Ojcze Swiety nie zgadzasz sie z tym czego my chcemy w kwestii aborcji czy czego innego co uwazamy , ze nie jest na miare postepu XX wieku to - wypisujemy sie z takiego kosciola. Irek ps A tak przy okazji to : UDANYCH WAKACJI WSZYSTKIM z POLAND-L jutro wylatuje do Polski , Ania
Re: Pobozna Unia Europejska ?
> > > > On 18 Jun 99 at 17:04, Irek Zablocki wrote: > > > Jesli juz za cos przepraszac to za zdania a la Thomas Mann. :-) > Na calym swiecie ktos z kogos sie wysmiewa. Podejrzewam, ze > wysmiewaliby sie rowniez z wloskiego papieza, czy jakiegokolwiek > innego. Trudno wymagac od inaczej myslacych, ze zawsze > szanowac beda to co dla nas swiete. Powazne czasopisma pisza > zartobliwie o JP II np. w zwiazku z wydaniem papieskiego CD. > Podejrzewam, ze Papiez sam usmiechnalby sie po przeczytaniu > tegoz. Pewna Irlandka porwala publicznie zdjecie JP II komentujac > to dosyc zdecydowanie. Czy to rownie Pana oburza, czy nieco > mniej bo to nie Niemka? Mnie nic nie oburza, nauczylem sie juz wyzbyc swoich emocji, nie o to tutaj chodzi, poruszylem tylko ten temat dlatego aby podac pewne fakty ktore nasunely mi sie w zwiazku z obserwacja dyskusji na temat JPII i opinii o nim na zachodzie, nie tylko w Niemczech. > > Pojecie neonazisty jest dosc spore i ogolne, a wlasciwie > > nic dzis za bardzo chyba nie oznacza, bo czy szeroko rozpowszechnione w > > Niemczech kawaly o Polakach "zlodziejach" i "nierobach" ktore nawet > > znalazly swoje miejsce w popularnych talkschowach (np. late night schow) > > swiadcza juz o neonazizmie, jesli tak to co najmniej polowa Niemcow to > > neonazisci. > > To kto w takim razie uratowal niemieckie szparagi? Niemieccy > hodowcy wprost potwierdzaja, ze bez Polakow przepadliby z > kretesem. A czy w Polsce nie opowiada sie kawalow o Niemcach, > w ktorych jeden glupszy od drugiego. A kto broni w polskiej > telewizji te kawaly opowiadac? Na ulicy sie ludzie smieja to i na > ekranie byloby wesolo. Z dziecinstwa pamietam, ze te dowcipy > byly niezwykle popularne. A moze wcale nam nie do smiechu? > I szczerze mowiac bez przesady. Nie tylko z Polakow sie smieja. > > Nie tylko szparagi ale i ogorki:) A co do kawalow o Niemcach to moze pan jakis zacytowac, bo ja moge o Polakach, "kaum gestohlen schon in Polen", nieciekawy prawda? na pewno slyszal pan juz wiele razy... Marek
Schabu i kielbasy brak (II)
Piotr Lipinski cytuje w swoim artykule fragment owczesnego reportazu Bar- bary Seidler z 20 listopada 1964 roku, kiedy rozpoczynal sie proces: Juz wprowadzaja oskarzonych. Miedzy twarzami milicjantow podpietych sluzbiscie paskami - twarze tych dziesieciu: zmarszczka nad nosem, w poprzek czola, dalej ziemista cera i czupryna kedzierzawa, teatralny, zly gest oslaniajacy twarz przed kamera, czyjas szyja purpurowa nad rozchylonym kolnierzykiem i rzadkie ryzawe wlosy sczesane na lysiejace skronie. Dzis pani Seidler jest ostatnia z zyjacych dziennikarzy relacjonujacych ten proces. Twierdzi, ze miala klopoty z cenzura. Chciala wyraznie na- pisac, ze jest przeciwniczka kary smierci. To bylo jednak dla wladzy absolutnie nie do przyjecia. Ale i tak bylam zadowolona, bo przemycilam swoje poglady. Cytujac przemowienie mecenasa Bienkowskiego, obronce Wawrzeckiego, przedstawilam argumenty przeciwko karze smierci. Barbara Seidler przypomina sobie 12-letnia dziewczynke, corke ktoregos z oskarzonych, ktora przychodzila na rozprawy. Na sale nie mialy wstepu dzieci. Zapamietalam dziewczynke, ktora mogla miec 12 lat. Uciekala ze szkoly. Szla w sadzie do ustepu, malowala sie, zmieniala sukienke i wkladala buty na obcasach. Czekala, az zbierze sie troche ludzi i przemy- kala w tlumie do sali rozpraw. Kiedy to zauwazylam, specjal- nie szlam do toalety, bralam ja, lekko popychalam przed so- ba i zagadywalam milicjantow. Red Lipinski cytuje tez fragment owczesnego artykulu red.Zygmunta Szeli- gi z "Polityki", wskazujacy na przyczyne zla : Wszyscy bodaj kierownicy sklepow miesnych, objeci sledz- twem, sa albo bylymi wlascicielami dawnych prywatnych sklepow miesnych, albo pracownikami tych sklepow lub tez wywodza sie z rodzin prywatnych masarzy. Piotr Lipinski udal sie osobiscie do sadu, gdzie poinformowano go, ze akta sprawy wciaz leza zmagazynowane w piwnicach warszawskiego sadu. Kiedy przewodniczacy wydzialu podpisal mu zgode na wglad Lipinski pomyslal, ze aktor Pawel Wawrzecki ma bujna wyobraznie. Zabral sie do przegladania tomow. Akt oskarzenia jest, pelnomocnictwa adwokatow takze. Zaczal szukac pierwszych przesluchan sadowych. Powinny byc, ale ich nie ma. Zaczal szukac przemowien obroncow. Tez ich nie znalazl. Mowy prokuratorskiej takze nie bylo. Pisze wiec: Przygladam sie dokladniej aktom - piec tomow. Kartki ponu- merowane dokladnie, po kolei, zadnej nie brakuje. Ale w pie- ciu tomach jest tylko akt oskarzenia, wyrok, wezwania swiad- kow, adwokatow. Brakuje najwazniejszego - zapisu rozprawy. Czytam w jednym z dokumentow, ze akta sadowe tej sprawy powinny liczyc 50 tomow. Co sie wiec z nimi stalo? Tego dzis w sadzie nikt nie moze mi wyjasnic. Te piec tomow to wszystko co maja. A co z pozarem? Tego tez nikt nie wie. Ale jak Wawrzecki prosil o laske ? Czy pisal o dzieciach ? Czy czul sie winny ? Czy obiecywal poprawe ? W biurze ulaskawien Kancelarii Prezydenta, ktora przejela obowiazki, wyjasniaja, ze nigdy u nich nie pozostaje kopia prosby o laske. Razem z innymi opiniami wraca do akt sado- wych. Ale w sadzie, jak juz wiem, prosby o laske nie znajde. Nie zachowala sie rowniez w Sadzie Najwyzszym. Rzecznik prasowy informuje, ze zgodnie z prawem dokumenty znisz- czono kilka lat temu. Jeden z bylych skazanych, ktory przezyl wiezienie ma dzis 82 lata. Powiedzial redaktorowi Magazynu: Wedlug mnie wtedy doszlo do wojny wewnatrz partii. Niektorzy usilowali wykazac, ze Gomulka prowadzi bledna polityke gospodarcza. A Gomulka postanowil twardo udowodnic, ze polityka jest dobra, tylko trzeba surowo karac. Walczyc z aferzystami ! Powolano prze- ciez specjalna komisje z Karkoszka na czele, ktora nas rozpracowywala. Znalezli mnostwo nazwisk, ale o nich na procesie milczano. Jasno zakreslono krag osob, ktore mozna publicznie wskazac, ktorym trzeba wytoczyc sprawe. Przesluchiwali mnie calymi nocami. Bylem wykonczony. Przyznalem sie do winy, bo mi na milicji obiecali lepsze warunki w areszcie. Obiecali nawet, ze bede odpowiadal z wolnej stopy. Z niczego sie nie wywiazali. Jedni przy- rzekali, a potem przyszla inna ekipa sledcza i powiedzia- la, ze o zadnych obietnicach nic nie wie. To tyle na ten smutny, szary i momentami szokujacy temat, do ktorego sprowokowaly mnie wspomnienia z dziecinstwa aktora Pawla Wawrzec- kiego. Na koniec jeszcze wierszyk, bo jak slysze, dowcipy o miesie i rzeznikach towarzyszyly PRL-owi przez cale jego dzieje : Mniej Ochabow, wiecej schabow. Nie ma szynki, nie ma gnata, Hermaszewski w kosmos lata. Nie ma mieska, nie ma serka, jak tu lubic wujka Gierka ? Gdy zabierze i pasztecik, podpalimy komitecik. Malgorzata --- * Piotr Lipinski: "Mieso, a w srodku rzeznik", Magazyn GW z 10.06.99.
Re: New Age na "prawicy"
Bartek Rajwa wrote: [...] > zznajdujemy takie kwiatki jak grupa o nazwie > "Ultima Thule" lub tytuly typu "Bramy Valhalli". Czym jest > Valhalla i co ma wspolnego z wiara katolicka to pewnie > wszyscy wiedza, natomiast warte przypomnienia jest, ze loza > "Thule" byla to organizacja niemieckich tradycjonalistow > integralnych bawiacych sie w odgrzebywanie starogermanskich > mitow i legend oraz aryjskiej ezoteryki i mitologii. > Organizacja ta potepiala chrzescijanstwo jako "obce > germanskiej duszy" i splamione zydowskim dziedzictwem. > Jakby tego bylo malo, jednym z czlonkow lozy Thule byl sam > Adolf Hitler (i kilku wazniejszych ideologow Nazi-partii). Dosc ryzykownie Pan to polaczyl, zwazywszy, ze (rzeczywiscie przedchrzescijanski, ale nie germanski) mit o Thule w kulturze Zachodu ustepuje miejsca chyba tylko mitowi o Atlantydzie. Wylacznie na podstawie nazwy mozna by te grupe tak samo dobrze powiazac z np. Henry W. Longfellow, odkrywcami polnocnych rejonow Ziemi, czy tez Eskimosami zamieszkujacymi miejscowosc Thule na Grenlandii. [...] > Z usmiechem, > > Bartek Rajwa Pozdrowienia, A.
Re: Towarzysze-rewidenci
Marzena Romanowicz: > Ewa: > >A czy Pepsi mniej truje? Moze sie przerzuce... > > Jak sie dowiedzielismy z listu Irka Zablockiego, one obie sa siebie warte. > Ja tam pije herbate na filtrowanej wodzie i soki nie zawierajace zadnych > sztucznych dodatkow. > Przynajmniej umre zdrowsza ;-) > > Marzena Co sie z tym narodem porobilo?! Herbatki na wodzie filtrowanej i soczki bez dodatkow... Czytam i oczom wlasnym nie wierze. Ja, Kochanien'ka, z pewnym Romanowiczem, prawnikiem zreszta, we Wroclawiu, owszem herbatke tez. Ale, jak juz ma sie spotykali to wybornie bylo i trawiasto a czasami wrecz do tanca. Ale tenze Romanowicz z rodziny Pisarzow Wielkich Koronnych byl, moze przez to taki literacki? Irek
Re: cola, lato
Andrzej Szymoszek: > On 23 Jun 99 at 11:42, Marzena Romanowicz wrote: > > > Ewa: > > >A czy Pepsi mniej truje? Moze sie przerzuce... > > > > Jak sie dowiedzielismy z listu Irka Zablockiego, one obie sa siebie warte. > > Ja tam pije herbate na filtrowanej wodzie i soki nie zawierajace zadnych > > sztucznych dodatkow. > > Przynajmniej umre zdrowsza ;-) > > > > Marzena > >Ja oczywiscie proponuje picie jak najwiekszej ilosci spirytusu > etylowego. Ta zacna substancja zdezynfekuje wszelkie coca-cole > i tej podobne. A najlepiej zrobic sobie tzw. drinka, czyli > zmieszac cole ze spirytusem etylowym zmieszanym z woda, co sie > nazywa wodka. Bo cos takiego jest lepsze w smaku zarowno od > wody, jak i coli, czy tez wodki w postaci czystej. > >Nie musi byc oczywiscie coca- cola, ani nawet pepsi- cola. > Osobiscie czesto kupuje polskie cole, jest np. hoop- cola, > calkiem o.k. > > Andrzej Szymoszek Czys Ty sie Szymoszku Andrzeju wody z Odry napil, ze takie brednie wypisujesz?! :-)) Ja od chemikow z prawdziwego zdarzenia slyszalem, ze cola i wodka to najgorsze, co moze byc. Gdybys sie nie szczypal i posadzenia o "wspolne biesiadywanie" nie bal i z Kola sie raz dobrej wodki napil, pod zakusku - to rzeczy, jak powyzsze bys nie popelnial. ;-) Mnie od malenkosci w kunszcie rozprowadzania spirytusu szkolono i Dziadzio by mnie z domu precz wygnal, gdybym spirt z cola jakakolwiek mieszal. Tak Ty sie opanuj i daj sobie na wstrzymanie i przestan po drutach takie herezje posylac. Swoim wychowynym na makdonaldach i koli studentom mozesz. Ot co! Czy Ty dereniowke probowal, a nalewke na dzikiej rozy, szypszyna inaczej zwana, ha?! A juz nie ma wyborniejszej, jak na owocach tarniny. O wisniowce nie wspomne, bo to w kazdym polskim domu mus. Bij sie w piersi, lata i jesieni czekaj, tradycje podtrzymuj i pisz, jak wyszlo a najlepiej zapros, zebym sie sam przekonal. Irek
Re: Pobozna Unia Europejska ? -Reply
Anna Romanowska: > >>> Irek Zablocki <[EMAIL PROTECTED]> 06/24/99 01:31pm >>> > > Pewna Irlandka porwala publicznie zdjecie JP II komentujac > to dosyc zdecydowanie. Czy to rownie Pana oburza, czy nieco > mniej bo to nie Niemka? > > @@@ > > Ale gdy ta Irlandka ( chodzi Tobie o piosenkarke O'Connor, prawda?) = > ochlonela to kajala sie, ze tak glupio zrobila. > > Ania Gdyby moje CD niszczono publicznie spychaczem na gasienicach, kajal bym sie ze hej! O'Connor nadal domaga prawa decydowania kobiet o "swoim brzuchu". I nadal publicznie przyznaje sie, ile to razy usunela ciaze. Ale mi Aniu, chodzi o to, ze po glupim numerze O'Connor, nikt nie powiedzial: "Widzicie Irlandka, oni nie lubia Ojca Swietego". Niemcom natomiast, nawet katolikom, zarzuca sie zaraz nienawisc czy pogarde do Polakow i stad rzekomo maja wynikac te akty nieposluszenstwa wobec Rzymu. Rozmawialem z katolikami. JP II to dla nich zwierzchnik "ich kosciola", ale oni oczekuja dialogu a nie rozkazow. Baza niemiecka chce wspodecydowac o takich kwestiach, jak funkcjonowanie poradni dla kobiet w ciazy. Niemcy tak to widza - Polacy inaczej. Niemcy urzadzaja to na swoj sposob a my po naszemu. Irek
