Panie Januszu!
Totalny pseudonaukowy belkot!
Pomian nie zna historii Europy... i nie pojmuje pojecia takigo- jak wolnosc i 
demokracja!

Widzi pan selekcja byla metoda wylaniania elity do momentu, kiedy selekcje Grecy zastapili elekcja.
Od tego momentu oligarchie uznaly ja za wroga Nr.!...dzis najwieksze demokracje osiagnely stan zadowolenia wprowadzjac, jako podstawe selekcje..godzac sie laskawie na potwierdzenie selekcji ...elekcja!
Ta ograniczona selekcja demokracja, dodatkowo okaleczna jest przez coraz wieksza grupe spoleczna odmawiajaca udzialu w elekcji..zatoczylismy wielkie kolo...
Pan Pomian nie jest dyletantem czy ignorantem ..pan Pomian jest zawodowym manipulatorem socjologicznym- pisze te belkociny na zamowienie....dla oglupienia i pana i calej reszty!
Niech pan uzywa wlasnych sensow panie Januszu...
W Polsce doskonalony jest system selekcji, jak bedzie na tyle doskonaly tzn silny finansowo -dadza panu JOW na zlotej tacy...i wybiora kogo chca i jak chca i jaka iloscia glosow zechca.... pan bedzie mogl popatrzyc:-))))
Roznica jest taka- jak pomiedzy szpicem, a pokerem.....rozni sie znaczeniem pieniedzy w grze...





RomanK





From: "Janusz Baczynski" <[EMAIL PROTECTED]>
Reply-To: [EMAIL PROTECTED]
To: Multiple recipients of list prawica <[EMAIL PROTECTED]>
Subject: Prawica:  Od totalitaryzmu do demokracji
Date: Sun, 27 Jun 2004 19:35:45 +0200

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/plus_minus_040626/plus_minus_a_2.html

EUROPA XX WIEKU

Od totalitaryzmu do demokracji


Przechodzenie od komunistycznego totalitaryzmu do demokracji trwało znacznie dłużej, niż się sądzi, gdy umieszcza się jego początki dopiero w latach 80. Rozegrało się ono w dwóch aktach. Pierwszy, w którego toku ustrój totalitarny przekształcił się w autorytarny, zaczął się po śmierci Stalina i trwał ze zmiennym nasileniem - innym w każdym kraju i w każdym okresie - ponad trzy dziesięciolecia. Drugi, rozpoczęty w 1989 roku, był aktem właściwego przejścia do demokracji, połączonego z wprowadzeniem gospodarki rynkowej w miejsce gospodarki nakazowej i z budowaniem państwa prawa.

Europa nigdy nie ewoluowała z jedną prędkością. Obszar prawosławia - Europa
Wschodnia w ścisłym tego słowa znaczeniu - znalazł się w XIII wieku na
torze historycznym różnym od tego, jakim zdążało chrześcijaństwo łacińskie.
A w obrębie tego ostatniego Europa Środkowa, region, który graniczy z
obszarem prawosławia, jest zapóźniona wobec Europy Zachodniej. Począwszy od
XVIII wieku, różnice między Północą a Południem biją w oczy. "Ducha praw"
Monteskiusza można odczytać jako refleksję na ten temat i na temat miejsca
Francji między schyłkową Hiszpanią a triumfującą Wielką Brytanią. Jeszcze
bardziej uderzają chyba różnice między zachodem a środkiem i wschodem
kontynentu; podróżni, którzy w owym czasie przekraczają granice Polski, nie
omieszkają ich odnotować.

Różnice te pogłębią się za sprawą rewolucji przemysłowej i ustanowienia w
krajach zachodnich instytucji wpierw liberalnych, a później
demokratycznych, niedopuszczonych do imperium carów oraz do imperium
otomańskiego, a przez nowe niezawisłe państwa Bałkanów przyswojonych bardzo
powierzchownie. Nawet w cesarstwie Habsburgów i w Cesarstwie Niemieckim
napotykają silny opór arystokracji i dworu, które pospołu i nie bez
powodzenia próbują zachować swe pozycje, zwłaszcza w armii i dyplomacji.

