Powtorze zdumiewajaco plotkarska opinie Andrzeja Szymoszka :

> A, wtrace jeszcze to, co chcialem napisac o jednym z czlonkow
> rzadu. O Palubickim. Niestety jest tak, ze jak sie za bardzo
> przyjmie jedna strone, to potem trzeba dokonywac konsekwentnych
> wyborow. I mielismy ze strony krakowskich siostr wyrazy
> poparcia dla Palubickiego, zwlaszcza jak sie okazalo, ze komisja
> sejmowa przyjela jego wyjasnienia. Tymczasem z charakterystyka
> czlowieka pospieszyl z Poznania Pan Borowiak i potwierdzil
> pewne nazwijmy to obawy, ktore sie rodza, jak sie na takiego
> Palubickiego w telewizji patrzy, czy tez go slucha, choc on
> rzadko sie odzywa, jak gdyby sie bal, ze wtedy sie wszystko
> wyda. Obawy sa takie, to znaczy nie chce byc zle zrozumianym,
> nikt tak do konca o sobie samym nie moze powiedziec, ze jest
> absolutnie normalny, no ale ten Palubicki cos tam pod tym
> sufitem nie tego. I jesli komisja sejmowa zachowala sie tak
> jak sie zachowala, to ja tu widze zastosowanie rady:
> "lekarz kazal przytakiwac". Takich macie bohaterow.

Podana przez pana Borowiaka informacja o tym ze minister jest
ateista nie ma oczywiscie zadnego znaczenia dla oceny jego
dzialan. Nie slyszalam, zeby dyskryminowal kogos z powodow
religijnych, ani jako minister, ani wczesniej. Jego zycie ro-
dzinne moglo byc przedmiotem analizy wyborcow przed wyborami.
Pewnie bylo. I mimo wszystko Palubicki te wybory wygral. Ci,
ktorzy go znaja z wieloletniej dzialalnosci w "Solidarnosci"
sa o nim dobrego zdania.

Natomiast opinia Andrzeja jest nie tylko plotkarska, ale kom-
pletnie pozbawiona realnych podstaw. Przepraszam, ale to sa
przypuszczenia typu "jedna pani drugiej pani...".

Fakty sa takie. Palubicki jest przedmiotem nagonki "Trybuny",
"Przegladu Tygodniowego", "Gazety Wyborczej" i ostatnio "Wprost".
Poniewaz niczego nie mozna mu zarzucic, to w ostatnich dniach
robi sie z niego wariata.

Pomyslodawca byl krakowski senator Krzysztof Kozlowski, byly
minister spraw wewnetrznych. Palubicki zwolnil jego pupila -
generala Petelickiego - bylego dlugoletniego funkcjonariusza
peerelowskich sluzb specjalnych, ktorego Krzysztof Kozlowski
przed laty przyjal do pracy w MSW. Kozlowski mial tez drugi
powod do ataku na ministra. Jego drugi pupil - Wojciech Brochwicz
stracil stanowisko wiceministra za udzielanie wywiadow prasie
radiu i telewizji podczas urlopu. To rzecz dosc nieslychana,
kiedy wiceminister wypowiada sie publicznie na biezace tematy,
ktorych nie moze znac - bo przebywa na urlopie.

Co ciekawe, zadna z wymienionych wyzej gazet nie podala tego
powodu zwolnienia Brochwicza. Pawel Wronski w "Gazecie Wyborczej"
ocenzurowal wypowiedz premiera, ktory wyraznie powiedzial, co
bylo przyczyna. Slyszalam to na zywo w radiu. Tekst Wronskiego
byl zenujaca manipulacja. Jego wywiad z Brochwiczem tez nie
poruszal drazliwego tematu.

Osobna analize wypadaloby poswiecic senatorowi Kozlowskiemu.
Jego list-felieton ujawniajacy fragmant poufnej rozmowy z
urzedujacym ministrem wraz z ujawnieniem nazwiska Brochwicza
to prawdziwy skandal. Tym bardziej, ze okazuje sie, ze Palubicki
mial powody do przeprowadzenia rozmow z bylymi ministrami MSW
(miedzy innymi z Kozlowskim).

Kto nie wierzy, to radze zajrzec do archiwow prasowych i prze-
czytac, co w tamtych latach mowil sam Krzysztof Kozlowski.

"Czas Krakowski" z 12 pazdziernika 1990 roku :

   Redakcja:  Czy nie obawia sie Pan, ze czesc dokumentow,
              ktore zniknely nie zostala zniszczona, a wy-
              wieziona i dobrze ukryta ?

   Kozlowski: Nie ulega dla mnie watpliwosci, ze czesc wyzszych
              oficerow tego resortu "zainteresowala sie" czescia
              dokumentacji. W niektorych przypadkach stwierdzilem
              z cala pewnoscia, ze materialy opuscily ministertwo.

   Redakcja : Wie Pan kto wynosil ?

   Kozlowski: W niektorych przypadkach - tak. Robi to wrazenie
              zabezpieczania sie, checi obrony wlasnych interesow.
              I tu nie moge zagwarantowac, ze ci ludzie nigdy
              tych dokumentow nie uzyja.


"Angora" z 17 sierpnia 1997 :

  Redakcja :  Spekuluje sie, ze prywatne zasoby archiwalne bylych
              pracownikow MSW moga byc bardziej kompletne od ofi-
              cjalnych dokumentow umieszczonych w archiwach MSW
              i UOP.

  Kozlowski:  Za moich czasow wielu funkcjonariuszy MSW przeszlo
              z etapu palenia dokumentow do etapu ich wynoszenia.
              Dokumenty te wynoszono nie z malo waznej skladnicy,
              lecz z wlasnych biurek i sejfow. Kazdy z tysiaca
              pokojow na Rakowieckiej zapchany byl materialami,
              nad ktorymi nikt nie mial zadnej kontroli.

              W 1990 roku wielu odchodzacych z pracy funkcjonariuszy
              z najwyzszego kierownictwa resortu, z ministrem
              wlacznie, wynioslo czesc akt. Niestety nie mieli
              dobrego nosa, gdyz byly to materialy dotyczace ludzi,
              ktorzy wowczas wydawali im sie wazni, a po latach
              zupelnie przestali sie liczyc. To bylo zalosne.

Dziennikarz "Angory" nie dociekal, skad byly minister Krzysztof
Kozlowski wie, kogo dotyczyly wyniesione materialy, skoro "nikt
nie mial nad nimi kontroli".

Nie sadze, zeby minister Palubicki byl chory. W przeciwienstwie
do dziennikarza "Angory" jego sluzbowym obowiazkiem jest dociekac.
To, ze stara sie dociec, swiadczy o czyms wrecz przeciwnym.


Katarzyna

Odpowiedź listem elektroniczym