New Age na "prawicy"
Ci ktorzy sadza, ze szalenstwo pod nazwa New Age dotknelo tylko i wylacznie lewicy sa w bledzie. Od dluzszego czasu roznego rodzaju ruchy ezoteryczne odwolujace sie do neo-poganskich mitow zdobywaja popularnosc w srodowiskach chcacych uchodzic za prawicowe. W przypadku sceny politycznej Europy Zachodzniej jest to zjawisko znane, ciekawym jest natomiast to, ze powoli dociera takze do nas. New Age zarazil nawet takich twardzieli jak "Mlodziez Wszechpolska". Na ich stronie WWW znajdujemy interesujace odnosnki: Narodowa Scena Rockowa oraz Przeglad Prasy Narodowej. Gdy kliknemy na pierwszy z nich, naszym oczom ukaze sie spis narodowo i katolicko "slusznych" piosenek. Fakt, ze niektorzy wykonawcy maja tak sympatyczne nazwy jak "Deportacja 68", "Brutal Attack" pozostawie bez komentarza. Nie bede sie takze rozwodzil nad faktem, ze narodowi katolicy spiewaja pisenke pod tytulem "Pelni nienawisci". Interesujace jest bardziej to, ze na liscie majacej imprimatur Mlodziezy Wszechpolskiej, liscie ktora zawiera (cytat) "piosenki [...] nienaruszajace zasad wiary katolickiej" zznajdujemy takie kwiatki jak grupa o nazwie "Ultima Thule" lub tytuly typu "Bramy Valhalli". Czym jest Valhalla i co ma wspolnego z wiara katolicka to pewnie wszyscy wiedza, natomiast warte przypomnienia jest, ze loza "Thule" byla to organizacja niemieckich tradycjonalistow integralnych bawiacych sie w odgrzebywanie starogermanskich mitow i legend oraz aryjskiej ezoteryki i mitologii. Organizacja ta potepiala chrzescijanstwo jako "obce germanskiej duszy" i splamione zydowskim dziedzictwem. Jakby tego bylo malo, jednym z czlonkow lozy Thule byl sam Adolf Hitler (i kilku wazniejszych ideologow Nazi-partii). Mlodziez Wszechpolska lubi muzyke i dlatego proponuje nam (w innym miejscu swej strony WWW) bysmy posluchali co dzieje sie na wloskiej scenie muzycznej. Otoz dzieje sie tam duzo ciekawego. Pomijam normalne "katolickie" zespoly tworzone przez wloskich skinheadow, ktorzy, jak autor artykulu pisze z sympatia przestali sie ograniczac wreszcie do "piwa i pilki noznej, a zajeli sie polityka" (niezle, co?). Warte odnotowania jest natomiast, ze polityczne inspiracje o ktorych sie dowiadujemy do tzw. "Nowa Prawica", o ktorej za moment. Nie moze oczywiscie zabraknac takich nazw grup jak "Terra di Thule" czy "Tributo a Janus" (superkatolicko, nieprawdaz?) Wsrod tematow muzycznych mamy tez wywiad z czlonkami francuskiej grupy "Fraction Hexagone", ktora zalozyli byli muzycy innych symatycznych grup o nazwach "Septembre Noir" (na czesc terrorystow palestynskich) i "Freikorps". Ach, jakze katolicko! Czlonkowie "Fraction..." o muzyce mowia malo, za to sporo o swych idolach. Wsrod wymienionych jest... Che Guevara i bracia Strasserowie!! Wrocmy teraz do "Nowej Prawicy". Osoby zainteresowane tematem wiedza, ze ruch tzw. "Nowej Prawicy" rozwijajacy sie we Francji, Hiszpanii i Wloszech jest w mocnej opozycji do jakiejkolwiek tradycji chrzescijanskiej. Od Rene Guenona (piewcy islamskiego fundamentalizmu, jako najlepszego nosnika aryjskiej tradycji) do de Benoista cala "Nowa Prawica" stanowi zaprzeczenie katolicyzmu jak i ogolniej chrzescijanstwa. Co ciekawe "Nowa Prawica" pojawia sie nie tylko w aspekcie muzycznym. Jest to bowiem kierunek polityczny lansowany przez pismo "Szczerbiec", oczywiscie polecane przez "Mlodziez Wszechpolska" w dziale... Przeglad Prasy Narodowej! "Nowa Prawica" jest takze inspiracja dla takich ruchow politycznych jak Parta Narodowo-Bolszewicka Alexandra Dugina, ktory uwaza, ze kazde dzialanie pomagajace rozbic jednosc Kosciola Katolickiego jest godne pochwaly. Odnotowane fakty to oczywiscie drobiazgi. Nieporownywalne do np. cyklu artykulow w Szczerbcu, gdzie "Nowa Prawica" jest przedstawiona jako sensowna alternatywa polityczna. Mysle jednak, ze drobiazgi te godne sa odnotowania, jako przyczynek do opisu postepujacej degeneracji polskiej prawicy. Z usmiechem, Bartek Rajwa -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Re: filmy i sitcomy
On Thu, 24 Jun 1999 11:35:29 -0400, Marzena Romanowicz wrote: >Andrzejowi i wszyskim zainteresowanym spiesze wyjasnic, ze odcinki >sitcomow rzeczywiscie sa nagrywane w obecnosci publicznosci i smiech jest >szczery i autentyczny. Nie wiem jakie amerykanskie sitcomy leca w Polsce, >ale na niektorych amerykanskich pod koniec kazdego odcinka kamera >odjezdza i pokazuje scene otoczona amfiteatralna widownia wypelniona po >brzegi zywymi, rozbawionymi ludzmi. > Moje dzieciaki tez byly niedawno na nagraniu odcinka swojego wiecej niz ulubionego serialu. Wejscie darmowe, trzeba sie tylko wczesniej telefonicznie zapisac. W tym wypadku przewidziany byl limit na trzysta mlodych ludzi. Dorotka podarowala swojemu idolowi maskotke, za co ja ucalowal w lewy policzek. Chodzila dumna jak paw i nie myla twarzy ze cztery dni. Oboje wrocili z przesympatycznymi autografami, obdarowani koszulkami reklamujacymi serial, bardzo zreszta popularny wsrod francuskiej mlodziezy, z ogromnym plakatem glownego bohatera. W czasie nagrania mloda publicznosc czestowana byla napojami i slodkosciami. Bylo to dla nich naprawde superekstra przezycie. Ogladajac odcinek w TV, wszyscy rozpoznawalismy dosc charakterystyczny, bardzo zywiolowy smiech Michala. Dorotka byla widac bardziej dyskretna, ale ona podkochuje sie w idolu, wiec zrozumiale.:-))) serdecznie, Magda N
Schabu i kielbasy brak (I)
Kto ma dostep do telewizji "TVPolonia", ten moze od czasu do czasu ogladnac sobie serial "Zlotopolscy". Jakis czas temu mozna bylo tez ogladac inny serial - "Matki, zony i kochanki". W obu tych produkcjach jedna z glownych rol gra Pawel Wawrzecki. Gra srednio, ale nie w tym rzecz, rzecz w tym, ze Pawel Wawrzecki jest synem Stanislawa Waw- rzeckiego - bylego dyrektora warszawskiego Miejskiego Przedsiebior- stwa Handlu Miesem. Stanislaw Wawrzecki zostal w 1965 roku za udzial w tzw. aferze miesnej skazany na smierc przez komunistyczny sad i powieszony. Po 1956 ro- ku byl to w PRL jedyny wykonany wyrok smierci za przestepstwo gospo- darcze. Syn niechetnie opowiada dzis o ojcu. Kiedy ojca stracono, mial 15 lat. Zgodzil sie jednak wystapic w filmie Leszka Ciechonskiego i Piotra Pytla- kowskiego pt. "Smierc w majestacie prawa". Opowiedzial w nim o swoim ostatnim spotkaniu z ojcem, kiedy jeszcze nie wiedzial, ze ojca wkrotce aresztuja. Wychodzil po prostu rano do szkoly, a ojciec mial przed polu- dniem wyjechac na delegacje. Wszedlem do pokoju stolowego i powiedzialem: "no to czesc tato, widzimy sie za tydzien". Nie pocalowalem go, tylko mu podalem reke. Bo taki bylem mezczyzna, niedlugo konczylem szkole podstawowa. Czulem sie dorosly. Ciagle tego zaluje, ze nie pozegnalem sie z nim wtedy jak nalezy. Bylem potem na ostatnim slowie taty w sadzie. Stracil przy- tomnosc. Bronil sie, prosil o zrozumienie, ze odpracuje. Zapamietalem to wszystko jak bol syna, ktory nie moze pomoc ojcu stojacemu kilka metrow od niego. Nie chce dzis o tym mowic. Slowa, slowa, jakby sie worek z maka rozsypal. I co z tego? Nic. Syn do dzis wierzy, ze ojca w te cala afere uwiklano. Ze kogos kryl, ktos mu obiecal wyrownac przysluge. Wnioskuje to po tym, ze ojciec podczas procesu stawal sie coraz spokojniejszy. Syn wierzy, dlatego ze juz po egzekucji szybko zacierano slady. Dzis nie mozna nawet przeczytac akt sprawy, bo splonely w tajemniczym pozarze w sadzie. Pawel Wawrzecki wierzy, ze ojciec byl przez wspolpracownikow bardzo lubiany. Co jakis czas spotyka kogos, kto utrzymuje, ze ojciec pad ofiara zmowy, a sam byl w porzadku. Piotr Lipinski opublikowal 10 czerwca w Magazynie GW(*) obszerny arty- kul pt. "Mieso, a w srodku rzeznik", w ktorym opisal szokujace okolicznosci egzekucji Stanislawa Wawrzeckiego i poddal w watpliwosc rozmiary winy (glownie lapowki od kierownikow sklepow miesnych) skazanego i oczywi- scie wyrok. Zacytowal owczesna reporterke sadowa Barbare Seidler : Prokurator zadal trzech kar smierci. Orzeczono jedna. Czte- rech pozostalych dyrektorow skazano na dozywocie. Reszte na wiezienie od 9-12 lat. Pamietam nieludzki placz kiedy 2 lu- tego oglaszano wyrok. Skowyt ! Potem byla cela smierci i prosba o laske. 19 marca Wawrzecki osiwial w mgnieniu oka. Tak opowiadal siedzacy z nim w celi smierci prosty chlop, skazany za mor- derstwo, a potem uniewinniony. Myslal, ze czlowiek siwieje z wiekiem, po jednym wlosku, dzien po dniu. Nie wiedzial, ze mozna osiwiec nagle z przerazenia. Kiedy przyszli straznicy i zawolali: "Wawrzecki, zbieraj rzeczy", zrozumial, ze idzie na egzekucje. Chociaz caly czas wierzyl, ze nadejdzie ulaskawienie. Wiezniowie juz walili lyzkami o kraty. Poprosil o papierosa. Nigdy wczesniej nie palil. Wyciagnal dlon i ta wyprostowana reka zesztywniala, nie mogl jej juz cofnac. Musieli mu wlozyc papierosa do ust i przypalic. Wawrzecki do konca byl przekonany, ze z Rady Panstwa nadejdzie ulaskawienie. To byla pewnosc absolutna. Moze kogos chronil, nie wyjawil pewnych nazwisk w sadzie i ocze- kiwal w zamian lojalnosci. Ktos wazny musial mu obiecac, ze nie zawisnie. Prof. Andrzej Rzeplinski z Helsinskiej Fundacji Praw Czlowieka powie- dzial Piotrowi Lipinskiemu : W latach 70. zbieralem materialy do doktoratu o rodzinach wiezniow dlugoterminowych. Przebadalem ich 130. Wowczas spotkalem skazanych za afere miesna, ktorym wyroki dozy- wocia zamieniono na 25 lat. Do sadzenia afery miesnej wyznaczono specjalny sklad. Chociaz sprawa toczyla sie przed Sadem Wojewodzkim, do orzekania wyznaczono nawet sedziego Sadu Najwyzszego. Kiedy do orzekania wyznaczono sklad sedziowski (Roman Kryze - SN, Faustyn Wolek, Kazimierz Gerczak), adwokaci oglednie zaprotestowali. Roman Kryze z SN w latach stali- nowskich orzekal kary smierci wobec zolnierzy AK. Mowiono o nim, ze ma prywatny cmentarz. Mecenas Sila-Nowicki mowil o nim, ze "kryzuje ludzi". Dzis juz nie zyje zaden z tych sedziow, nie zyja tez oskarzajacy prokuratorzy: Eugeniusz Wojnar i Alfred Policha. Po 1956 roku kary smierci wykonywano w Polsce okolo godziny siedemnastej, osiemnastej. Nie, jak wiesc gminna niesie, o swicie. Zaden prokurator nie wstanie o czwartej rano na egzekucje. Po poludniu, miedzy obiadem a kolacja byl lepszy czas na wieszanie. Zwykle miedzy decyzja Rady Panstwa, a egzekucja uplywaly dwa, cztery tygodnie. Uzgadniano wowczas ter
Re: Pobozna Unia Europejska ? -Reply
>>> Irek Zablocki <[EMAIL PROTECTED]> 06/24/99 01:31pm >>> Pewna Irlandka porwala publicznie zdjecie JP II komentujac to dosyc zdecydowanie. Czy to rownie Pana oburza, czy nieco mniej bo to nie Niemka? @@@ Ale gdy ta Irlandka ( chodzi Tobie o piosenkarke O'Connor, prawda?) ochlonela to kajala sie, ze tak glupio zrobila. Ania Irek
Re: cola, lato
Pozdrawia Grzegorz Swiderski! W czwartek, 24 czerwca 1999 o godzinie 7:30 po poludniu Pan Andrzej Szymoszek napisal: > Ja oczywiscie proponuje picie jak najwiekszej ilosci spirytusu > etylowego. Ta zacna substancja zdezynfekuje wszelkie > coca-cole i tej podobne. A najlepiej zrobic sobie tzw. > drinka, czyli zmieszac cole ze spirytusem etylowym zmieszanym > z woda, co sie nazywa wodka. Bo cos takiego jest lepsze w > smaku zarowno od wody, jak i coli, czy tez wodki w postaci > czystej. > (...) Na to tez mam aforyzm: "Wodka, to bardzo niedobry napoj. Szczegolnie niedobra wodka." Bernard Shaw Z powazaniem, Grzegorz Swiderski http://www.datapolis.pl/grzes/
Re: Pobozna Unia Europejska ?