1.

Przed pierwszą wojną światową Europa Środkowa i Europa Wschodnia nie miały
monopolu na konflikty narodowe, wystarczy przypomnieć Irlandię. Pozostaje
jednak faktem, że tylko tu aspiracje narodowe groziły zarówno stabilności
granic, jak równowadze mocarstw europejskich, a przeto - samemu pokojowi.
Toteż przyczyniły się w znacznej mierze do ześlizgnięcia w wojnę. Traktat
wersalski zlikwidował imperia w Europie Środkowej i uznał tam dziewięć
nowych państw. Zadośćuczynił tedy od dawna uciskanym narodom. Zarazem
jednak rozbudził w Niemczech silne pragnienie odwetu, które wykorzysta
narodowy socjalizm. Imperium rosyjskie, zdobyte przez bolszewików, przeżyło
w postaci Związku Radzieckiego, okrojonego wprawdzie o Finlandię, kraje
bałtyckie i Polskę, ale który zdołał utrzymać Ukrainę, Białoruś i Mołdawię.
Nowe państwa Europy Środkowej okazały się zatem wzięte w kleszcze przez
dwie potęgi, które uznawały je ledwie półgębkiem, przyczyniając się zarazem
do siania w nich zamętu, i którym antagonizm ideologiczny nie przeszkadzał
łączyć się w nienawiści do "dyktatu wersalskiego" i w determinacji, by
wymazać jego skutki.

W odróżnieniu od pierwszej wojny światowej, o wiele bardziej morderczej na
Zachodzie niż na Wschodzie, druga wojna na Wschodzie nieporównywalnie
przewyższa w swej okropności wszystko, czego doznał Zachód. Podobnie jest
ze stratami w ludziach i ze zniszczeniami materialnymi. Europa Środkowa i
Europa Wschodnia wychodzą z niej przeorane do głębi w wyniku eksterminacji
Żydów przez Niemców, niekiedy z udziałem miejscowej ludności oraz
przymusowych przesiedleń ludności polskiej od samego początku wojny, a
później ludności polskiej i niemieckiej, nadto w wyniku przesunięcia granic
Polski i innych zmian granic na mniejszą skalę, wreszcie w wyniku okupacji
wschodu Niemiec przez armię radziecką. Po zakończeniu wojny wszystkie kraje
Europy Środkowej i Europy Wschodniej, ale bez Grecji, zostają włączone do
radzieckiej strefy wpływów. Dotyczy to również Finlandii i Austrii,
zmuszonych do zachowania całkowitej neutralności. Kilka lat później
wszystkim tym krajom (z wyjątkiem trzech wymienionych) zostaje narzucony
model radziecki. Nawet te, które z nim zerwą, jak Jugosławia czy Albania,
zachowają jednak ustroje, których samo istnienie zależy od obecności wojsk
radzieckich w ich bezpośrednim sąsiedztwie.

Podział Europy stał się faktem. Dawne różnice między Europą Zachodnią,
Europą Środkową i Europą Wschodnią nie znikły bynajmniej, ale zdają się
teraz drugorzędne w porównaniu z głębokim cięciem między pierwszą a dwiema
pozostałymi, połączonymi pod radzieckim panowaniem. Uwidocznieniem tego
cięcia jest granica, którą od strony radzieckiej będzie się próbowało
hermetycznie uszczelnić. Propaganda przedstawia to cięcie jako skutek
bezwzględnej ideologicznej niezgodności dwóch bloków czy dwóch obozów,
kapitalistycznego i socjalistycznego, skupionych odpowiednio wokół Stanów
Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Te stereotypy utrwaliły się. Na
Zachodzie często mówi się o krajach Wschodu czy Europie Wschodniej, nie
zadając sobie trudu, by dostrzec jej złożoność, a tym samym uniemożliwiając
sobie zrozumienie faktów. Podobnie dzieje się, gdy Europę Zachodnią ujmuje
się z zewnątrz, jak gdyby stanowiła jedność.

