Przytaczam artykul ze strony: http://olimpiada.onet.pl/34860,wia_itm.html Niby to urocze, ale robi sie od tego niedobrze, przypominaja/ "juz nie te czasy", jak ze zlego snu, zenujaca historyjka. Tak zwana olimpijska idea (czysciutka, amatorska -- czlowieka zamoznego, arystokraty) wspolgrala az za dobrze z systemami totalitarnymi. Jeden z jej odpryskow, to krzywda dzieci-sportowcow, w szczegolnosci dziewczat. Cwierc olimpiady minelo, a Polacy maja tylko izolowane sukcesy i ani jednego medalu. Az nijako sledzic. Rekord Europy pobila Otylia Jedrzejczak, wygrywajac swoj polfinal 200m stylem motylkowym w czasie 2.07,81. Oby w finale poszlo jej jeszce lepiej. Poza tym byly dwa piate miejsca (tez dobrze)i niewiele wiecej. Nieomal wszyscy blizsi i dalsi sasiedzi Polski maja medale, choc w wieksziosci ciagna tylko tak sobie, podobnie jak kraje bylego Sojuzu. Chemiczne sukcesy NRD zostaly zastapione podobnymi sukcesami Chin. Na czele sa Stany, ale rewelacyjna Australia nieomal Stanom dorownuje (7-6-5 v. 7-5-6), a ludnosci ma chyba ze dwanascie razy mniej. Bycie gospodarzem troche pomaga, ale nie az tak. Swietnie wystepuje Francja. Kiedys slabo wypadala na olimpiadach Francja, az za de Gaulla tak to ja/ zabolalo, ze panstwo zaczelo sponsorowac sport wyczynowy i dalo to wyniki na lata. Lepiej jednak, gdy pieniadze z podatkow nie ida na sport wyczynowy, lecz, jak w Stanach, na sport w szkolach podstawowych i srednich. Juz na uczelniach sport sam na siebie zarabia, a nawet na cala/ uczelnie/. Poza tym sport jest albo komercyjny, albo w ramach hobby (prawdziwie amatorski, a nie lipnie jak gdzie indziej). -- z olimpijskim spokojem, Wlodek ============= Dzień 5 - wtorek, 19 września 2000 OLIMPIADA: Do ostatniego tchu (AEG (Inf.własna), 19 września 2000 godz.11:23) Eric Moussambani/EPA Eric Moussambani z Gwinei Równikowej zostanie na pewno jednym z bohaterów ostatnich igrzysk XX wieku. W świecie wyśrubowanych yników, dopingu i korupcji przypomniał czym jest prawdziwe amatorstwo. Moussambani przyjechał do Sydney na zaproszenie MKOl. Z Gwinei zaproszono czterech zawodników i pięciu działaczy. Zgłoszono go do pływania na 100 metrów stylem dowolnym. Wylosował grupę najsłabszych zawodników. Było ich trzech: Nigeryjczyk Karim Bare, Tadżyk Farkhod Oripov i Mussambani. Rywale Gwinejczyka nie czekając na sygnał wskoczyli do basenu. Zostali zdyskwalifikowani. Publiczność protestowała, ale regulamin jest nieubłagany. Gwinejczyk, który powstrzymał sie przed skokiem, musiał płynąć sam. Stanął ponownie na słupku i skoczył do wody. Od razu było widać, że Mousambani jest całkowitym amatorem, dla którego udział w igrzyskach olimpijskich jest największą przygodą w dotychczasowym 22-letnim życiu. Nie zrażając się płynął w stylu "dowolnym". Pierwsze 50 metrów zajeło mu 40,97 s (rekord świata na 100 m - 48,18). Wykonanie nawrotu kompletnie zdezorientowało afrykańskiego pływaka. Okazało się, że przepłynięcie drugich 50 metrów może być problemem. W połowie basenu Moussambani zaczął płynąć niemal w miejscu, nieznacznie posuwając sie do przodu. Ratownicy zaczęli zbliżać się do basenu, gotowi do interwencji. Kilkutysięczna publiczność wstała z miejsc i gorącym dopingiem wyzwoliła znowu przypływ energii Erika. Udało mu się przepłynąć pełne 100 metrów o własnych siłach. Uzyskał czas 1.52,72, wynik znacznie gorszy od rekordu świata na 200 metrów. Ale to nie było istotne. Ważne, że wziął udział w igrzyskach. Wygrał z własną słaboscią, nie wstydził się, że dla wiekszości obserwatorów jest prawdopodobne zabawką. Zapytany przez dziennikarza "Gazety Wyborczej" co zamierza teraz zrobic, gdy zakończył starty, Eric odpowiedział - "Teraz to ja zadzwonię do mamy, do kolegów. Będę świętował i będę tańczył. Dla mnie start w olimpiadzie jest jak bajka."