komarek: > > > On 18 Jun 99 at 17:04, Irek Zablocki wrote: > > > > > Narodowosc Jana Pawla II nie ma tu znaczenia. Niemieckim > > katolikom jest obojetne czy polecenia wydaje im polski czy > > jakikolwiek inny papiez. Spor dotyczy dokumentu bez ktorego > > kobiety w RFN nie moga usunac ciazy. Wczoraj odbylo sie > > spotkanie biskupow niemieckich. Przed budynkiem w ktorym > > debatowali demonstrowali przeciwnicy i zwolennicy listu Papieza. > > Czy popierajacy intencje papieskie pozbawieni sa kompleksow? > > Czesto rozmawiam z ludzmi krytykujacymi posuniecia Jana Pawla > > II. Nigdy nie slyszalem okreslen, jakie Ty sugerujesz, ze mogliby > > powiedziec. Byly jedynie rzeczowe zarzuty. Niemiec, ktory tak by > > sie wyrazil skazalby siebie na opinie neonazisty itd. > > Przepraszam ze sie tu wtrace w ta dosc ciekawa dyskusje, ale przypomina > mi sie pewne zdarzenie z mego krotkiego zycia i jego pewnej czesci > spedzonej do tej pory na emigracji w Niemczech, kiedy to w pewien dosc > prowokacyjny sposob Niemcy wysmiewali sie wlasnie z JPII , a nie > chodzilo tu wcale o zadne Abtreibungsscheine czy cos w tym stylu, bylo > to tylko proste i glupie wysmiewanie sie z osoby, ktora nie cieszy sie > tu zbytnia popularnoscia i nie wiem czy po czesci tez z powodu jej > narodowosci. Jesli juz za cos przepraszac to za zdania a la Thomas Mann. :-) Na calym swiecie ktos z kogos sie wysmiewa. Podejrzewam, ze wysmiewaliby sie rowniez z wloskiego papieza, czy jakiegokolwiek innego. Trudno wymagac od inaczej myslacych, ze zawsze szanowac beda to co dla nas swiete. Powazne czasopisma pisza zartobliwie o JP II np. w zwiazku z wydaniem papieskiego CD. Podejrzewam, ze Papiez sam usmiechnalby sie po przeczytaniu tegoz. Pewna Irlandka porwala publicznie zdjecie JP II komentujac to dosyc zdecydowanie. Czy to rownie Pana oburza, czy nieco mniej bo to nie Niemka? > Pojecie neonazisty jest dosc spore i ogolne, a wlasciwie > nic dzis za bardzo chyba nie oznacza, bo czy szeroko rozpowszechnione w > Niemczech kawaly o Polakach "zlodziejach" i "nierobach" ktore nawet > znalazly swoje miejsce w popularnych talkschowach (np. late night schow) > swiadcza juz o neonazizmie, jesli tak to co najmniej polowa Niemcow to > neonazisci. To kto w takim razie uratowal niemieckie szparagi? Niemieccy hodowcy wprost potwierdzaja, ze bez Polakow przepadliby z kretesem. A czy w Polsce nie opowiada sie kawalow o Niemcach, w ktorych jeden glupszy od drugiego. A kto broni w polskiej telewizji te kawaly opowiadac? Na ulicy sie ludzie smieja to i na ekranie byloby wesolo. Z dziecinstwa pamietam, ze te dowcipy byly niezwykle popularne. A moze wcale nam nie do smiechu? I szczerze mowiac bez przesady. Nie tylko z Polakow sie smieja. > > Pozdrawiam > -- > Marek Kowalewski > http://www.komarek.w.pl > http://come.to/teleshop > ...UIN 23313485... Irek
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Andrzej Szymoszek: > On 23 Jun 99 at 17:43, Irek Zablocki wrote: > > > Oni, te Teutony cos mi chyba do piwa sypia, ze ja juz nie > wyczuwam. ;-) > > Albo steutoniales. Nie bede usilnie zaprzeczal. Kto z kim przestaje, takim sie staje.;-) > > Andrzeju, problem w tym, ze ilekroc Niemiec > krytykuje kogos kto przypadkiem jest Polakiem, wyciaga sie > przeszlosc. [...] > Tak. Tylko czy to tak na pewno jest. Musisz byc uczciwy, >podajac te swoje zastrzezenia. > Moglbym podac wiecej przykladow. Ale czy o to chodzi? O przytaczanie historii za i przeciw? Utrudnialo by mi to wspolzycie gdybym ciagle wyskakiwal z tekstami typu: "To typowe dla was Niemcow" albo "Czego tu sie po Turkach spodziewac mozna", itd. > > Szymoszku, prosze! Traktuja tylko wowczas jesli sobie na to > pozwalamy. Jasne jesli masz do czynienia z oszolomami, czy > drobnomieszczanami zadufanymi w sobie, to mozesz jakie chcesz > dyplomy przedstawiac, dla nich nadal bedziesz bucem. Co zas sie > tyczy "polskiej gospodarki, gospodarzenia" to termin ten coraz > bardziej traci na znaczeniu, bo Polska wyrasta na prymusa wsrod > bylych "demoludow". > > Ona tak wyrasta i wyrasta i wyrosnac nie moze. > Krakow tez nie od razu zbudowano. Czy to zly przyklad? ;-) > > Ostanio spotykam to okreslenie, tylko jako > przeciwstawienie do tego co sie do tej pory sadzilo o Polsce. > > To bardzo wazne. Bardzo byloby dobrze, gdyby tak bylo. Musisz > spojrzec uczciwie, sam sobie postawic to pytanie, i na nie > odpowiedziec. Tu nie chodzi o to zeby sobie stawiac pytania, czy Niemcy tak o nas mysla, czy tez maja prawo tak myslec. Rzecz w tym zeby nie mieli powodu. I nie tylko oni. A najlepiej chrzanic co mysla inni i robic swoje. > > No to, jak to ma w koncu byc z tymi Niemcami? Maja nas za nic ale > uprzejmie? ;-) > > Tak, bo oni do Ciebie to beda uprzejmi, wiesz. A niby z jakiej racji? Bo mam zone Niemke? Za to nie dostaje sie taryfy ulgowej. Za moj jezor tez nie. > Udowodnilem co najmniej jednemu to, co stwierdzil w sprawie meczu > RFN-Polska we Frankfurcie w 1974 roku: eigentlich haette Polen > gewinnen muessen. Ty musisz wszystko zepsuc. Wiesz, ze mam alergie na sport? Przy pomocy takich chwytow chcesz ze mna dyskutowac? > > Bylem za Odra. Piwo pilem. Oni zreszta sie dziwili, ze > pije piwo "in Dienstzeit". > Andrzeju ty jestes taki sam, jak te Nie m c e. Publicznie powtarzasz cos, co jest niczym innym, jak uprzedzeniem do naszych zachodnich sasiadow.;-) Otoz Niemcy pija i to jeszcze jak! Na klar! Dienst ist dienst, und Schnaps ist Schnaps. Ale tak bylo. To sa nasze wyobrazenia o porzadnych Niemcach. Pewnie, ze nie wszedzie ale ja juz sie tutaj niczemu nie dziwie. > > >Andrzej Irek
"Bez dogmatu" i "Lewa noga" (bylo: Opinie o wizycie)
Andrew M. Sikorski napisal: > Mnie ciekawi kto tam w tej dzisiejszej Polsce czyta owych Lubczynskich czy > Redlinskich. Byc moze pisza oni pod spoleczne zapotrzebowanie? Co do Redlinskiego to naprawde trudno mi powiedziec ktoz moze jego "dziela" bez irytacji (lub nawet obrzydzenia) czytac. Jesli chodzi o drugiego z autorow, a raczej o pismo ktore reprezentuje - "Bez dogmatu" - to sprawa jest bardziej skomplikowana. Kwartalniki "Bez dogmatu" oraz "Lewa noga" z zalozenia mialy byc czyms w rodzaju "bruLionu" i "Frondy" dla lewicowow. Poki co jedyna obserwowalna przewaga tych pierwszych nad drugimi objawia sie w regularnosci wydawania. Tak sie bowiem sklada, ze wokol "bruLionu" wyrosl caly nowy ruch literacki, pojawili sie najciekawsi poeci i prozaicy ostatnich lat, a obecnie wydawnictwo "bruLion" dostarcza nam coraz to nowych porcji swietnej poezji i prozy. "Fronda" jest zas przystania mlodej, agresywnej ale i inteligentnej polskiej prawicy zwiazanej z takimi eseistami jak np. Cezary Michalski. "Fronda" porusza tematy , ktorych zadne inne pisma nie odwazylyby sie poruszyc, uznajac je albo za tabu, albo za zbyt hermetyczne dla przecietnego czytelnika. Tymczasem lewicowe pisemka przesiakniete sa swoja pusta ideologia do cna i czytanie ich moze sprawiac przyjemnosc tylko komus, kogo horyzont myslowy jest ograniczony do Che i Lenina. Pisma te nie sprowokowaly dotad zadnej powaznej dyskusji politycznej, a obiegu polskiej kultury po prostu nie istnieja. Warto przypomniec, ze nawet ulubiona (dla jednych) a znienawidzona (dla innych) skandalista M. Gretkowska debiutowala w... "bruLionie". Kto wiec czyta "Bez dogmatu" oraz "Lewa noga"? Przede wszystkim Ci, ktorzy tam pisuja (jak np. P. Ikonowicz). Warto w tym miejscu polecic artykul Ikonowicza "Czy biedni przeglosuja bogatych"? (w "Lewa noga"). Jest to tekst bardzo symptomatyczny dla wspolczesnej polskiej (i nie tylko) lewicy: zasadniczym (aczkolwiek jeszcze u Ikonowicza nie do konca jawnym) zalozeniem jest negatywna rola postepu. Tak, tak... Doczekalismy tego, ze lewica jest anty-postepowa, anty-scjentystyczna i jedyne co potrafi zaoferowac to wylewanie zolci i biadolenie, ze swiat idzie do przodu, a oni zostali na poboczu. Dlatego tez, czytaja takie artykuly Ci, ktorzy wspolczesnosci nie rozumieja i obarczaja ja wina za swoja marna sytuacje. Ci wszyscy, ktorzy nie pojmuja poteznej dynamiki z jaka zmienia sie swiat, kultura oraz technika i probuja aplikowac XIX recepty wobec nowych problemow. Z lewica mozna sie nie zgadzac, ale trzeba lewicy przyznac, ze od lat potrafila prowokowac do dyskusji i podnosic tematy wazne i budzace kontrowersje. To co dzieje sie (stalo sie?) z polska lewica jest bardzo smutne. Trudno jest wskazac tzw "lewicowych intelektualistow", zas lewicowe widzenie swiata jest po prostu anachroniczne. W tej sytuacji za "lewicowa" musi robic "Gazeta Wyborcza" a czasem i "Polityka". Gdyby Michnik nie ratowal honoru lewicy jako sensownego partnera w dyskusji cala ta formacja (w sensie intelektualnym) juz dawno trafilaby na smietnik. > Smutna prawda jest chyba taka, ze Polak pali Panu Bogu swieczke, a diablu > ogarek i po wysluchaniu dogmatow biegnie z kosciola do kiosku po nowy > numer "Bez Dogmatu". Przynajmniej w nastepna niedziele bedzie mial sie z > czego spowiadac. Jezeli juz Polak po wyskuchaniu kazania biegnie do kiosku, to raczej po urbanowe "Nie" niz po "Bez Dogmatu". Powod dla, ktorego "Nie" cieszy sie popularnoscia nie ma nic wspolnego z ideologia lewicowa. "Nie" sie sprzedaje na takiej samej zasadzie jak "Sun" w Wielkiej Brytani. B. Rajwa Ps: Adresy WWW "Bez dogmatu" i "Lewa noga": http://www.medianet.pl/~kip/ -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Re: Moskale u wrot Krakowa
Pani Malgorzata Zajac przypomniala nam wydarzenie I Wojny Swiatowej zdecydowanie podnoszac moj patriotyczny nastroj. Najjasniejszy Pan bylby dumny z Pani Malgorzaty Zajac! Warto tu wskazac, ze wbrew tekstom znanego czeskiego defetysty i szydercy (ktorego przytoczyl nam przed chwila A. Szymoszek pod pretekstem pisania o porach roku, a tak naprawde w celu oslabienia naszej czujnosci i patriotycznej gotowosci) armia Austro-Wegierska wcale nie byla zbiorowiskiem maruderow i kombinatorow. KuK artyleria (Skoda!) byla najnowoczesniejsza formacja tego typu w owym czasie. Flota Austro-Wegierska nie pozostawila zas zludzen zdradzieckim Wlochom, kto panuje na Adriatyku. Pozne Austro-Wegry tworzyly unikalny konklomerat narodowo-panstwowy. Nigdy pozniej podobne panstwo w dziejach Europy srodkowej nie zaistnialo. W najlepszym wypadku federacje konczyly tak jak Czecho-Slowacja, zas w najgorszym jak Jugoslawia. Dziedzictwo i tradycja Austro-Wegier powinno byc pamietane i szanowane, gdyz to faktycznie jedyny wzorzec, do ktorego mozemy sie odwolac budujac nowa Srodkowa Europe. ...o czym przypomina dumny ze swego przodka, ktory sluzyl dla Najjasniejszego Pana (w ramach K.u.K. Kriegsmarine; Sebenico, Dalmacja) Bartek Rajwa -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Re: cola, lato
On 23 Jun 99 at 11:42, Marzena Romanowicz wrote: > Ewa: > >A czy Pepsi mniej truje? Moze sie przerzuce... > > Jak sie dowiedzielismy z listu Irka Zablockiego, one obie sa siebie warte. > Ja tam pije herbate na filtrowanej wodzie i soki nie zawierajace zadnych > sztucznych dodatkow. > Przynajmniej umre zdrowsza ;-) > > Marzena Ja oczywiscie proponuje picie jak najwiekszej ilosci spirytusu etylowego. Ta zacna substancja zdezynfekuje wszelkie coca-cole i tej podobne. A najlepiej zrobic sobie tzw. drinka, czyli zmieszac cole ze spirytusem etylowym zmieszanym z woda, co sie nazywa wodka. Bo cos takiego jest lepsze w smaku zarowno od wody, jak i coli, czy tez wodki w postaci czystej. Nie musi byc oczywiscie coca- cola, ani nawet pepsi- cola. Osobiscie czesto kupuje polskie cole, jest np. hoop- cola, calkiem o.k. Taki rysunek widzialem ostatnio: ludozercy w poplochu: zjedlismy BELGA! A w ogole to nikt nie zauwazyl, ze przyszlo LATO. Cytujac klasyka: -Ladne mamy lato- rozpoczal Brettschneider swoja powazna rozmowe. -Wszystko to gowno warte- odpowiedzial Palivec. Albo pomniejszych artystow: To juz lato, to juz lato, sloneczniej serca bija i wakacyjna milosc... (Kabaret OTTO) czy tez: Lato, lato wszedzie, zwariowalo, oszalalo moje serce (Formacja Niezywych Schabuff) Na razie troche deszczowe to lato. Na to tez jest piosenka: Lato, deszczowe lato, na przekor ludziom, na przekor kwiatom, lato, deszczowe lato, ze nawet swierszcze nie moga grac A to jakis taki turystyczny anonim. W kazdym razie, cieszmy sie latem. Andrzej Szymoszek
Re: filmy i sitcomy
Andrzej Szymoszek pisze: >Sitcom to skrot od angielskiego "situation comedy". Charakteryzuje > sie tym, ze jak ogladamy go w telewizji, to slyszymy w odpowiednich > miejscach nagrany na tasme smiech widowni, tak jakby ogladala ona > akcje "live". Andrzejowi i wszyskim zainteresowanym spiesze wyjasnic, ze odcinki sitcomow rzeczywiscie sa nagrywane w obecnosci publicznosci i smiech jest szczery i autentyczny. Nie wiem jakie amerykanskie sitcomy leca w Polsce, ale na niektorych amerykanskich pod koniec kazdego odcinka kamera odjezdza i pokazuje scene otoczona amfiteatralna widownia wypelniona po brzegi zywymi, rozbawionymi ludzmi. O czym donosi Marzena
Re: Moje polowanie na ksiazki
> > On Sun, 20 Jun 1999 21:05:48 +0200, Milosz Zielinski wrote: > > >Moj komentarz i troche dodatkowych informacji, moze sie przydadza > >osobom, ktore jada w lecie do Polski: > > > > > > >Sporo polskich wydawnictw ma swoje strony na internecie, gdzie > >mozna znalezc informacje o najnowszych ksiazkach, jest tez polska > >ksiegarnia internetowa, ale nie znam namiarow. Mysle, ze moze > >ktos mieszkajacy w Polsce moglby je podac. > > > > Dzieki, Pani Alicjo! To bylo wlasnie to, czego mi tak bardzo > potrzeba. Rewanzuje sie adresami polskich ksiegarni internetowych, > ktorymi mnie poratowano na innej Liscie: > > Nepo: http://www.nepo.kom.pl/ >mailto: [EMAIL PROTECTED] > (Zdobeda kazda dostepna na rynku ksiazke, jesli maja wystarczajace > dane) > > Netbook: http://www.medianet.com.pl/~books/ >mailto: [EMAIL PROTECTED] > (Jak wyzej) > > Elefant: http://www.elefant.krakow.pl >mailto: [EMAIL PROTECTED] > > Ksiegarnia im. Boleslawa Prusa: http://www.gkn-prus.com.pl/ >mailto: [EMAIL PROTECTED] > (Tak, to wlasnie ta, z Krakowskiego Przedmiescia; mozna rowniez > zaabonowac czasopisma) > > Fenix: http://www.feniks.com.pl/ >mailto: [EMAIL PROTECTED] Chcialbym zaprosic serdecznie uczestnikow listy, zwlaszcza rodakow, mieszkajacych poza granicami kraju i nie majacych na codzien dostepu do literatury polskojezycznej, na strone o bestsellerach ksiazkowych, ktora to ostatnio pozwolilem sobie stworzyc, znajduja sie tam zarowno pozycje z literatury pieknej jak np. Opowiadania biograficzne Marka Hlaski, jak i pozycje dokumentalne jak np. "Mowi Jozef Swiatlo" relacja wysokiego urzednika sluzb bezpieczenstwa PRL, zbieglego na Zachod w latach 50-tych. http://www.ginko.de/user/komarek/ksiazka.htm Rowniez zainteresowanych zapraszam na strony ksiegarni internetowej, gdzie oprocz moich propozycji znajduja sie inne listy z bestsellerami ksiazkowymi. http://www.feniks.com.pl/best/ Pozdrawiam - Marek Kowalewski http://www.komarek.w.pl
Re: Towarzysze-rewidenci
Malgorzata Zajac schrieb: > > > Z punktu widzenia retoryki: szczytowe osiagniecie! > > Pani Malgorzata jeszcze raz to potwierzdziala, co Pan Piotr > > zkrytykowal:-)) > > Strasznie Pani zawzieta > > Pani Uto, w poblizu Wlodawy grasuje krokodyl. Dobry poczatek aby > i na P-L zalozyc Park Jurajski. No i haslo "krokodyla daj mi luby" > moze nieoczekiwanie doczekac sie realizacji. Jest okazja, moznaby > poprosic jakiegos pana... > > Tymczasem tam u Pani w Zjednoczonej Europie trwa nagonka na truja- > ce produkty koncernu Coca-Cola. Niech Pani patrzy, co za ironia losu. > Nasi dziadkowie byli swiadkami przed laty, ze partyjni bonzowie wszech- > wladnego systemu twierdzili, ze ta cala Coca-Cola to jest wredna "stonka > imperializmu". > > Czy Pani wie, ze budowa Parku Rozrywki w Warszawie ma od paru dni > szanse wreszcie ruszyc z kopyta ? Duza nadzieje stwarza fakt, ze > glownodowodzacy operacja na Balkanach nazywa sie Michael Jackson... > > Retorycznie, > > Malgorzata A co z kurczakami, bo Coci to ja juz dawno nie pije, ale drobiu nie moglem sobie do tej pory odmowic, teraz sie dopiero okazalo ze to tez "zaplute karly reakcji". -- Marek Kowalewski http://www.komarek.w.pl http://come.to/teleshop ...UIN 23313485...
Re: Towarzysze-rewidenci
> > > Ale widac zarowno czesc szerzycieli dziennikarstwa w Polsce, > > a takze czesc ich publicznosci, jeszcze do takiej normalnosci nie dostaja. > > W takim razie ja gratuluje Panu tej normalnosci, z drobna jednakowoz uwaga: > pensjonariuszom Kulparkowa, Kobierzyna i Tworek przewaznie zdaje sie, ze > to wlasnie oni sa normalni... > > Jednym slowem, ostroznie... > > Malgorzata Przepraszam ze sie wtrace, ostra ta Pani Malgorzata, mysle ze my Polacy rozrzutni juz jestesmy z natury i do tego mamy co najmniej dwa bardzo znane przyslowia na ten temat: >gosc w dom Bog w dom<, jak rowniez, >postaw sie i zastaw sie<, ale nie o to tu chyba w tym wypadku chodzi, chodzi chyba >nie o wielkosc sumy ale o to czy powinno sie takie tematy poruszac i czy jest to na >granicy dobrego smaku czy tez nie. Ostatnio czytalem ciekawy artykul w "Angorze" w ktorym jeden z ksiezy jezuitow (nie pamietam teraz nazwiska) wypowiadal sie na temat finansow KK a takze kultu JP II w Polsce. Nie mam teraz tego tekstu ale wyrazil sie on troche krytycznie o niektorych formach tego kultu jakim np sa pomniki Ojca Swietego, jest ich w Polsce ponad sto, natomiast wedlug niego pieniadze ktore zostaly przez nie pochloniete w rownie szlachetny sposob moglyby byc zainwestowanie w katolickie przedszkola lub inne osrodki pomocy spolecznej. Poruszyl tez sprawy finansow KK, ktore jak okreslil w Polsce sa prywatna sprawa danego proboszcza parafii, podal jednoczesnie przyklady z innych krajow jak np Francji , gdzie to ogolnie przyjete jest ze proboszcz parafii wywiesza co tydzien liste z ujetymi finansami i przeznaczeniem zebranych pieniedzy z cotygodniowej mszy. Jest to wiec sprawa normalna i nikt nie odczuwa zadnych negatywnych reakcji z tym zwiazanych. Zachodzi wiec pytanie czy podobne rzeczy sa mozliwe w Polsce, a jesli tak to kiedy, tego typu postawienie sprawy na pewno zmieniloby spojrzenie na temat finansowania wizyty papieskiej i dyskusja o pieniadzach zwiazanych z KK bylaby taka sama i tyle budzilaby emocji co dyskusja na temat finansowania przedsiewziec gminy czy miasta. Pozdrawiam -- Marek Kowalewski http://www.komarek.w.pl ...UIN 23313485...