Tymczasem w pierwszych latach powojennych mamy raczej do czynienia nie tyle
z blokami, co z dwiema grupami państw zróżnicowanych pod wieloma względami.
Na Zachodzie, obok tych, które wraz z pokojem odzyskały swe prawowite rządy
i demokrację, nadal istnieją dwa państwa autorytarne, Hiszpania Franco i
Portugalia Salazara, podczas gdy Grecja - część Europy Wschodniej, ale
politycznie i wojskowo włączona do Zachodu, przeżywa wojnę domową, zamachy
stanu i dyktatury. W dwóch krajach, we Włoszech i Francji, działają potężne
partie komunistyczne, przerzuty Związku Radzieckiego w łonie Zachodu.
Poziom rozwoju gospodarczego jest inny w każdym kraju, a bywa że i w
obrębie jednego kraju, na przykład we Włoszech. Mocarstwa kolonialne
zaabsorbowane są przede wszystkim swymi posiadłościami zamorskimi, które
przysparzają im coraz poważniejszych kłopotów. Nie znikła nieufność między
wczorajszymi wrogami.

Europejska strona bloku radzieckiego jest jeszcze bardziej niejednolita.
Składa się z krajów wcielonych do Związku Radzieckiego od lat dwudziestych,
jak Ukraina, czy od 1944 roku, jak republiki bałtyckie, i z takich, które
zachowują zewnętrzne atrybuty suwerenności, choć w rzeczywistości wykonują
rozkazy Moskwy. Te ostatnie albo przecina granica religijna, albo znajdują
się po obu jej stronach: jedne są prawosławne, inne katolickie bądź
protestanckie, a stopień zeświecczenia umysłów jest w nich biegunowo różny.
Ich postawy wobec Rosji układają się w szeroki wachlarz, od zadawnionej
nienawiści po wdzięczną przyjaźń. Niektóre były w stanie wojny ze Związkiem
Radzieckim, inne zawsze utrzymywały z nim dobre stosunki. Ich elity
intelektualne i kulturalne były przed wojną zwrócone ku Francji i Wielkiej
Brytanii bądź ku Niemcom i Włochom. Każda partia komunistyczna wyniesiona
do władzy ma inną historię. A kultura polityczna nie jest taka sama tam,
gdzie pamięć o powstaniach i podziemiu pozostaje żywa wśród ludności, i
tam, gdzie panuje raczej zwyczaj podporządkowywania się obowiązującym
przepisom.

2.

W latach 1948 - 1956 dla obserwatorów z zewnątrz czynniki te nie odgrywają
chyba żadnej roli. Wszystkie kraje poddane Związkowi Radzieckiemu sprawiają
wrażenie, że tworzą jeden blok. Secesja jugosłowiańska wydaje się
spowodowana szczególnym zbiegiem okoliczności: wyjątkowa osobowość Tito,
partia komunistyczna, której armia wyzwoliła kraj, brak wspólnej granicy z
ZSRR i jego wojsk na terytorium Jugosławii. Gdzie indziej regułą jest
bezwarunkowe podporządkowanie się Związkowi Radzieckiemu. Wszystkie kraje
demokracji ludowej, które mogą skorzystać z planu Marshalla, odrzucają tę
pomoc na rozkaz Moskwy. Wszystkie prześcigają się w potępianiu "zdrajcy
Tito" i zrywają wszelkie stosunki z Jugosławią. Wszystkie głosują w ONZ jak
delegat radziecki.

