Przeczytalam dzis ostatni wywiad prof.Gieysztora z 20 lipca ubieglego roku (jeszcze przed choroba). Co ciekawe, to fakt, ze profesor uwazal, ze dwudziesty wiek byl krotszy niz przecietny. Wedlug niego rozpoczal sie dopiero z wybuchem pierwszej wojny swiatowej, a zakonczyl dziesiec lat temu z chwila upadku komunizmu. A wiec, jak z tego wynika, profesor Gieysztor niestety nie zgadzal sie z szefem, ze XXI wiek zacznie sie dopiero 1 stycznia 2001 roku. No, mogl sobie na to pozwolic, bo przeciez nie byl subskrybentem Poland-eLu. A jak ten swoj oryginalny poglad pan profesor uzasadnial ? Pierwsza wojna odmienila wedlug niego swiat. Zmiotla stare monarchie - Habsburgow, Hohenzollernow, Romanowow. Zupelnie zmienila mape Europy. To byla zaglada starego swiata, na ktorego ruinach urodzilo sie cos zupelnie nowego. Spoleczenstwa, ktore przetrwaly pierwsza wojne byly juz zupelnie inne. Ludzie wyszli z wojny z przeswiadczeniem, ze po tym co przezyli, wszystko jest mozliwe. Stary swiat - rozumu, pary i elektrycznosci - upadl, bo nagle okazalo sie, ze ten swiat byl zly. A wiec po wojnie postanowiono zmienic go na lepszy. I w tym prof. Gieysztor widzial korzenie sukcesu ideologii totalitarnych, ktore obie- cywaly maluczkim lepsze jutro. Gdy za kilkadziesiat lat ktos zapyta, jakie postacie charakteryzowaly wiek XX, to nikt nie wymieni wybit- nych uczonych, tworcow i filozofow. Nad calym wiekiem beda juz dominowac Hitler, Stalin i Mussolini. Przelomowym momentem przejscia w XXI wiek byla wedlug pana profesora Gieysztora jesien ludow 1989 roku, a nastepnie upadek Sowietow. Oznaczalo to zachwianie calego systemu rownowagi swiatowej i poczatek nowego ladu, w ktorym Europa bedzie sie starala odzyskac utracona pozycje. Profesor uwazal, ze chociaz jego stulecie bylo burzliwe, to jednak jako jego nastepcy mamy doskonale perspektywy startu w wieku XXI. Oceniajac mlode pokolenie Polakow mowil tak : Nic bardziej mnie nie denerwuje niz utyskiwania na wspolczesna mlodziez, opowiesci o jej konsumpcyjnym nastawieniu do swiata, upadku autorytetow. To powta- rzana przez kazde pokolenie bzdura. Wspolczesna polska mlodziez jest fantastyczna. Znajomi historycy mowia mi, ze ostatnio pojawilo sie kilka naprawde wybitnych prac magisterskich i doktorskich z historii. Wspolczesni mlodzi ludzie nareszcie wiedza, czego chca, znaja jezyki, sa otwarci na swiat, twardo stapaja po ziemi. Maja wiele wspolnego z rownolatkami za granica. Oni sa pierwszym od lat pokoleniem Polakow, ktore nie ma kompleksu prowincji. Gdy ich widze, przypominam sobie lata 30. Wtedy wielu mlodych naukowcow wyjezdzalo na stypendia, na Zachod, uczylo sie czegos nowego. Kilka razy przychodzilem na koncerty na Polu Moko- towskim. Lubie chodzic miedzy mlodymi ludzmi, ktorzy sluchaja muzyki i pija piwo. To wspaniala impreza, jakby mieszanina jarmarku, pikniku z kon- certem. Raczej nie jestem ekspertem od tego, co graja muzycy na estradzie, ale dostrzegam w tym pewne nieskrepowanie i wolnosc. Pewna moja szacowna kolezanka, gdy szlismy przez Stare Miasto, zobaczyla dziewczyne z wlosami w kolorze marchewki. Powiedziala cos w stylu, ze "chyba zwariowala". Ja te pania pamietam sprzed lat conajmniej trzydziestu i mysle, ze roznica miedzy nia a marchewkowa dziewczyna polega na tym, ze ta trzydziesci lat temu nie mogla pomalowac wlosow, choc pewnie by chciala, a ta teraz chce i moze to zrobic. Naprawde mi zal, ze polskie spoleczenstwo przez tyle lat nie moglo posmakowac prawdziwego zycia, ze zywilo sie roznymi erzacami. Ach, uroslam od razu o dziesiec centymetrow. Malgorzata