Re: Pobozna Unia Europejska ?
> > On 18 Jun 99 at 17:04, Irek Zablocki wrote: > > Narodowosc Jana Pawla II nie ma tu znaczenia. Niemieckim > katolikom jest obojetne czy polecenia wydaje im polski czy > jakikolwiek inny papiez. Spor dotyczy dokumentu bez ktorego > kobiety w RFN nie moga usunac ciazy. Wczoraj odbylo sie > spotkanie biskupow niemieckich. Przed budynkiem w ktorym > debatowali demonstrowali przeciwnicy i zwolennicy listu Papieza. > Czy popierajacy intencje papieskie pozbawieni sa kompleksow? > Czesto rozmawiam z ludzmi krytykujacymi posuniecia Jana Pawla > II. Nigdy nie slyszalem okreslen, jakie Ty sugerujesz, ze mogliby > powiedziec. Byly jedynie rzeczowe zarzuty. Niemiec, ktory tak by > sie wyrazil skazalby siebie na opinie neonazisty itd. Przepraszam ze sie tu wtrace w ta dosc ciekawa dyskusje, ale przypomina mi sie pewne zdarzenie z mego krotkiego zycia i jego pewnej czesci spedzonej do tej pory na emigracji w Niemczech, kiedy to w pewien dosc prowokacyjny sposob Niemcy wysmiewali sie wlasnie z JPII , a nie chodzilo tu wcale o zadne Abtreibungsscheine czy cos w tym stylu, bylo to tylko proste i glupie wysmiewanie sie z osoby, ktora nie cieszy sie tu zbytnia popularnoscia i nie wiem czy po czesci tez z powodu jej narodowosci. Pojecie neonazisty jest dosc spore i ogolne, a wlasciwie nic dzis za bardzo chyba nie oznacza, bo czy szeroko rozpowszechnione w Niemczech kawaly o Polakach "zlodziejach" i "nierobach" ktore nawet znalazly swoje miejsce w popularnych talkschowach (np. late night schow) swiadcza juz o neonazizmie, jesli tak to co najmniej polowa Niemcow to neonazisci. Pozdrawiam -- Marek Kowalewski http://www.komarek.w.pl http://come.to/teleshop ...UIN 23313485...
Re: Towarzysze-rewidenci
Ewa: >A czy Pepsi mniej truje? Moze sie przerzuce... Jak sie dowiedzielismy z listu Irka Zablockiego, one obie sa siebie warte. Ja tam pije herbate na filtrowanej wodzie i soki nie zawierajace zadnych sztucznych dodatkow. Przynajmniej umre zdrowsza ;-) Marzena
Re: Opinie o wizycie
On Thu, 24 Jun 1999 14:35:00 +0100, Malgorzata Zajac wrote: > >Dlatego nie doszukiwalabym sie tu papieskiego zamiaru >niedocenienia z pewnoscia bogatego wkladu tworcow-niechrzescijan >w polska kulture. > Wydaje mi sie, ze wprost przeciwnie, cala dotychczasowa dzialalnosc papieza zmierza do zatarcia roznic pomiedzy poszczegolnymi religiami, do zjednoczenia calego chrzescijanstwa. Wizyta Papieza w Polsce skonczona. Zdaje sie, ze na poczatku przyszlego roku (oby tylko zdrowie Mu dopisalo!) wybiera sie do Jerozolimy. Z gory przewiduje, a mam goraca nadzieje, ze sie nie myle, jakie bedzie nastepne papieskie przeslanie. Ziemia Swieta jest terenem niemal wszystkich mozliwych chrzescijanskich i niechrzescijanskich religii wspolistniejacym na tym malym skrawku ziemskiego globu w sposob wprost nieprawdopodobny. I wydaje mi sie, ze zjednoczenie wszystkich w BOGU - w Bogu, niezaleznie od wyznania! - mogloby byc przepieknym apogeum calej dzialalnosci Papieza Jana Pawla II. Wczoraj odwiedzily mnie dwie polskie psiapsiuly, z ktorych jedna wrocila wlasnie z pielgrzymki do Izraela. Przywiozla mase przewodnikow i magnetowa kasete z oprowadzajacym filmem. Zobaczylam miejsca juz te najbardziej Swiete - tam, gdzie Jezus zyl, nauczal i umarl. Podziele sie tu z Wami moja refleksja na ten temat, ktora zreszta ma zwiazek z nasza niedawna wymiana opinii na temat zasadnosci lub jej braku odnosnie budowania pelnych przepychu oltarzy czy kosciolow. Jedno, co moge powiedziec, poza zapartym zdumieniem wlasnie tym wspolistnieniem niemal nakladajacych sie na siebie najrozniejszych religii, bylam ogromnie, ale to ogromnie rozczarowana. Nigdzie nie znalazlam, moze poza miejscem Samotnosci na pustyni i gaju oliwnego, w ktorym Jezus modlil sie przed smiercia, chocby zachowanych w stanie szczatkowym, ale autentycznie historycznych miejsc, ktore oddawalyby realia tamtych czasow - wszedzie wkroczyl czlowiek. Poniewaz sa tam co najmniej trzy walczace od wiekow o te "Ziemie Swieta" trzy glowne religie: katolicyzm, judaizm i islam, wszyscy wnosza swoje swiatynie. Na przestrzeni burzliwych wiekow ci, co przychodzili, burzyli to, co wybudowali poprzednicy. Skutek jest taki, ze jest to jedno pomieszanie z poplataniem. Na przyklad grob Jezusa jest gdzies gleboko ukryty w przeogromnej, chyba muzulmanskiej swiatyni, do ktorego jednak wszyscy sa za pewna oplata dopuszczani, a ktory w niczym nie przypomina autentycznych grobow z tamtych czasow. Jest to jakas ozdobna plyta z symbolicznym (chyba) otworem, wszedzie wokol niezliczona ilosc najrozniejszych ozdob. Dla mnie bylo to brzydkie, odpustowe, nie dzialajace zupelnie na wyobraznie. Widac realizatorzy filmu tez zdawali sobie z tego sprawe, bo pokazali zaraz po ujeciu tej symbolicznej plyty, ktora przedstawia grob Jezusa jakis anonimowy, autentyczny grob z tamtych czasow. Byla surowa grota, ogromny kamien zaslaniajacy do niej wnetrze. I dopiero ten obraz kojarzyl mi sie z grobem Ukrzyzowanego Jezusa. Dlaczego nie zostawiono tego Swietego Miejsca tak, jak ono bylo - prawdziwe, w naturze? Czemu mialo sluzyc zabudowanie przez czlowieka tego skrawka kultu sztuczna, brzydka architektoniczna struktura, w ktorej sam grob Jezusa po prostu sie gubi? Przeciez te koscioly mogly stanac obok, a sam grob Jezusa zabezpieczony, ale autentyczny pozostawiony - jak te inne, ktore z tamtego okresu przetrwaly. Podobnie z innymi Swietymi Miejscami: Kana Galilejska, Golgota (droga na Golgote to waska handlowa uliczka), kamien, na ktorym oddawano Jezusowi ostatnie poslugi, miejsce Objawienia, itd. - wszedzie odejscie od historycznych realiow, interwencja czlowieka, najrozniejszych wyznan koscioly. A wlasnie inaczej jest w Lourdes. Sama grota pozostala w swej surowosci i naturalnosci prawdziwa, jedyna jej ozdoba sa palace sie nieustannie swieczki i przywieszone do skaly laski uzdrowionych kalek albo okulary ociemnialych, ktorzy odzyskali tam wzrok. Natomiast piekny, imponujacy kosciol, jak rowniez podziemna kaplica sa w dyskretnym oddaleniu od Swietego Miejsca. I wedlug mnie, wlasnie tak powinno byc. Czlowiek, interweniujac, zreszta zapewne w najlepszej wierze, poprzez swoje - ludzkie symbole - odchodzi od Prawdy. I tego mi szkoda. pozdrawiam serdecznie, Magda N
Re: Pobozna Unia Europejska ?
On 23 Jun 99 at 17:43, Irek Zablocki wrote: Oni, te Teutony cos mi chyba do piwa sypia, ze ja juz nie wyczuwam. ;-) Albo steutoniales. Andrzeju, problem w tym, ze ilekroc Niemiec krytykuje kogos kto przypadkiem jest Polakiem, wyciaga sie przeszlosc. Podobne sytuacje znam z doswiadczenia, bo przy okazji i mi sie obrywa. "Panie, ja nie wiem czy pan jest Polak, czy ktos tam ale my Niemcow znamy... " itd. A poszlo o to, ze przypadkiem niemiecki szef smial spytac polskiego podwladnego, ktoremu nota bene dobrze placil, dlaczego nie wywiazuje sie ze swoich obowiazkow. Wowczas "hrabia" nie dosc, ze zaczal stare upiory wywolywac to jeszcze i mnie zaczal obrazac, mimo, ze bylem jedynie tlumaczem. Jasne, ze po tej stronie Odry tez cos takiego mozna spotkac. Ale, jesli do mnie ktos mial pretensje, to mojej narodowosci nie ruszal i to mi sie podobalo. A jesli juz ruszyl to dostawal nawet od tych, ktorzy akurat mnie nie popierali. Tak. Tylko czy to tak na pewno jest. Musisz byc uczciwy, podajac te swoje zastrzezenia. >Ale czyz nie jest tak, ze > "ci z Zachodu" traktuja nas troche jako istoty kulturowo > nizsze? Ot, "polnische Wirtschaft", czy cos w tym stylu. Szymoszku, prosze! Traktuja tylko wowczas jesli sobie na to pozwalamy. Jasne jesli masz do czynienia z oszolomami, czy drobnomieszczanami zadufanymi w sobie, to mozesz jakie chcesz dyplomy przedstawiac, dla nich nadal bedziesz bucem. Co zas sie tyczy "polskiej gospodarki, gospodarzenia" to termin ten coraz bardziej traci na znaczeniu, bo Polska wyrasta na prymusa wsrod bylych "demoludow". Ona tak wyrasta i wyrasta i wyrosnac nie moze. Ostanio spotykam to okreslenie, tylko jako przeciwstawienie do tego co sie do tej pory sadzilo o Polsce. To bardzo wazne. Bardzo byloby dobrze, gdyby tak bylo. Musisz spojrzec uczciwie, sam sobie postawic to pytanie, i na nie odpowiedziec. > Bo wiedzieli, ze jestes Polak, to chcieli byc uprzejmi ;) > No to, jak to ma w koncu byc z tymi Niemcami? Maja nas za nic ale uprzejmie? ;-) Tak, bo oni do Ciebie to beda uprzejmi, wiesz. Wiesz co Andrzeju, jak ja tam do Ciebie kiedys wpadne to Ci ten "Poradnik ksenofoba - Niemcy" zabiore i do Odry wyrzuce. Wybierz Ty sie za Odre, napij sie z Helmutami piwa i udowodnij im, zes im rowny kulturowo a nawet wyzszy. Udowodnilem co najmniej jednemu to, co stwierdzil w sprawie meczu RFN-Polska we Frankfurcie w 1974 roku: eigentlich haette Polen gewinnen muessen. Bylem za Odra. Piwo pilem. Oni zreszta sie dziwili, ze pije piwo "in Dienstzeit". Irek Andrzej
Re: filmy
Grtxy:> a oto nasza: Gwiezdne Wojny I Gwiezdne Wojny II Gwiezdne Wojny III Gwiezdne Wojny IV ET Armagedon Park Jurajski - a jakze by inaczej. Polecam takze "Bliskie spotkania" oraz "Body snatchers" nie mowiac o "Solaris", "Na srebrym globie" czy Flash Gordon. Oto moje tipki: "Osiem i pol" Frederico Fellini "Kochanek lady Chaterlay" (z Danielle Darrieux - czy ktos pamieta?) "Deszczowa piosenka" "Help" (ciagle smieszy) "Jak zabic starsza pania" (Lady killers - z cudownym mlodziutkim Alec Guiness) "Garsoniera" "Pol zartem pol serio" (Some like it hot - Billy Wilder0 Ich noce (Claudette Colbert i Clark Gable) ...oops wyglada na komediowy ranking... takze Zlodzieje rowerow i tyle innych swietnych filmow z mego dziecinstwa - a westerny "Winchester 73" czy "Ostatni walka Apacza" ktoz dzis pamieta te filmy. Rozmarzyla sie Kinomanka Magda
Re: filmy i sitcomy
Niektorym PT Listowiczom zachciewalo sie ostatnio polskich ksiazek. Dorzucilem filmy, oglaszajac wyniki plebiscytu "Polityki". Teraz zas pora na cos jeszcze bardziej wspolczesnego, a mianowicie sitcom. Sitcom to skrot od angielskiego "situation comedy". Charakteryzuje sie tym, ze jak ogladamy go w telewizji, to slyszymy w odpowiednich miejscach nagrany na tasme smiech widowni, tak jakby ogladala ona akcje "live". 