Jeszcze ważniejsze, że we wszystkich tych krajach stosowanie przemocy,
wewnętrznej i radzieckiej, pozwala partiom komunistycznym, których nazwy są
w każdym państwie inne, zagarnąć całą władzę od góry do dołu. We wszystkich
cenzura na usługach partii kontroluje prasę, publikacje i widowiska,
związki zawodowe, organizacje i stowarzyszenia są albo podporządkowane
partii, albo rozwiązane, nauczanie na wszystkich poziomach jest przepojone
marksizmem-leninizmem, literaturze i sztuce zostaje narzucony socrealizm, a
nauka musi kierować się zaleceniami materializmu dialektycznego.

We wszystkich krajach znacjonalizowany zostaje przemysł, wprowadza się
administracyjne planowanie gospodarki z drobiazgową reglamentacją i
centralnym rozdziałem zasobów, znacjonalizowany zostaje również handel,
łącznie z detalicznym, a partia zaczyna kolektywizować rolnictwo. Działacze
partii i organizacji masowych z poświęceniem i entuzjazmem próbują
kontrolować życie jednostek od narodzin do śmierci i od rana do wieczora,
ingerować w ich sprawy najbardziej intymne, utrzymywać je w stanie
nieprzerwanej mobilizacji, zmuszać do uczestnictwa w kulcie Stalina,
którego dzieła każdy winien studiować, którego cytaty i portrety zdobią
miejsca publiczne i są noszone podczas defilad i którego chwałę głoszą
niekończące się przemówienia, wygłaszane przy każdej okazji.

Za tą fasadową jednomyślnością, którą wyraża konstytucja stalinowska,
wzorzec wszystkich konstytucji demokracji ludowych, kryje się strach,
niewypowiadany, ale stale obecny. Służby bezpieczeństwa wprowadzają we
wszystkich krajach bloku radzieckiego masowy terror, którego ofiarami są
członkowie niekomunistycznych organizacji, partii politycznych, ruchów
oporu i dawnych klas posiadających, kapłani, bogaci chłopi, krnąbrni
robotnicy, wszyscy, którzy okazują postawę krytyczną lub odbiegają od
obowiązujących norm, a także coraz częściej działacze partii
komunistycznych, podejrzewani o odchylenia, zwłaszcza o titoizm i
nacjonalizm. Inscenizuje się pokazowe procesy, kopie procesów moskiewskich
z lat trzydziestych, orzeka i wykonuje wyroki śmierci, poddaje represjom
rodziny wrogów ludu. Partia oświadcza, że walka klas (kryptonim masowego
terroru) będzie się zaostrzać w miarę budowania socjalizmu. Krótko mówiąc,
we wszystkich krajach poddanych radzieckiej dominacji ustrój totalitarny w
wersji bolszewickiej albo, jeśli ktoś woli, leninowsko-stalinowskiej,
zostaje odtworzony z najdrobniejszymi szczegółami.

Dokończenie A7

Owszem, odbudowuje się i buduje. Daje to ustrojowi pozory prawowitości i
pewną siłę przyciągania, która działa zwłaszcza na młodzież. Dokonuje się
tego w klimacie ucisku, przy uderzającym marnotrawstwie i irracjonalności
gospodarczej, za cenę materialnych wyrzeczeń trudnych do zniesienia,
zwłaszcza dla społeczeństw, gdzie nadal liczni są ci, którzy jeszcze nie
zapomnieli okresu przedwojennego. Śmierć Stalina, a następnie likwidacja
Berii, kładą kres masowemu terrorowi w ZSRR i w krajach satelickich, ale
nie otwierają ani więzień, ani obozów. Zapoczątkowują wszelako zwrot w
polityce gospodarczej, która odtąd próbuje nieco lepiej zaspokajać potrzeby
ludności. Z kolei przychodzi odwilż w kulturze, masowe zwalnianie więźniów
gułagów i, na początku 1956 roku, XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku
Radzieckiego, który ujawnia zbrodnie Stalina. Wtedy to właśnie w bloku
radzieckim pojawiają się widoczne rysy, albowiem zaczyna różnicować się
tempo przemian w poszczególnych krajach, wchodzących w jego skład.

1956 to rok burzliwych wydarzeń w Polsce i rewolucji węgierskiej, gdzie
indziej - nic godnego uwagi. Rewolucję węgierską miażdżą radzieckie czołgi.
Polska unika ich interwencji. Fala strajków i buntów robotniczych,
zapoczątkowana w czerwcu w Poznaniu, rozszerza się jesienią. Towarzyszą jej
masowe wiece, manifestacje, zebrania, debaty i prasa o wiele bardziej
krytyczna wobec władzy, mimo cenzury. Ten ruch, wyrażający roszczenia
bardzo różnorodne, ale z jednym wspólnym mianownikiem: żądaniem swobód,
powoduje zmianę kierownictwa partii komunistycznej, rozdzieranej
wewnętrznym konfliktem. I zmusza nowe kierownictwo do serii posunięć. Każde
z osobna jest jedynie chwilowym, dającym się odwołać ustępstwem, wszystkie
razem mają jednak skutki trwałe. Ostatecznie zmieniają naturę ustroju z
totalitarnego na autorytarny.

Dziwny to bowiem ustrój totalitarny, który nie wprowadza masowego terroru,
choć pozostaje represyjny, który zastępuje - co prawda nigdy całkowicie -
bolszewizm z jego kultem przemocy i walki klas ideologią moralnej i
politycznej jedności narodu, a postawę rewolucyjną postawą zachowawczą,
który nie czyni wodza partii rządzącej przedmiotem kultu, który bardzo
rzadko próbuje mobilizować ludność i pozwala na rozluźnienie się systemu
umożliwiającego kontrolowanie w każdej chwili życia jednostek. Dziwny to
zaiste ustrój totalitarny, który otwiera - początkowo z oporami -
przestrzeń dla działalności Kościoła i stopniowo zastępuje swe konfliktowe
z nim stosunki wymianą usług. Który zgadza się - acz niechętnie i pod
przymusem - pogrzebać kolektywizację wsi i tolerować własność prywatną.
Który otwiera granice, wpierw minimalnie, następnie szerzej, i pozwala swym
poddanym odwiedzać kraje kapitalistyczne, dopuszczając przy tym, oczywiście
pod kontrolą, dopływ książek, gazet, filmów i programów telewizyjnych,
których przesłanie nie jest na ogół zgodne z ideologią
marksistowsko-leninowską. Jeśli nie chce się uważać za totalitarny każdego
ustroju antypatycznego czy nienawistnego, trzeba przyjąć wniosek, jaki
płynie z przytoczonych faktów: bez wiedzy kierownictwa partii
komunistycznej, które sądziło, iż nic istotnego nie nastąpiło, i bez wiedzy
dysydentów, których samo istnienie - co należy podkreślić - byłoby pod
rządami totalitarnymi niemożliwe, ustrój zmienił swą naturę. Powtórzmy: z
totalitarnego stał się autorytarny.

3.

Mówię o Polsce nie dlatego, że jesteśmy w Warszawie i że jestem Polakiem,
ale dlatego, że Polska dokonała przejścia od ustroju totalitarnego do
autorytarnego wcześniej i bardziej konsekwentnie niż inne kraje pod
panowaniem radzieckim. Można to wytłumaczyć, odwołując się do naszkicowanej
uprzednio geografii kulturalnej i politycznej. Polska, kraj katolicki, z
opinią publiczną w większości wrogą Rosji, której ucisk musiał znosić ponad
sto lat, a jeszcze bardziej wrogą Związkowi Radzieckiemu, który na początku
wojny był jego wrogiem, sojusznikiem III Rzeszy, miała nadto tradycję
nieposłuszeństwa i powstań wyrytą w narodowej pamięci. Rządziła w niej
partia pozbawiona prawa do miana komunistycznej, gdyż jej poprzedniczka,
nosząca tę nazwę, została rozwiązana przez Międzynarodówkę po zgładzeniu
jej kierownictwa w ZSRR podczas czystek lat trzydziestych. Wspomnienie tego
prześladowało komunistów uratowanych z gułagów, którzy wrócili do kraju, i
tych, którzy przeżyli w polskich więzieniach. Jakby tego było mało,
istniały liczne i silne więzi między ludnością polską a Francją, Wielką
Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Krótko mówiąc, Polska kumulowała cechy,
które umieszczały ją na antypodach Związku Radzieckiego. Fakt, że drugi
kraj, który zbuntował się w 1956 roku, Węgry, pod wieloma względami
przypominał Polskę, potwierdza trafność tej analizy. Zapewne rewolucja
węgierska poniosła klęskę, podczas gdy Polakom przynajmniej w pewnej mierze
się udało, ale zdecydowały o tym czynniki przygodne, których niepodobna tu
omawiać.