99% telewidzow powie, iz ten smiech ich denerwuje, i w ogole co to za podpowiadanie, w ktorym miejscu nalezy sie smiac. Ale ogladaja sitcomy. Inna sprawa, ze telewidzowie aktywni w internecie, zwlaszcza chodzi tu o poczte elektroniczna ze szczegolnym uwzglednieniem list dyskusyjnych, nie powinni wybrzydzac, sami bowiem stosuja smiech "z tasmy" w rodzaju tych wszystkich :-), ;) itp. Najbardziej znane seriale z tego gatunku to "Alf" czy "Cosby Show". Sa to pozycje amerykanskie, sitcom jako gatunek narodzil sie wlasnie w Stanach Zjednoczonych. A ostatnio probuja swoich sil rowniez polscy tworcy. Palme pierwszenstwa nalezy przyznac Maciejowi Slesickiemu, rezyserowi zgrabnego filmu "Tato", gdzie jedna z glownych rol zagral Cezary Pazura. Ten aktor nie okazal sie typem twardziela w stylu Linda, choc gral u jego boku u Pasikowskiego, ale uznanie zdobyl przede wszystkim jako komik ("Kiler" Machulskiego) i w tym charakterze, bo tez i w jakim innym moglby zrobic kariere w sitcomie, objawil sie jako glowny bohater serialu "Trzynasty posterunek". Zawsze chetnie smiejemy sie z policjantow, z tych polglowkow- policjantow, dodajmy. Amerykanie tez- narobili iles tam odcinkow "Akademii policyjnej". A my nasz swojski "Trzynasty Posterunek". Trafia tam posterunkowy- nieudacznik, nazywa sie Cezary Cezary (jego wlasnie gra Cezary Pazura) i przez swoja glupote, bezczelnosc i niewyparzony jezyk prowokuje rozne smieszne sytuacje, ale zawsze jakos wychodzi na swoje. Aha, zeby nie bylo watpliwosci: dowcip z tego pierwszego polskiego sitcomu nie jest specjalnie wybredny, taki mozna powiedziec "nie dla kazdego". Oto probka w wykonaniu glownego bohatera: na posterunek przychodzi potezny Murzyn, koszykarz polskiej ligi, calkiem lysy, ze skarga na polskich rasistow, ze go pobili. Policjanci, w tym Cezary, zajeci sa ogladaniem transmisji meczu bokserskiego, walczy Polak (aluzja do Andrzeja Goloty) i zawodnik ciemnoskory. Koszykarz sklada na policji zazalenie na rasistow, a tu slyszy jak policjant drze sie (nie widzac, ze przed telewizorem): "Lej czarnego w lysa pale"...Tak jak tylko Pazura moglby to powiedziec. Inny przyklad: ogladajac ten sam mecz Cezary doszedl do wniosku, ze sedzia "jest slepy", bo nie zauwazyl czegos, co mogloby zaszkodzic zwyciestwu Polaka. I pelen wdziecznosci krzyczy: "Ten sedzia jest slepy! Dam pieniadze na zaklad dla ociemnialych!" Moze nie slepy, ale bardzo niedowidzacy, jest policjant Stepien, brawurowa rola Marka Walczewskiego. Na przyklad gra on w strzalki, czyli darts, tarcza wisi gdzie indziej, a on trafia w fotel, na ktorym siedzi pewna wazna osoba. Cezary mowi o nim tak: "Jesli on mowi, ze cos tam jest...to tego tam nie ma". A komendant posterunku to po dlugiej nieobecnosci Marek Perepeczko. Nabral przez lata wygladu "komendantowego", a skad go znamy? Zgrabnie o sobie przypomina w jednej ze scen, jak mu ktos chce powiesic w gabinecie zdjecie Schwarzeneggera: kaze zastapic go Janosikiem. Mamy tez w serialu kobiety. Policjantka Kasia (Aleksandra Wozniak, fantastycznie dlugie nogi) jest zakochana beznadziejnie w Czarku. Ten jednak, choc przyglup, umiejetnie ja zbywa i podaje sie za narzeczonego Jolki, dziwki co od czasu do czasu trafia na posterunek z powodow z jakich te panie trafiaja. Ruda Jolke gra Dorota Chotecka, prywatnie dziewczyna brata Pazury Radoslawa, z ktorym nawet powazyla sie na sesje zdjeciowa dla Playboya, tzn. oboje razem, nie widzialem. I przyznala jeszcze ta dziewczyna, ktora dla potrzeb filmu stara sie miec odpowiednio kurewska urode, ze jak np. przekroczy szybkosc i policjant ja zatrzyma, to nie tyle przekupi go egzemplarzem "Playboya" ze swymi zdjeciami, ile autografem Jolki z "Trzynastego". Policjanci bowiem lubia ten serial, mimo ze nie przedstawia ich w zbyt korzystnym swietle. Sa pewnie dumni, ze sam Pazura gra ich kolege po fachu. "Trzecia kobieta" Czarka jest jego serialowa siostra Agnieszka (Agnieszka Wlodarczyk, znana z drugiego filmu fabularnego Slesickiego pt. "Sara"), ktora on sie opiekuje, jako ze sa sierotami. Ta "opieka" tez jest polem do popisu dla specow od efektow komicznych. Zaloge posterunku uzupelniaja: doswiadczona policjantka Zofia (to znaczy, sa dwie rozne Zofie, jedna odchodzi po kilku poczatkowych odcinkach, a na jej miejsce przychodzi nastepna, nazwiska aktorek Ewa Szykulska i Joanna Sienkiewicz, kazda z Zofii probuje z roznym skutkiem wniesc troche ladu d
Re: Opinie o wizycie
Pan Bartek Rajwa pyta : > Ciekawi mnie, czy przy okazji pielgrzymki papieskiej ktokolwiek podjal > polemike z pogladami JP II czy tez wszyscy panowie lewicowcy ogra- > niczyli sie do podobnych "analiz" jakie wyprodukowali Redlinski i Lub- > czynski? W czasie wizyty papieskiej wykupywalam wszystkie ogolnopolskie i kra- kowskie dzienniki i powazne tygodniki. Nigdzie nie natknelam sie na po- wazna polemike z homiliami papieza. Nie tylko ja, moj dziadek jest na glebokiej emeryturze i czyta prawie wszystko od deski do deski. On tez nie widzial. Byc moze w czasie wizyty bylo na to za wczesnie. Najczestsza reakcja wszystkich pism zwiazanych z SLD jest reakcja typu towarzysza-rewidenta (szacuje ja na 90% wszystkich ich reakcji). Kloci sie ona z wynikami badania opinii publicznej, z ktorych wynika, ze okolo 93% obywateli RP przyjelo wizyte Jana Pawla II jako wazna i pozyteczna ( rozumiem, ze ci respondenci uwazaja, ze bilans wizyty, uzywajac ter- minologii Malgorzaty Szejnert, jest bez watpienia dodatni ). Pan Toeplitz (KTT) w ostatnim swoim felietonie w "Przegladzie Tygodniowym" podzie- kowal pani Szejnert za reakcje. Podziekowanie bylo kwasne, ale na nim sie skonczylo. Zadnych kontrargumentow nie bylo. "Trybuna", ktora poczatkowo prezentowala poglady red.Lubczynskiego, czy tez Redlinskiego, lub zblizone, w ostatnich dniach pielgrzymki zlago- dzila nieco te ataki i wlasciwie ograniczyla sie do postawy towarzysza- rewidenta. Urban, jak zwykle, szedl na calosc. Jedyne powazne akcenty polemiczne w stosunku do tresci papieskich homilii znalazlam w "Gazecie Wyborczej", w artykulach Michnika i Pa- cewicza, artykulach napisanych bez, zwyklego u komunistow z "Trybu- ny", "Przegladu Tygodniowego", "Bez dogmatu" itp., wylewania zolci. Bylo to juz po wyjezdzie papieza. Odszukalam artykul Michnika, ktory sklada sie z dziesieciu punktow poprzedzonych wstepem. Polemiczny jest wlasciwie tylko punkt siodmy, ktorego najbardziej istotny fragment zacytuje : Naleze do tych, ktorzy Jana Pawla II podziwiaja i admiruja, choc jestem w sporze z pewnymi aspektami jego papieskie- go przeslania. Rozumiem naturalnie, ze Papiez kladzie tak wielki nacisk na obecnosc chrzescijanskich korzeni kultury polskiej i ich katolickich dokonan. Wszelako zastanawiam sie: czym by byla dzis kultura polska, gdyby usunac z niej tych wszystkich tworcow, ktorzy nie miescili sie zadna miara w nurcie katolickiej ortodoksji? Mysle, ze bylaby znacznie mniej bogata i interesujaca, wielobarwna. Papiez Jan Pawel II, ktory tak czesto, jak zaden inny, prosil o przebaczenie za grzechy Kosciola roznych epok (przypo- mnial o tym ostatnio w pieknej ksiazce Luigi Accattoli, znany komentator), tu w Polsce kladl nacisk na zaslugi, dokonania, ofiary ludzi Kosciola. Czy zatem polski Kosciol nie ma zadnej potrzeby do krytycznej samorefleksji? Czy ow historyczny zrost religii z poczuciem narodowym, ktory stworzyl wzor Polaka-katolika, nie mial rowniez swojej brzydkiej twarzy? Czy zatem Kosciol katolicki w Polsce nie powinien krytycznie przejrzec swej historii chocby w XX wieku, gdy nierzadko uslyszec mozna bylo z ambony slowa odlegle od ewangelicz- nego milosierdzia? Papiez czesto powtarzal, ze tylko chrzescijanstwo nadac moze sens ludzkiemu zyciu. Jakze nie zgodzic sie z teza, ze czlowiek nie moze zyc bez wiary w jakis absolutny sens aksjologiczny swojego swiata. Znaczy to jednak, ze nie mo- zna zyc, bedac przeswiadczonym o braku sensu. Ale czyz nie jest sensem wlasnie poszukiwanie sensu? Czy nie jest tak, ze zycie sensowne to zycie, gdzie ma sie pewnosc szukania chocby bez pewnosci odnalezienia sensu? Rozni sa w Polsce katolicy. Wspolnota katolicka - banalne to spostrzezenie - jest taka jak cale spoleczenstwo. Jest w niej to, co w tym spoleczenstwie najlepsze, ale tez i to, co w tym spoleczenstwie najgorsze. Czyz zatem jakas pro- sba Papieza do katolikow o tolerancje wobec innych nie bylaby znaczacym gestem na rzecz wspolnego dobra? Jesli chodzi o mnie, to odpowiem pytaniem na ostatnie pytanie: a czyz nie jest taka prosba wezwanie papieskie o umacnianie ducha milosci ? A czyz nie sa taka prosba slowa papieza o tym, ze w Polsce nie moze byc miejsca na dyskryminacje kogokolwiek, zarowno w sprawach sumie- nia, jak i z powodow ekonomicznych ? O polskim dorobku kulturalnym mieszcza sie od wiekow roznorakie nurty, i papiez bez watpienia doskonale zdaje sobie z tego sprawe. Nieporozu- mienie polega prawdopodobnie na tym, ze papiez wcale nie ogranicza polskiego dorobku kulturalnego do "tworcow, ktorzy nie mieszcza sie zad- na miara w nurcie katolickiej ortodoksji". Po prostu tak sie sklada, ze cze- sto wielkie dziela powstawaly i powstaja na styku kultur, i nawet tworcy odlegli od katolickiej ortodoksji tworzyli chcac nie chcac pod jakims wply- wem kultury chrzescijanskiej i na odwrot. I takze w ten sposob odbieram wplyw chrzescijanstwa na polska kulture. Poza tym razi mnie w tym kon- t
Re: Dama z fallusem -Reply
>>> Bartek Rajwa <[EMAIL PROTECTED]> 06/23/99 05:56pm >>> . >>>Tez mam takie wrazenie! Mam nadzieje, ze nasz dwuglos w sprawie >>>sztuki >>>wspolczesnej zacheci innych uczestinkow poland-l do wyrazenia >>>swojej >>>opinii. Moj glos na temat sztuki ( malarstwa) bedzie glosem zwyklego zjadacza chleba ktory gdy idzie do muzeum czy na wernisaz to lubi ogladac i cieszyc sie obrazami ktore przedstawiaja to co maja przedstawiac. Gdy np obraz zatytuowany jest czlowiek to patrzac na to dzielo widze - czlowieka, gdy drzewo to widze- drzewo itd. I dlatego gdy mielismy w Ottawie wystawe obrazow Renoira to spedzilam w galerii kilka godzin napawajac sie pieknem jego obrazow. Gdy z kolei byla wystawa Picassa to bylam absolutnie rozczarowana ( przepraszam za to bluznierstwo :-), :-) ). A slynna "rzezba" kozy Picassa to juz zupelnie mnie szyderczo ubawila. Teraz z kolei mamy wystawe irysow Van Gogha jeszcze nie bylam, ale wiem ze gdy pojde to bedzie mi sie podobala. Z Polski pamietam kontrowersje ( przynajmniej poczatkowo) wokol rzezb Hasiora. Te zardzewiale druty i powyginane rurki byly ponoc dzielami sztuki. Mnie one sie nie podobaly, ale jak mowil moj znajomy: Twoja mala glowka nie jest w stanie pojac artyzmu nowoczesnej sztuki. Teraz jak widze sztuka ma szokowac widza . Zyjemy w czasach, gdy namalowany kwiatek czy zwierzaczek nie robi wrazenia, ale dama z fallusem czy gentelman bez niego to jest dopiero sztuka! Oczywiscie nowoczesna. Niestety nic nie slyszalam o p. Kozyrze moze to i dobrze. .. >>>Pozdrawiam serdecznie! >>>Bartek Rajwa -- Ania
Re: filmy
On Thu, 24 Jun 1999, Magdalena Lenarczyk wrote: > Bartek Rajwa: > > > > Szybciutko, moja fimowa klasyfikacja: > > (...) > a to moja: > a oto nasza: Gwiezdne Wojny I Gwiezdne Wojny II Gwiezdne Wojny III Gwiezdne Wojny IV ET Armagedon Park Jurajski Grtxy W celu przezwyciezenia problemu ciazenie oraz pozbycia sie pypcia na nosie zaleca sie przyspieszenie tempa prywatyzacji.
Re: filmy
Bartek Rajwa: > Szybciutko, moja fimowa klasyfikacja: > (...) > W przypadku kina zagranicznego wybor jest duzo trudniejszy. a to moja: Jak byc kochana Ziemia obiecana Seksmisja Eroica Rejs Zezowate szczescie Kanal Pasazerka Zywot Mateusza Rekopis znaleziony w Saragossie Kiedys chyba z 5 lat temu zrobilismy podobny plebiscyt na Polandii z Michalem Niewiadomskim, odzew byl minimalny i wygrala, o ile pamietam, bo nie szukalam w Buffalo - Ziemia Obiecana Filmy zagraniczne w nastepnym liscie... Serdecznie Magda
Re: Towarzysze-rewidenci
On Mon, 21 Jun 1999, Malgorzata Zajac wrote: > > Male Zielone z upodobaniem myla nazwisko znanej w Polsce autorki re- > portazy Malgorzaty Szejnert (a nie Sznejert !!!). Czy to zlosliwosc, czy > wtorny analfabetyzm ? ;-) Jak z upodobaniem, to zlosliwosc, jak bez upodobania, to analfabetyzm i wcale nie wtorny. (Skad masz Panna te pewnosc co do tego, co nam sie chce robic z upodobaniem,a co -bez?)Nigdy sie nie krylismy z dosc ograniczonym zrozumieniem ziemskich jezykow, ze szczegolnym wskazaniem na piekna polska mowe. Jak ktos moze sie nazywac Szejnert?! Podejrzewamy zreszta istnienie spisku roznych polonistow, ktorzy z upodobaniem kreuja lub toleruja rozne bezsensowne reguly, aby trzymac monopol na wypowiedzi w formie pisanej. W rezultacie zamiast specjalistow znajacych sie na rzeczy swiadomosc narodowa ksztaltowana jest przez specy od stawiania przecinka w zdaniach podrzednie zlozonych. Ale przyjdzie temu kres. Tylko jeszcze troche rozwina sie komputerki. Tylko czy wtedy ktos jeszcze bedzie umail czytac? Znikamy z upodobaniem, podobnie jak zniklo gdzies merytoryczne ustosunkowanie sie do naszych wtornych wypocin. Ale do olewania nas to juz sie przyzwyczailismy. Znik, znik. > > > Jednym slowem, ostroznie... Niestey madrej glowie dosc w DWIE slowie. A co dopiero jak sie ma po dwie glowy! > > > Malgorzata > Grtxy W celu przezwyciezenia problemu pisowni nazwiska redaktor Sznejert oraz pozbycia sie pypcia na nosie zaleca sie przyspieszenie tempa prywatyzacji.
W obronie wlasnej tolerancji (2)
>Dla mnie to, co toleruje nie musi byc gorsze ani lepsze. Jest >"inne"! > >Magda N > Ma pani racje pani Magdo. Pani postawa jest charakterystyczna ludziom o duzym doswiadczeniu i silnej osobowosci. Pani czyjas innosc nie zagraza. Nie tylko nie zagraza fundamentalnym zasadom ale i tym drobnym wierzeniom i przyjemnosciom. Kiedys przeczytalam stwierdzenie ze ludzie o slabej strukturze wewnetrzenej zeby przebrnac przez zycie wszczepiaja sie w juz silnie uzbrojone w zasady i prawidla organizacje. Przykladem moze byc armia. Ustalony porzadek, wiadomo co dobre co zle i co najwazniejsze zawsze jest ktos kto ustawi dzien i podsumuje go. Nie trzeba myslec, miec watpliwosci ...Nie trzeba szukac odpowiedzie. Na wszystko jest odpowiedz... Nie trzeba myslec, miec watpliwosci... Czy pamieta pani bajke o wilku i psie?. Nie zrozumie suty glodnego. Nie zrozumie zniewolony wolnej natury. Mam nadzieje ( na podstawie tekstow ktore pani przedtem pisala) iz odczyta pani moj list tak jak napisalam. Sliwka Prunka
Re: filmy
Jak byc kochana z Barbara Kraftowna Sami Swoi Noce i Dnie Dziewczyny do wziecia Rejs -Original Message- From: Bartek Rajwa <[EMAIL PROTECTED]> To: [EMAIL PROTECTED] <[EMAIL PROTECTED]> Date: Wednesday, June 23, 1999 12:06 PM Subject: Re: filmy >Szybciutko, moja fimowa klasyfikacja: > >5. "Krotki film o milosci" >4. "Noz w wodzie" >3. "Rejs" >2. "Pamietnik znaleziony w Saragossie" >1. "Ziemia obiecana" - w kazdej kategorii: jako film polski, jako dziela >kina "w ogole", jako film kultowy > > >W przypadku kina zagranicznego wybor jest duzo trudniejszy. Na razie wiec >tylko filmy polskie... > >B. Rajwa > > >-- >[EMAIL PROTECTED] > >Purdue University Cytometry Laboratories >1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette >IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757 >
Re: Dama z fallusem -Reply
On Wed, 23 Jun 1999 08:06:26 -0400, Anna Romanowska wrote: >Ja musze sie przyznac, ze Jacek Arkuszewski jest osoba ktorej np >mie bardzo brakuje na liscie . SZKODA, ze wypisal sie z >POLAND-L naprawde ! > Podzielam szczerze te strate. Jak zreszta innych, bardzo wiele wnoszacych do dyskusji i ogolnej atmosfery Uczestnikow tej Listy. A moze gdyby udalo sie dociec faktycznych powodow tego prawie masowego odwrotu, udaloby sie jakos zalagodzic konflikt, jaki zapewne zaistnial (przypuszczalnie z moderatorem Listy?) i goraco namawiac ich do powrotu. Mial byc jakis "mediator", pamietam, ze w goracym okresie, Pan Owoc rzucil taka propozycje czy sugestie? Tylko cos go nie widac, a tracimy na tym my wszyscy. Czy faktycznie nic nie da sie w tej sprawie zrobic? Strasznie nie lubie pozakulisowych gierek, spuszczonej na amen kurtyny nawet bez grzecznosciowego wyjasnienia, dlaczego oczekiwani i lubieni aktorzy poszli lub zostali wyslani do domu, pozostawiajac zdezorientowana i zawiedziona publicznosc. Wybaczcie te teatralne porownania, widac aktualnie poruszany temat sztuki podniosl moje dotad nad wyraz skromne kulturowe ambicje.;-))) z serdecznym pozdrowieniem, Magda N
Re: Dama z fallusem
Milosz Zielinski napisal > Bartku, mysle, ze jest nam ze soba w pogladach na sztuke blizej niz dalej. > Nie chcac monopolizowac dyskusji, kilka rzeczy chcialbym jednak wyjasnic. Tez mam takie wrazenie! Mam nadzieje, ze nasz dwuglos w sprawie sztuki wspolczesnej zacheci innych uczestinkow poland-l do wyrazenia swojej opinii. > Oczywiscie. Sam jestem wielbicielem i Garbarka, ktorego slucham na okraglo, i > Jarretta, ktorego slucham od swieta. Wspominajac Buxtehudego mialem na mysli wlasnie > ten rodzaj muzyki dawnej, do ktorego oni obaj mniej czy bardziej swiadomie > nawiazuja: mrocznego, mistycznego baroku. Jednak ze sztuk plastycznych i za > pierwszym i za drugim razem piszesz tylko o Liberze. Pisalem o Liberze dlatego, ze sytuuje sie on dokladnie w tej samej sferze sztuki nowoczesnej co p. Kozyra. Mam na mysli to, ze operuje szokujaca koncepcja i prowokacja. Dlatego mozna go do Kozyry porownac. I oczywiscie to porownanie wypada mocno na niekorzysc Pani Kozyry. Gdybym podal przyklady mniej "kontrowersyjnych" tworcow (ktorych Ty wymieniasz) moglbym zostac posadzony o "tradycjonalizm" i niezrozumienie "nowych pradow"... > > (...) koncepcje naprawde wstrzacajace i odkrywcze. Niestety p. Kozyra > > takich nie posiada. Jej koncepcja jest bliska temu co na adult-sites > > nazywa sie hidden-cams. > > > W zasadzie zgoda, tylko bylbym ostrozny w szermowaniu argumentami klozetowymi, ktore > zawsze sciagaja dyskusje w dol. Wlasnie na tym polega problem! Po tym co dokonala p. Kozyra, jedyne co pozostaje do obnazenia to intymnosc w toalecie. Jednym slowem lamanie konwencji weszlo w slepa uliczke ludzkiej cielesnosci i fizjologii osiagajac samo dno. Pozdrawiam serdecznie! Bartek Rajwa -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Re: Dama z fallusem
Bartku, mysle, ze jest nam ze soba w pogladach na sztuke blizej niz dalej. Nie chcac monopolizowac dyskusji, kilka rzeczy chcialbym jednak wyjasnic. Bartek Rajwa wrote: > Poza Zbigniewem Libera pada jednak kilka nazwisk. Sygnalizuja one > kierunki, ktore moim zdaniem warte sa zainteresowania. Piszac o muzyce > nieprzypadkowo wymienilem artystow najczesciej identyfikowanych z jazzem > (choc ich tworczosc raczej wykracza poza typowe klasyfikacje). Ten gatunek > muzyki w najwiekszym stopniu chyba odcisnal swoj slad na wszystkim czego > obecnie sluchamy - od wytworow pop-kultury, az po sale koncertowe. To > chyba tez najbardziej zywy i tworczy rodzaj muzycznych poszukiwan. Myslacy > krytycy, ktorzy doszukuja sie paraleli pomiedzy pewnymi odmianami jazzu i > muzyka baroku, nie sa pewnie dalecy od sedna sprawy... Oczywiscie. Sam jestem wielbicielem i Garbarka, ktorego slucham na okraglo, i Jarretta, ktorego slucham od swieta. Wspominajac Buxtehudego mialem na mysli wlasnie ten rodzaj muzyki dawnej, do ktorego oni obaj mniej czy bardziej swiadomie nawiazuja: mrocznego, mistycznego baroku. Jednak ze sztuk plastycznych i za pierwszym i za drugim razem piszesz tylko o Liberze. > (...) koncepcje naprawde wstrzacajace i odkrywcze. Niestety p. Kozyra > takich nie posiada. Jej koncepcja jest bliska temu co na adult-sites > nazywa sie hidden-cams. > W zasadzie zgoda, tylko bylbym ostrozny w szermowaniu argumentami klozetowymi, ktore zawsze sciagaja dyskusje w dol. > > > I tu tkwi chyba sedno sprawy. Nie ma jednej > > prawdziwej sztuki dla wszystkich, podobnie jak nie ma jednej muzyki (...) > > Oczywiscie nie ma "sztuki dla wszystkich". Jak rozumiem, stwierdzenie > takie to po prostu rozwiniecie spostrzezenia, mowiacego ze o gustach sie > nie dyskutuje. Nie, chodzilo mi o to, zeby nie demonizowac przypadku Kozyry, nie rozciagac go na cala sztuke wspolczesna. Tyle innych ciekawych rzeczy sie dzieje, zeby nie byc goloslownym tylko kilka przykladow bliskich mojemu dosc eklektycznemu gustowi: rzezuchy Teresy Murak, magiczne obrazy Henryka Wanka, funeralne rzezby Aliski Lahusen, szufladkowe obrazy Rylkego, blaszany swiat Jerzego Kaliny. Zamkniete niestety przedwczesnie dzielo Lebensteina. Itd. (Zeby juz nie zaliczac do malarstwa polskiego jeszcze zupelnie innego, z innej jakby epoki, Balthusa.) > Inny przyklad: dla mnie sztuka, przez duze (ogromne) S jest... sztuka > kulinarna. Nie podzielam, ale rozumiem. > (...) ja sie zglaszam do Ministerstwa z prosba o dotacje, bo (nie zartuje) > wielu plastykow stwierdzilo, iz moje fotografie komorek nowotworowych > uzyskane przy pomocy mikroskopu konfokalnego z powodzeniem moznaby > wystawic w galerii. > Dotacja dotacja/, ale czemu nie sprobujesz pokazac tych zdjec jako dziel sztuki? Chocby w internecie. Moj mlodszy syn robil kiedys w szkole dokumentacje fotograficzna sekcji szczura. Wyszla z tego seria wspanialych plastycznie zdjec, w ktorych nie bylo ani cienia makabry czy okrucienstwa, tylko barwne plamy i symetryczne ksztalty. Namawialem go, zeby te zdjecia upublicznic, ale jakos nic z tego nie wyszlo. Zaluje. (...) Gdyby Pani Kozyra sfilmowala defekacje i pokazala owe > dzielo w Wenecji, takze mielibysmy role kulturotworcza. jw. > > > Malarze nie sa po to by "wadzic". Wcale nie pisalem, ze maja ,,wadzic''. > Moja koncepcja jest inna - poszukujmy > wartosci aktywnie, nie dajmy sie karmic papka, ktora proponuja nam > "krytycy" i caly estabilishmen zwiazany z rynkiem sztuki. Pelna zgoda. A zatem - do dziela (w podwojnym tego slowa znaczeniu). Pozdrawiam jz
Re: Opinie o wizycie
Pani Malgorzata Zajac przytoczyla prasowe echa papieskiej wizyty, a Pan Rajwa skomentowal je trafnie i dowcipnie. Mnie ciekawi kto tam w tej dzisiejszej Polsce czyta owych Lubczynskich czy Redlinskich. Byc moze pisza oni pod spoleczne zapotrzebowanie? Wolnosc slowa nie jest przeciez za darmo. Ddyby tym panom nie starczalo na chleb z odcinania kuponow od komunistycznego doswiadczenia, to pewnie sytuacja materialna by ich zmusila do zmiany zajecia, jesli nie pogladow. Pisac tez by pewnie mogli najwyzej do sponsorowanego pisemka "Niewidomy Czytelnik", bo to i tak wszystko jedno co by w nim pisali. Moje poparcie wiec dla wolnosci slowa w Polsce moze byc tak silne jak tolerancja Magdy dla "innych" - tak mi dobrze jak dlugo pilnuja wlasnego tylka i nie ingeruja w zycie tych "innych inaczej". Smutna prawda jest chyba taka, ze Polak pali Panu Bogu swieczke, a diablu ogarek i po wysluchaniu dogmatow biegnie z kosciola do kiosku po nowy numer "Bez Dogmatu". Przynajmniej w nastepna niedziele bedzie mial sie z czego spowiadac. AS
Re: Opinie o wizycie
Panie Malgorzata Zajac przytoczyla pracowe echa papieskiej wizyty. Interesujace jest to ze krytycy, delikatnie mowiac, niezbyt zachwycone osoba Papieza nie podejmuja zadnej polemiki z jego pogladami, nie probuja w jakikolwiek spsob nawiazac z nim dyskusji, lecz po prostu obrazaja go. Jest wiele punktow w nauce Kosciola i w papieskich pogladach, ktore prowokuja do dyskusji, ktore wywoluja spory i warte sa zastanowienia. Panowie Redlinski i Lubczynski nie sa jednak w stanie wspiac sie na poziom wyzszy niz zalosne ujadanie. To mowi wiecej o kondycji intelektualnej polskiej lewicy niz 5-godzinny wywiad z prof. Wiatrem. > * Krzysztof Lubczynski - piszacy w Trybunie (cytat pochodzi z SLD-ow- >skiego "Bez Dogmatu") : > > Ten coraz bardziej zalosny festiwal zachwytu nad papiezem Karolem > Wojtyla, ktory z wiekszym lub mniejszym natezeniem trwa w Polsce od > 20 lat, moze juz naprawde obrzydnac. Na Zachodzie na ogol szybko po- > znali sie na wartosci towaru, u nas ciagle uprawia sie obrzydliwy spek- > takl wiernopoddanczy, godny gogolowskiego "Rewizora"... Bardzo charakterystycza cecha dla spsobu myslenia naszych komunistow: kazda filozofia i kazde przeslanie moralne to "towar". Oczywiscie slowo "towar" pojawia sie dlatego, ze mamy rok 1999, wiec trzeba szukac odniesien zrozumialych. To samo nazywalo sie nigdys "progaganda". Nie ma tu slowa zastanowienia, coz to wlasciwie za "towar" Papiez probuje sprzedac podrozujac jak komiwojazer po swiecie. Panu Lubczynskiemu wystarczy, ze to nie jest "jego" towar. A kto nie znami - ten nasz wrog. Wazne dla Pana Lubczynskiego jest tez, to czy "na Zachodzi" publika ow "towar" kupuje czy odrzuca. Biorac pod uwage fakt, ze dziadkowie owej publicznosci znakomicie przyjmowali "towar" takich oratorow jak kanclerz Hitler czy premier Mussolini, nie odwazylbym sie sugerowac prostego zwiazku pomiedzy entuzjastycznym odbiorem i wartoscia przeslania. Ale komunista wiec, ze tlum ma zawsze racje (o ile jest to tlum odpowiednio zmanipulowany, oczywiscie). > Na tlumy przybywajace na papieskie imprezy mozna sie zzymac, ale > trzeba je potraktowac, sine ira et studio, jako zjawisko socjologiczne, > jako erupcje plebejskiej ciekawosci, by zobaczyc te slawna postac na > wlasne oczy. Ja zwyle mala dawka typowego psychoblabla. Ja sie czegos nie rozumie to nazywa sie to "zjawiskiem socjologicznym". Zalosne. > Czym innym jest jednak postawa elit i tego ich glupiego, > niepotrzebnego, niesmacznego i egzaltowanego serwilizmu... Pan Lubczynski i inni komunistyczni pismacy oczywiscie dobrze wiedza, co to jest potrzebny i niepotrzebny serwilizm. Ten "potrzebny" sa w stanie bez obrzydzenia uprawiac na zawolanie (maja praktyke). Intrygujace jest jednak to, ze uznanie wyzszosci moralnej czy intelektualnej innej osoby Pan Lubczynski nazywa serwilizmem. Jesli przyjac taka definicje, to dzialanie komunistycznych pismakow wobec ich wodzow nalezaloby (by zachowac skale) nazwac gleboki lizaniem odbytu az po kraniec cienkiego jelita (przepraszam wszystkich za te slowa. Bije sie w piersi, ale nie cofne tego zdanie...) > Widok > intelektualistow i ludzi kultury ustawiajacych sie w szeregu do ucalowa- > nia pierscienia wodza religijnego i skladajacych mu ofiare z wolnosci > wlasnego myslenia, jest czyms, od czego chce sie z zazenowaniem > odwrocic glowe... Ciekawe jak Pan Lubczynski definiuje "wolnosc myslenia", ale to pewnie musi miesc cos wspolnego z mrozkowska "prawdziwa wolnoscia", ktora jak wiadomo jest tam gdzie nie ma "zwyczajnej wolnosci". Polscy komunisci sprzedawali sie za takie smieszne drobiazgi jak talon na samochod, czy wczasy w Bulgarii, wiec ich pouczenia na temat "wolnosci" sa warte tyle ile kazanie dworcowej k...y o godnosci i honorze. Teraz takze, gdyby Panu Lubczynskiemu (lub innym) rzucic jakis ochlap, pewnie bylby gotowy ucalowac nie jeden pierscionek i sprzedac swoje myslenie. Niestety - mocno uzywane sumienie nie jest w cenie. Pozostaje wiec pisac do "Bez dogmatu" i pozowac na lewicowego, niezaleznego intelektualiste. > * Edward Redlinski - pisarz, ulubieniec postkomunistycznego "Przegla- > du Tygodniowego") > > Pontyfikat Jana Pawla II zatrzymal duchowy rozwoj narodu. Polacy, > narod okropny, acz niepozbawiony kilku zalet, byl zawsze... narodem > leniwym umyslowo... I oto na dodatek przyszedl pan Karol Wojtyla, > wpedzil leniwych Lechitow w jeszcze wieksze lenistwo umyslowe... > A lenistwo to na dluzsza mete bedzie prowadzic do degeneracji tkanki > spolecznej, do uwiadu kultury. Takie sa zawsze skutki wiernopoddan- > czych holdow dla rozmaitych faraonow. Ha! Na szczescie jest na swiecie pan Redlinski, ktory nas z tego umyslowego lenistwa wyzwoli! Pewnie pierwszym krokiem do tego jest jego Ewangelia wg. Redlinskiego o Wojciechu Jezusie Jaruzelskim, ktora niektore lewicowe pisma zdarzyly okrzyknac "kontrowersyjna", "swiadczaca o podziale spolecznej opinii w sprawie stanu wojennego" a nawet "wybitna, jed
Re: filmy
Bartek Rajwa pisze: > Szybciutko, moja fimowa klasyfikacja: > (...) > W przypadku kina zagranicznego wybor jest duzo trudniejszy. Dla mnie nie... -)-)-) Kabaret Andrzej
Re: filmy
Szybciutko, moja fimowa klasyfikacja: 5. "Krotki film o milosci" 4. "Noz w wodzie" 3. "Rejs" 2. "Pamietnik znaleziony w Saragossie" 1. "Ziemia obiecana" - w kazdej kategorii: jako film polski, jako dziela kina "w ogole", jako film kultowy W przypadku kina zagranicznego wybor jest duzo trudniejszy. Na razie wiec tylko filmy polskie... B. Rajwa -- [EMAIL PROTECTED] Purdue University Cytometry Laboratories 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757
Opinie o wizycie