Ostatecznie Węgry zaczęły przechodzić od ustroju totalitarnego do
autorytarnego w połowie lat sześćdziesiątych, inne kraje socjalistyczne
Europy Środkowej i sam Związek Radziecki weszły na tę drogę w różnych
latach, ale na ogół w tym samym dziesięcioleciu. W Czechosłowacji nawet
regres, który nastąpił po zdławieniu praskiej wiosny, nie spowodował
przywrócenia ustroju totalitarnego. Nie było kultu wodza, masowego terroru
i hermetycznej izolacji od otoczenia kapitalistycznego. Ewolucja,
zmierzająca w tym samym kierunku, zaczyna się także w krajach Europy
Wschodniej. Jedynie Albania pozostała totalitarna aż do śmierci Envera
Hodży.

Od roku 1948 stosunki między blokiem radzieckim i Zachodem balansowały na
krawędzi wojny. Pucz praski, blokada Berlina, podział Niemiec, wojna w
Korei - wszystkie te wydarzenia wyrażają wzrost napięcia z wyścigiem
zbrojeń jądrowych w tle. Równocześnie w samym ZSRR i w krajach satelickich
kampania za kampanią zażarcie atakuje kosmopolityzm w kulturze, burżuazyjną
pseudonaukę, imperialistycznych podżegaczy wojennych, niemieckich
odwetowców. Robi się wszystko, by przeciąć więzy między wczorajszymi
sojusznikami i zaczernić wizerunek Zachodu, podsycając strach pozostawiony
przez wojnę jeszcze bardzo obecną w pamięci. Potępienia oszczędza się tylko
zachodnim partiom komunistycznym i bojownikom o pokój.

Po śmierci Stalina klimat szybko się zmienia. Kilka miesięcy później
zostaje podpisany rozejm w Korei, a Wielka Czwórka osiąga porozumienie w
sprawie Austrii, skąd armia radziecka wycofuje się w zamian za obietnicę
neutralności tego kraju. Potem nagłe zwroty następują jeden po drugim:
ustanowienie stosunków dyplomatycznych między Republiką Federalną Niemiec i
Związkiem Radzieckim oraz zwolnienie przezeń niemieckich jeńców wojennych,
pojednanie z Jugosławią Tito, konferencja uczonych atomistów z obydwu
obozów, ogłoszenie pokojowego współistnienia krajów socjalistycznych z
kapitalistycznymi. Wyższości pierwszych mają teraz dowieść sukcesy
gospodarki radzieckiej, która miała rzekomo doganiać gospodarkę Stanów
Zjednoczonych, by wkrótce ją prześcignąć. Ale rychło trzeba było spuścić z
tonu.

Podczas gdy blok radziecki żył w odosobnieniu i nie potrafił, mimo
forsownej industrializacji, wyjść z niedostatku, Europa Zachodnia, po
zakończeniu odbudowy, weszła w okres szybkiego wzrostu gospodarczego i
podnoszenia poziomu życia.