Oto troche prasowych opinii o ostatniej papieskiej pielgrzymce do Polski : * Jaroslaw Gowin - Tygodnik Powszechny (szef ZNAK-u) Najwazniejsze podczas tej pielgrzymki bylo nie to, co Ojciec Swiety mowil do nas, ale to, jak byl wysluchiwany. Odnioslem intuicyjne wrazenie, ze tym razem wiez wytworzona miedzy Biskupem Rzymu a jego rodakami byla szczegolnie osobista, byla to najzwyczajniej i doslownie wiez milosci. Papiez byl przyjmowany juz nawet nie jako Ojciec, ale jako Tato. Taka wiez ma sile trwania bez wzgledu na okolicznosci i wplyw czasu. Dlatego po tej pielgrzymce z wiekszym optymizmem mozna patrzec na najwazniejszy problem, jaki stanie przed polskim Kosciolem w przyszlosci: na pytanie, w jakim stopniu zapamietamy i przyswoimy sobie nauczanie Jana Pawla II. Mimo wszystkich zastrzezen co do jakosci polskiego katolicyzmu czy jakosci naszego patriotyzmu - mozna byc pewnym, ze Jan Pawel II na trwale pozostanie w naszej narodowej swiadomosci nie tylko jako legenda, ale przede wszystkim jako zywy swiadek i nauczyciel. * Malgorzata Musierowicz - Tygodnik Powszechny (siostra Baranczaka) Wzruszona, rozczulona, przemieszczona w inny wymiar i niewiary- godnie podtrzymana na duchu - mysle sobie, ze najwieksza Jego sila jest dobroc - i ze to ona kruszy serca, porywa tych, co jeszcze nie znalezli sie po Jego stronie i podnosi tych, ktorzy - z jakichkolwiek powodow - byli w dole. Jan Pawel II wierzy, ze i my mozemy byc dobrzy - i my, rzeczywiscie, lepszymi sie stajemy, bo przeciez On w nas wierzy. Jego dobroc stawia wymagania i daje oparcie dla ich spelnienia - wlasnie tak, jak to sie dzieje za sprawa dobrego, naprawde dobrego (czyli takze i surowego) ojca. [...] Mlodziez potrzebuje promieniowania ojcostwa, nie - kumplostwa; nie kogos, kto bedzie poblazliwie patrzyl na bledy - lecz kogos, kto powie: badzcie dobrzy ! - a przy tym - sam dobry bedzie. Dzieki Bogu, ze kogos takiego mamy. * Wojciech Tochman - Tygodnik Powszechny : Moich sasiadow odwiedzil Papiez. Proboszcz powtarzal wielokrotnie, ze w parafii zadnych spotkan z Ojcem Swietym nie bedzie. Az tu nagle taka nowina: Papiez u Milewskich. Tydzien pozniej pan Staszek opowiada mi, ze dzieki niezwyklemu Gosciowi cos sie w nim zmienilo: Zrozumialem, ze zostalem powolany do takiego zycia, jakim zyje. A nie do innego, jak mi sie do tej pory wyda- walo. Wczesniej nie raz, nie dwa, przeklalem te biede, sensu w zyciu nie bylo juz widac. Az Ojciec Swiety przyjechal do naszej rodziny i nas docenil. Cos mi sie tego dnia zmienilo. Teraz o swicie wstaje z lozka i bieg- ne do bydla z radoscia. Juz sobie nie wyrzucam, ze dzieci chodza w uzywanych ubraniach. Teraz juz wiem, ze tak ma byc. Ja dalej mam robic na tych jedenastu hektarach, choc pieniedzy z tego tyle, co na swiatlo i podatki. Sasiad juz wie, ze przez zycie idzie wlasciwa sciezka. Zazdroszcze mu tego przekonania. * Edmund Wnuk-Lipinski - Tygodnik Powszechny : Rozmiar papieskiego przeslania jest wielki, a liczba zawartych w nim watkow - niezwykle obfita. Z dnia na dzien temperatura emocjonalna pielgrzymki rosla. Ostatnie dni byly swoistym fenomenem spolecznym. Papiez zdazyl nas juz przyzwyczaic do tego, ze umie rozmawiac z wie- lusettysiecznym tlumem. Ale chyba po raz pierwszy bylismy swiadkami scen, w ktorych ogromny tlum - jednym glosem i w sposob nie wyrezy- serowany wczesniej - rozmawial z papiezem, a nawet zadawal mu py- tania. Twarze ludzi wyrazaly uniesienie. Wyraznie odroznialy sie one od na ogol ponurych, niechetnych i sciagnietych twarzy przechodniow na ulicach naszych miast. Na uwage zasluguje niezwykle liczny i - co naturalne - zywiolowy udzial mlodziezy w spotkaniach z Ojcem Swietym. Mlodziez odczuwa glod nie- kwestionowanego autorytetu moralnego. Papiez jest takim autorytetem. Slowa papieza sa zasiewem, ktory moze wydac owoce, ale nie musi. Nawet jesli ow zasiew padnie na podatny grunt, to widoczne efekty moga pojawic sie dopiero po jakims czasie. Nalezy miec nadzieje, ze nie be- dzie to czas zbyt dlugi. * Adam Bujak - fotografik (Tygodnik Powszechny) : Zrobilem 2000 zdjec. Pierwszy raz sfotografowalem papieza placzacego, z chusteczka przy oczach - bylo to przy pozegnaniu na lotnisku w Bali- cach. Mial spuszczona glowe, wydawalo sie. ze chce jedynie wytrzec nos. Ale widzialem z bliska, jak ocieral lzy. Najbardziej utkwily mi w pamieci Wadowice i Radzymin. Moj ojciec byl oficerem legionowym, ktory od dziecka prowadzil mnie do katedry wa- welskiej pod - zaslonieta podowczas - trumne Marszalka. Wciaz spoty- kal sie z kolegami - innymi "legunami". W Radzyminie mialem w oczach wspomnienia z mlodosci, gdy z pamiecia o Cudzie nad Wisla trzeba sie bylo ukrywac, a my za wiedza arcybiskupa Karola Wojtyly ukradkiem wymienialismy podest pod trumna Pilsudskiego. Wielka cisze na cmentarzu w Radzyminie przezylem jako jesz
Re: Dama z fallusem
Milosz Zielinski napisal: > Piszesz w konkluzji: "Prawdziwa sztuka jest gdzie indziej. Im szybciej to > zauwazymy tym lepiej." Ale nie podajesz gdzie jej szukac (przyklad Libery jest > dyskusyjny, rozumiem, ze chodzi o przeslanie "moralne" czy "spoleczne" jego > instalacji, ale tam tez, podobnie jak u Kozyry, rzecz polega na wstrzasie, na > operowaniu szokujacym pomyslem, a nie na jakosci czysto artystycznej, nawet > tworzywo jest liche, sztampowe). Poza Zbigniewem Libera pada jednak kilka nazwisk. Sygnalizuja one kierunki, ktore moim zdaniem warte sa zainteresowania. Piszac o muzyce nieprzypadkowo wymienilem artystow najczesciej identyfikowanych z jazzem (choc ich tworczosc raczej wykracza poza typowe klasyfikacje). Ten gatunek muzyki w najwiekszym stopniu chyba odcisnal swoj slad na wszystkim czego obecnie sluchamy - od wytworow pop-kultury, az po sale koncertowe. To chyba tez najbardziej zywy i tworczy rodzaj muzycznych poszukiwan. Myslacy krytycy, ktorzy doszukuja sie paraleli pomiedzy pewnymi odmianami jazzu i muzyka baroku, nie sa pewnie dalecy od sedna sprawy... Wracajac do sztuk plastycznych: naiwny konceptualizm (typu p. Kozyra) jest dla mnie zenujaco pusty intelektualnie z kilku powodow. Najwazniejszym z nich jest fakt, ze jesli sama koncepcja ma byc sztuka, to musi byc to koncepcja wykraczajaca poza zwykla (choc czasem wojeurystyczna) obserwacje. Jesli koncepcja (na miare sztuki) jest rejestracja zachowan panow w meskiej lazni, to podobnie artystyczna koncepcja wydaja sie byc niektore strony w Internecie, oferujace zapis w RealVideo czynnosci fizjologicznych w publicznych toaletach. Przyklad Libery byl przywolany po to, by pokazac, ze nawet jesli zredukujemy sztuke do _koncepcji_, to bywaja koncepcje naprawde wstrzacajace i odkrywcze. Niestety p. Kozyra takich nie posiada. Jej koncepcja jest bliska temu co na adult-sites nazywa sie hidden-cams. > I tu tkwi chyba sedno sprawy. Nie ma jednej > prawdziwej sztuki dla wszystkich, podobnie jak nie ma jednej muzyki i jednej > literatury dla wszystkich (z naukami humanistycznymi bylbym ostrozniejszy, ale > i tu mozna sobie wybierac tendencje). Dzis sytuacja jest taka, ze kazdy moze > sobie wybrac to, co mu odpowiada. Nie do wszystkiego rownie latwo dotrzec, ale > teoretycznie mozliwosc jest. Oczywiscie nie ma "sztuki dla wszystkich". Jak rozumiem, stwierdzenie takie to po prostu rozwiniecie spostrzezenia, mowiacego ze o gustach sie nie dyskutuje. Tylko, ze w przypadku p. Kozyry (a takze w wielu innych przpadkach) mamy do czynienia ze "sztuka" dla naprawde nielicznych. Kim sa owi "nieliczni"? Byc moze to krytycy, jesli zalozymy, iz naprawde wierza w to co pisza. Watpie by znalazlo sie wielu takich, ktorym film o meskiej lazni dostarczyl wrazen estetycznych. Wielu takich, ktorzy zareagowali na dzielo Kozyry podobnie ja Ty widzac obraz Bigota. Inny przyklad: dla mnie sztuka, przez duze (ogromne) S jest... sztuka kulinarna. To nie jest zart. Naprawde uwazam, ze wrazenia zmyslowe dostarczane naszemu podniebieniu nie sa w zadnej mierze "gorsze" o wrazen, ktore odbieraja nasze oczy lub uszy. "Nie gorsze" w sensie dostarczania bodzcow artystycznych. Oczywiscie rozumiem, ze sztuka kulinarna zawsze bedzie traktowana z przymruzeniem oka, bo laczy sie z fizjologia. Zapeniam jednak wszystkich, ze zapach dobrego porto jest tysiace razy blizszy temu co zwie sie dzielem sztuki niz wypchane zwierzaki Pani Kozyry. > To samo w pewnym sensie dotyczy sztuki dawnej. Historia muyzki wprowadzila > pewne hierarchie, ale nadal gust indywidualny ma pole wyboru wedle wlasnych > preferencji. Jeden bedzie sluchal Bacha, innemu bardziej pasuje Buxtehude. To jest oczywiscie temat na odobna dyskusje, ale moim zdaniem zalazkiem kryzysu jest odrzucenie wartosci uzytkowych, ktore sztuka moze niesc. Jesli J. S. Bach (naj.. naj.. naj... muzyki) pisal dziela uzytkowe, to niech sie Pan kompozytor, za przeproszeniem, Dysonansinski nie wymadrza, ze pisanie dla teatru lub filmu jest "be", a jego pisanie pod krytyke snobistycznych festiwali jest "cacy". Odrzucenie uzytkowosci spowodowalo, iz zamiast poszykiwan wyrafinowania i coraz do subtelniejszych form przekazu doznan wielu artystow poszlo najlatwiejsza droga - lamania konwencji. Problem w tym, ze juz nie ma zadnych konwencji ktore mozna zlamac. Postalo sie tylko babrac w tym dziecinnym konkonformizmie. > A propos pieniedzy, nie demonizowalbym sprawy rzekomego marnowania czy > szastania pieniedzmi podatnika. Tak juz jest ten system ulozony, ze pieniadze > podatnika przeznaczone na kulture musza byc (poza wyjatkowymi sytuacjami klesk > zywiolowych) na kulture wydane, nikt ich podatnikowi nie zwroci. Wiec nie ma > co rozdzierac szans, z punktu widzenia pojedynczych podatnikow to sa i tak > "stracone" pieniadze. Ja nie mam nic przeciwko temu, by pieniadze na kulture wydawac. Ale jesli rozdzial tych pieniedzy ma nadal przebiegac w ten sposob jak dotychczas, to ja sie zglaszam do Ministerstwa z prosba o dotacje, bo (nie zartuje) wielu p
Re: Pobozna Unia Europejska ?
Andrzej Szymoszek: > On 22 Jun 99 at 15:27, Irek Zablocki wrote: > > > > > Narodowosc Jana Pawla II nie ma tu znaczenia. Niemieckim > > katolikom jest obojetne czy polecenia wydaje im polski czy > > jakikolwiek inny papiez. > > Ja wyczuwam tu jednak pewien podtekst, ale jesli > Ty tak piszesz, i nie wyczuwasz po tylu latach pobytu, > to moze i cos w tym jest. Oni, te Teutony cos mi chyba do piwa sypia, ze ja juz nie wyczuwam. ;-) Andrzeju, problem w tym, ze ilekroc Niemiec krytykuje kogos kto przypadkiem jest Polakiem, wyciaga sie przeszlosc. Podobne sytuacje znam z doswiadczenia, bo przy okazji i mi sie obrywa. "Panie, ja nie wiem czy pan jest Polak, czy ktos tam ale my Niemcow znamy... " itd. A poszlo o to, ze przypadkiem niemiecki szef smial spytac polskiego podwladnego, ktoremu nota bene dobrze placil, dlaczego nie wywiazuje sie ze swoich obowiazkow. Wowczas "hrabia" nie dosc, ze zaczal stare upiory wywolywac to jeszcze i mnie zaczal obrazac, mimo, ze bylem jedynie tlumaczem. Jasne, ze po tej stronie Odry tez cos takiego mozna spotkac. Ale, jesli do mnie ktos mial pretensje, to mojej narodowosci nie ruszal i to mi sie podobalo. A jesli juz ruszyl to dostawal nawet od tych, ktorzy akurat mnie nie popierali. >Ale czyz nie jest tak, ze > "ci z Zachodu" traktuja nas troche jako istoty kulturowo > nizsze? Ot, "polnische Wirtschaft", czy cos w tym stylu. Szymoszku, prosze! Traktuja tylko wowczas jesli sobie na to pozwalamy. Jasne jesli masz do czynienia z oszolomami, czy drobnomieszczanami zadufanymi w sobie, to mozesz jakie chcesz dyplomy przedstawiac, dla nich nadal bedziesz bucem. Co zas sie tyczy "polskiej gospodarki, gospodarzenia" to termin ten coraz bardziej traci na znaczeniu, bo Polska wyrasta na prymusa wsrod bylych "demoludow". Ostanio spotykam to okreslenie, tylko jako przeciwstawienie do tego co sie do tej pory sadzilo o Polsce. > > > Spor dotyczy dokumentu bez ktorego > > kobiety w RFN nie moga usunac ciazy. Wczoraj odbylo sie > > spotkanie biskupow niemieckich. Przed budynkiem w ktorym > > debatowali demonstrowali przeciwnicy i zwolennicy listu Papieza. > > Jesli dobrze rozumiem (bo, prawde mowiac, nie wyjasniasz > dokladnie, o co chodzi), kobieta w Niemczech zeby usunac > ciaze musi przedstawic zaswiadczenie z poradni o odbytych > tam konsultacjach. I czesc poradni firmuje w jakis tam > sposob Kosciol katolicki. Jesli kobieta tam trafi, oczywiscie > zostanie pouczona i potraktowana argumentami, zeby nie przerywac > ciazy. Ale dostanie zaswiadczenie ze byla, i jesli dalej chce, > to poradnia dajac to zaswiadczenie niejako umozliwia jej > aborcje. Czyli moze tam pojsc po prostu dla picu, dac sie > odfajkowac, i zdobyc papierek. Ach ta niemiecka biurokracja ;) Mniej wiecej o to chodzi. Rzeczpospolita o tym pisze. Ta biurokracja do tej pory uratowala wiele istnien ludzkich. Jesli jakas kobieta chce usunac to i tak to zrobi, idac do tej czy innej poradni lub jadac za granice. > > Nie jest to prosty problem ani moralny, ani prawny. Moim > zdaniem, przyczyna jego powstania jest zbyt liberalna ustawa > aborcyjna. Zyciem, w koncu ludzkim, rzadza papierki. Ta ustawa jest przedmiotem sporu juz od wielu lat. Takie jest prawo w Niemczech i obowiazuje ono wszystkich. Problem moralny polega na tym, ze czesc katolikow niemieckich nie chce wydawania zaswiadczen, jak to okresliles dla picu. Inni uwazaja, ze warto wystawiac, bo realia sa takie a nie inne, a wszelkie zakazy, nic tu nie pomoga. > > > Czy popierajacy intencje papieskie pozbawieni sa kompleksow? > > Czesto rozmawiam z ludzmi krytykujacymi posuniecia Jana Pawla > > II. Nigdy nie slyszalem okreslen, jakie Ty sugerujesz, ze mogliby > > powiedziec. > > Bo wiedzieli, ze jestes Polak, to chcieli byc uprzejmi ;) > No to, jak to ma w koncu byc z tymi Niemcami? Maja nas za nic ale uprzejmie? ;-) Wiesz co Andrzeju, jak ja tam do Ciebie kiedys wpadne to Ci ten "Poradnik ksenofoba - Niemcy" zabiore i do Odry wyrzuce. Wybierz Ty sie za Odre, napij sie z Helmutami piwa i udowodnij im, zes im rowny kulturowo a nawet wyzszy. > > > Andrzej Irek
Re: Prywata (telefony, telefony)
Ja kupilem pare kart kiedy wybieralem sie na konferencje, gdzie hotele kaza sobie za polaczenia miedzymiastowe slono placic. Gdzie? Hmm, nigdy nie zamawialem, ot po prostu w Sam's Club (ponizej 10 centow za minute), lub w jakims duzym supermarkecie (moznazazadac zwrotu, jesli cos nie dziala tak jak obiecane [nigdy mi sie nie zdazylo]). Jesli dzwoni sie z domu, mozna uzyc 10-10-220, 99 centow za 20 minut, 10 za kazda nastepna, lub 10-10-636 5 centow za minute, minimum 25 centow, lub jeszcze moze jakies inne tam "numery", ktorych nie znam, bo te dwa powyzsze calkowicie mi wystarczaja. Majacy nadzieje, ze powiedzial cos madrego :-) ASM On Mon, 21 Jun 1999, Bartek Rajwa wrote: > Szanowni Panstwo, > > Mam pytanie do osob miekszajacych w Kanadzie badz USA: > coraz wiecej mozna znalezc stron WWW firm oferujacych > _bardzo_ tanie miedzynarodowe polaczenia telefoniczne > (przez prepaid calling cards). Niektore ceny sa > naprawde zachecajace i duzo nizsze niz mozna dostac od > "duzy", "znanych" firm. Problem w tym, ze jak wiadomo > podawanie numeru karty kred. byle komu nie jest rozsadne. > W zwiazku z tym pytanie: czy ktos z Panstwa moze polecic > naprawde tanie karty telefoniczne od dystrybuowane przez > firme od ktorej mozna _bezpiecznie_ je kupic? > > Bede wdzieczny za informacje... > > Bartek Rajwa > > -- > [EMAIL PROTECTED] > Purdue University Cytometry Laboratories > 1515 Hansen Hall, B050, West Lafayette > IN 47907-1515, USA, tel. (765) 494-0757 >
Re: Pobozna Unia Europejska ?
On 22 Jun 99 at 15:27, Irek Zablocki wrote: > > Narodowosc Jana Pawla II nie ma tu znaczenia. Niemieckim > katolikom jest obojetne czy polecenia wydaje im polski czy > jakikolwiek inny papiez. Ja wyczuwam tu jednak pewien podtekst, ale jesli Ty tak piszesz, i nie wyczuwasz po tylu latach pobytu, to moze i cos w tym jest. Ale czyz nie jest tak, ze "ci z Zachodu" traktuja nas troche jako istoty kulturowo nizsze? Ot, "polnische Wirtschaft", czy cos w tym stylu. > Spor dotyczy dokumentu bez ktorego > kobiety w RFN nie moga usunac ciazy. Wczoraj odbylo sie > spotkanie biskupow niemieckich. Przed budynkiem w ktorym > debatowali demonstrowali przeciwnicy i zwolennicy listu Papieza. Jesli dobrze rozumiem (bo, prawde mowiac, nie wyjasniasz dokladnie, o co chodzi), kobieta w Niemczech zeby usunac ciaze musi przedstawic zaswiadczenie z poradni o odbytych tam konsultacjach. I czesc poradni firmuje w jakis tam sposob Kosciol katolicki. Jesli kobieta tam trafi, oczywiscie zostanie pouczona i potraktowana argumentami, zeby nie przerywac ciazy. Ale dostanie zaswiadczenie ze byla, i jesli dalej chce, to poradnia dajac to zaswiadczenie niejako umozliwia jej aborcje. Czyli moze tam pojsc po prostu dla picu, dac sie odfajkowac, i zdobyc papierek. Ach ta niemiecka biurokracja ;) Nie jest to prosty problem ani moralny, ani prawny. Moim zdaniem, przyczyna jego powstania jest zbyt liberalna ustawa aborcyjna. Zyciem, w koncu ludzkim, rzadza papierki. > Czy popierajacy intencje papieskie pozbawieni sa kompleksow? > Czesto rozmawiam z ludzmi krytykujacymi posuniecia Jana Pawla > II. Nigdy nie slyszalem okreslen, jakie Ty sugerujesz, ze mogliby > powiedziec. Bo wiedzieli, ze jestes Polak, to chcieli byc uprzejmi ;) > > > Irek > > > >Andrzej Andrzej
Re: filmy
On 27 Apr 99 at 13:26, Andrzej Szymoszek wrote: >Tak? No to dobra. To zobaczymy, co kto lubi. Akurat "Polityka" > urzadza kolejny plebiscyt, tym razem na film XX wieku, w kategorii > polskiej i zagranicznej. Myslalem ostatnio nad swoja polska > "dycha". Juz sa wyniki. Popatrzmy na nie przez pryzmat Szymoszkowego wyboru, o.k.? Tym bardziej ze nikt inny nie zglosil swoich propozycji. >Z okresu przedwojennego nic nie daje, bo bez przesady, szkoda > dziesiatki ;) Potem mamy tzw. szkole polska. "Popiol i diament" > prawde mowiac troche po mnie splynal, zreszta "ksiazka byla > lepsza" (tak powiedziala krowa zujac tasme filmowa ;) PiD o dziwo nie wygral, miejsce 7. > i z tego > okresu wybieram "Zezowate szczescie" Munka. Miejsce 16. >Wajde spostponowalem? Alez nie, to wielki rezyser i nie potrafi > wlasciwie robic zlych filmow. Dwa jego dziela wprowadzam: > "Czlowieka z marmuru", za oryginalny pomysl, to sie znakomicie > wpisuje w styl i blichtr lat 70-tych, Raz moja dycha zgadza sie z powszechna: miejsce 9. > a jest przeciez tak > dokladnie pod prad...Oraz "Korczaka", bo to bardzo piekny, > bardzo wzruszajacy obraz, przed ktorym dlugo sie bronilem, > ale w koncu skapitulowalem. Ten zas film nie zdobyl uznania. W pierwszej setce jest 9 filmow Wajdy, ale najpozniejszy to "Czlowiek z Zelaza" z roku 1981, "Korczak" byl potem. Szkoda. >Rowniez dlugo bronilem sie przed filmami Kieslowskiego. > Wlasciwie dopiero jak Go zabraklo...Dajemy "Przypadek", > to i Linda od razu z glowy ;) Mamy zatem 4. "Trzy kolory" pozycja 6., Weronika 20., o zabijaniu 22., Amator 27., i jest "Przypadek"- miejsce 50. W sumie 7 filmow w setce, ale "Polityka" podaje tylko pierwsza 50-tke. >Jaka jest definicja filmu kultowego? Najprosciej: film > kultowy to taki, z ktorego cytaty nadaja sie do sypania > nimi w roznych sytuacjach. Za kultowy nr 1 uchodzi > w Polsce rzecz jasna "Rejs" Piwowskiego, I to jest sensacyjny zwyciezca plebiscytu! 2759 glosow, co stanowi 55.65 % wszystkich. Gdybym wyslal swoje typy, bylbym w mniejszosci. > ale ja wybieram > cos, z czym zaprzyjaznilem sie znacznie blizej: "Misia" > Stanislawa Barei. A, to drugi raz sie zgadzamy: "Mis" pozycja 8. >Co jeszcze musi byc? Ano bezwzglednie "Nadzor" Wieslawa > Saniewskiego, Oczywiscie nie ma >Rownie osobista historia z "Ostatnim dzwonkiem" Magdaleny > Lazarkiewicz...a wiec mamy i reprezentantke plci pieknej. Tez nie ma. Z plci pieknej najlepiej wypadly Dorota Kedzierzawska ("Wrony" miejsce 39) i Wanda Jakubowska ("Ostatni etap" 45.). >Coraz trudniej na cos sie zdecydowac, a wszystko inne > odrzucic. Niech bedzie zatem "Zazdrosc i medycyna", > na podstawie powiesci Michala Choromanskiego, w rezyserii > Janusza Majewskiego. Ani widu, ani slychu, nic o Majewskim. >I co? No dobra, pojde na latwizne: bardzo dobra robota cechuje > filmy Juliusza Machulskiego, sa to swietne komedie, a wiec > wybieram "Kilera", bo chyba bardziej sie smialem niz na "Seksmisji". > No i w obu jest Stuhr, ale tylko tu Pazura. "Seksmisja" pozycja 3., "Vabank" 40., "Kiler" 48. >Last but not least: no dobra. "Ogniem i mieczem" Hoffmana. Miejsce 14. A "Potop" 5., tyle z Hoffmana. I co jeszcze? Komedie lubiane sa w kraju: 3 pierwsze miejsca zajely, miedzy "Rejsem" a "Seksmisja" sa "Sami swoi" Checinskiego. "Ziemia obiecana" o krok od podium. Na miejscu 10. sa "Krzyzacy" Aleksandra Forda. Plebiscyt byl rowniez na filmy zagraniczne, gdzie nie podawalem typow, takze szybciutko tylko pierwsza dycha: "Ojciec chrzestny", "Lot nad kukulczym gniazdem", "Casablanca", "Przeminelo z wiatrem", "Grek Zorba", "Ptaki", "Forrest Gump", "Kabaret", "Lista Schindlera", "Pol zartem, pol serio". Moim zdaniem, dziwna to stawka, ale kazda inna tez bylaby taka. Andrzej Szymoszek
Re: Dama z fallusem -Reply
>>> Izabella Wroblewska <[EMAIL PROTECTED]> 06/23/99 06:12am >>> Przesylam glos w dyskusji pochodzacy od bylego dlugoletniego subskry- benta Poland-L, ktory otrzymalam prywatnie. Autor odnosi sie do wypo- wiedzi pana Bartka. I.W. -- Forwarded message -- Date: Wed, 23 Jun 1999 11:22:48 +0200 From: Jacek Arkuszewski <[EMAIL PROTECTED]> Ja musze sie przyznac, ze Jacek Arkuszewski jest osoba ktorej np mnie bardzo brakuje na liscie . SZKODA, ze wypisal sie z POLAND-L naprawde ! Ania
Re: Dama z fallusem
Bartek Rajwa napisal jeden z najciekawszych tekstow na tej liscie. Rozszerzyl problem braku wyraznych kryteriow w sztuce nie tylko na literature i muzyke, ale i na nauki humanistyczne. Zabieram jednak glos nie tylko po to, zeby go pochwalic. Takze - i przede wszystkim - dlatego, ze te sprawy widze troche inaczej. Piszesz w konkluzji: "Prawdziwa sztuka jest gdzie indziej. Im szybciej to zauwazymy tym lepiej." Ale nie podajesz gdzie jej szukac (przyklad Libery jest dyskusyjny, rozumiem, ze chodzi o przeslanie "moralne" czy "spoleczne" jego instalacji, ale tam tez, podobnie jak u Kozyry, rzecz polega na wstrzasie, na operowaniu szokujacym pomyslem, a nie na jakosci czysto artystycznej, nawet tworzywo jest liche, sztampowe). I tu tkwi chyba sedno sprawy. Nie ma jednej prawdziwej sztuki dla wszystkich, podobnie jak nie ma jednej muzyki i jednej literatury dla wszystkich (z naukami humanistycznymi bylbym ostrozniejszy, ale i tu mozna sobie wybierac tendencje). Dzis sytuacja jest taka, ze kazdy moze sobie wybrac to, co mu odpowiada. Nie do wszystkiego rownie latwo dotrzec, ale teoretycznie mozliwosc jest. To samo w pewnym sensie dotyczy sztuki dawnej. Historia muyzki wprowadzila pewne hierarchie, ale nadal gust indywidualny ma pole wyboru wedle wlasnych preferencji. Jeden bedzie sluchal Bacha, innemu bardziej pasuje Buxtehude. Znow jest to kwestia latwosci dotarcia do nagran, ale paleta jest dosc szeroka. Jest to tez oczywiscie zwiazane z wejsciem w dana dziedzine, z zainwestowaniem czasu w zorientowanie sie w tym, co jest i w dopasowaniu tego do wlasnych preferencji. Mnie na przyklad ostatnio w Muzeum Watykanskim zafascynowal obraz siedemnastowiecznego malarza wloskiego o brzydkim nazwisku Bigot, przedstawiajacy swieta Agate, ktora opatruje rany swietemu Sebastianowi. Swietne operowanie swiatlem i cieniem (lampa podswietla profil sluzacej i pada na twarz swietej i na ramie Sebastiana, ale jego twarz, pelna bolu, kryje sie w polcieniu), plastyczne wyobrazenie cierpienia i wspolczucia. Myslalem po powrocie z Rzymu, ze sobie kupie album Bigota, ale chyba nie ma - na razie przynajmniej nie znalazlem. Mam jednak liste jego obrazow i przy kolejnych podrozach bede ich szukal w muzeach i kosciolach.Obcowanie ze sztuka, wspolczesna czy dawna, jest wiec tylko kwestia wyraznych gustow wlasnych, cierpliwosci, konsekwencji, czasu, ewentualnie pieniedzy. A propos pieniedzy, nie demonizowalbym sprawy rzekomego marnowania czy szastania pieniedzmi podatnika. Tak juz jest ten system ulozony, ze pieniadze podatnika przeznaczone na kulture musza byc (poza wyjatkowymi sytuacjami klesk zywiolowych) na kulture wydane, nikt ich podatnikowi nie zwroci. Wiec nie ma co rozdzierac szans, z punktu widzenia pojedynczych podatnikow to sa i tak "stracone" pieniadze. Natomiast instalacja Kozyry odegrala moim zdaniem olbrzymia role kulturotworcza. Od dawna tak wiele nie pisano i nie mowiono w Polsce na temat dziela sztuki nowoczesnej. Libera (tez w swoim czasie wysylany przez Ande Rottenberg do Wenecji) nie mial nawet w przyblizeniu porownywalnego echa w srodkach masowego przekazu. Zaczynajaca sie dyskusja na liscie tez jest poniekad odpryskiem jej tworczosci. Ludzie sie zastanawiaja, zajmuja stanowisko, kloca na ten temat pzry piwie. Innym razem ci, co unikaja galerii sztuki wspolczesnej moze wejda, widzac na afiszu nazwisko Kozyry. Chocby, zeby sie po raz drugi oburzyc. A gdyby do Wenecji poslano prace jakiegos powszechnie cenionego, ale niekontrowersyjnego i nikomu nie wadzacego malarza, nikt by na to nie zwrocil uwagi. I jeszcze jedno. Miedzy krytykowanymi a krytykujacymi istnieje bezposredni zwiazek. Ksiazka "Impostures Intellectuelles" ("Fashionable Nonsense: Postmodern Intellectuals' Abuse of Science") nigdy by nie powstala, gdyby nie przegiecia w naukach humanistycznych, ktore ja sprowokowaly. Tak samo, jak nie byloby (t.p.g.) obecnej dyskusji, gdyby nie instalacja Kozyry. Proponujesz, zebysmy przestali brac udzial w tej zabawie. OK, zalozmy, ze to wykonalne. Tylko wtedy sami siebie skazujemy na zubozenie. Skoro odrzucimy a priori wszystko, co nam proponuje krytyka artystczna, ryzykujemy, ze przegapimy cos, co moze najglebiej odpowiadac naszym potrzebom i oczekiwaniom estetycznym. Dlatego ja opowiadam sie za innym rozwiazaniem: nie potepiac w czambul, tylko smialo wybierac. Wybor jest duzy, az za duzy. Internet na razie jeszcze, przy w miare szybkiej przegladarce, pomaga sie zorientowac w tym, co sie dzieje w sztuce wspolczesnej. Bierzmy, co nam sie podoba. Jan Zielinski
Re: W obronie wlasnej tolerancji (2)
On Wed, 23 Jun 1999 11:34:45 +0200, Grzegorz Swiderski wrote: > >No to przesylam nastepny aforyzm: > >"Kto twierdzi o sobie, ze szanuje wszystkie idee, ten oglasza >gotowosc zdrady swoich przekonan." > >Mikolaj Gomez Davilla Ale Pan ma wybor tych aforyzmow, Panie Grzegorzu - jakby specjalnie, nic po mojej mysli.;-( Nie wszystkie jak leci idee szanuje. Kazda z nich, ktora mi sie napatoczy przymierzam do siebie i tego, co mi pasuje. Niekiedy, po przemysleniu niezbitych argumentow, jestem w stanie odstapic od swoich przekonan. Nie nazwalabym tego jednak "zdrada". Chociaz dla upartego i zlosliwego... Nie takie latki juz mi przypinano.;-) Magda N
Re: Dama z fallusem
Przesylam glos w dyskusji pochodzacy od bylego dlugoletniego subskry- benta Poland-L, ktory otrzymalam prywatnie. Autor odnosi sie do wypo- wiedzi pana Bartka. I.W. -- Forwarded message -- Date: Wed, 23 Jun 1999 11:22:48 +0200 From: Jacek Arkuszewski <[EMAIL PROTECTED]> Swieta racja, Bartku. Tak naprzyklad "prawdziwi" kompozytorzy i wiekszosc "prawdziwych" krytykow za nic maja tworczosc Philipa Glassa oraz Zbigniewa Preisnera. A sa to z pewnoscia mistrzowie! W sztukach plastycznych oceny sa bezwzglednie trudniejsze, bowiem - IMHO - plastyka powinna przede wszystkim wywolywac silne wrazenia: czy to w dobra czy w zla strone. Ale musi tam byc jakis bardzo wyrazny przekaz i to tym wyrazniejszy im bardziej forma owego obrazu, rzezby, happeningu jest dziwaczniejsza. Ogladalem kilka "dziel" pani Kozyry i niestety tego przekazu niesposob znalezc, to sa rzeczy zrobione pod zblazowanych jurorow nastepnego festiwalu czy biennale ("to jest takie jakies!"), ktorzy juz utracili jakikolwiek zwiazek z rzeczywistoscia. Z literatura moze byc jeszcze trudniej. Tutaj bede zwiezly: dla mnie literatura pani Tokarczuk (skadinad sympatycznej pani) to czysta grafomania. A najlepszymi pisarzami ostatnich lat sa Huelle i Pilch. Chyba rozumiesz o co chodzi w moich ocenach! Szkoda, ze ten pierwszy wydaje sie, ze zlamal pioro. Do czytania pani Gretkowskiej nie ponizylem sie. Klaniam sie Jacek A. -- End of forwarded message --