Gdy po śmierci Stalina oba bloki przywróciły wymianę, a ludzie zaczęli
podróżować, różnice między nimi były już jaskrawe. Z upływem lat pogłębiały
się bezustannie. Powoli nawet przywódcy komunistyczni zaczęli zdawać sobie
z tego sprawę. Świadczyły o tym próby reformowania gospodarki - operacje
beznadziejne, gdyż unikające wszystkiego, co by mogło pozbawić partię
choćby ułamka władzy. Stąd konieczność utrzymywania poprawnych stosunków z
Zachodem, choćby po to, by móc się tam zaopatrywać.

Tych, którzy przybywają na Zachód po latach przerwy, albo wręcz po raz
pierwszy w życiu, uderzają przede wszystkim sklepy pełne wszelkich dóbr,
wygląd ludzi spotykanych na ulicy, wrzenie kulturalne i umysłowe. Uderza
również różnica między trudnymi do przebycia granicami odgradzającymi od
siebie kraje socjalistyczne, zwłaszcza granicami ZSRR, i łatwością, z jaką
przekraczają granice ludzie Zachodu. Były to widome oznaki postępującej
integracji Europy Zachodniej, która coraz bardziej zwiększała jej
atrakcyjność. W latach siedemdziesiątych odegrało to decydującą rolę w
pokojowym przejściu Hiszpanii i Portugalii od ustrojów autorytarnych do
demokracji przy masowym poparciu ze strony obywateli. Choć otwarcie krajów
socjalistycznych na zewnątrz było ograniczone, przenikały do nich obrazy
życia na Zachodzie, toteż rosnąca liczba ludzi zdawała sobie sprawę z coraz
bardziej ostrego kontrastu między życiem tam a ich własnym. Było tak
szczególnie w Niemczech. Wzniesienie muru berlińskiego stanowiło pierwszy
znak przyznania przez ZSRR, że społeczeństwo socjalistyczne nie jest zdolne
prześcignąć, a nawet dogonić swego rywala. Wkrótce zobaczono inne tego
dowody: Sowieci wysłali pierwszego człowieka w kosmos, ale to Amerykanie
pierwsi przespacerowali się po Księżycu.

Przejście do ustroju autorytarnego wynikało z zasadniczej niestabilności
każdego totalitaryzmu pozbawionego charyzmatycznego wodza i wiarygodnego
zagrożenia zewnętrznego. Zapoczątkował je ZSRR, a satelici musieli pójść w
jego ślady. Władza autorytarna opierała się w coraz większym stopniu na
nacjonalizmie, odwołując się w razie potrzeby do najgorszych tradycji
antysemityzmu i ksenofobii. Władza taka, choć pozostawała zależna od
nakazów radzieckich, wspieranych groźbą zbrojnej interwencji zawsze
odgrzewaną w momentach kryzysów, była więc o wiele bardziej wrażliwa na
presje wewnętrzne i na fluktuacje stosunków z otoczeniem kapitalistycznym,
wzajemnie z sobą powiązane. Toteż, od lat siedemdziesiątych poczynając,
niemożliwe stało się izolowanie polityki władz komunistycznych, łącznie z
radziecką, od wpływów wywieranych na nie (na różne sposoby, zmienne w
czasie i przestrzeni) przez sukcesy gospodarki rynkowej, innowacje naukowe,
techniczne i organizacyjne Zachodu, demokratyczne instytucje polityczne,
zachodnią opinię publiczną, prawo międzynarodowe, kulturę euroamerykańską w
całym jej bogactwie i, ogólnie, przez obrazy życia bardziej zamożnego,
bardziej wolnego, bardziej godnego.

Ruchy dysydenckie mogły narodzić się, przetrwać i rozwinąć w ZSRR, w
Polsce, na Węgrzech, w Czechosłowacji właśnie i przede wszystkim dlatego,
że nie było już masowego terroru, stałego nadzoru i totalnej mobilizacji.
Również dlatego, że władza liczyła się w pewnym stopniu z reakcjami
społeczeństwa, zwłaszcza jego wpływowych sektorów, różnych w różnych
krajach. I jeszcze dlatego, że nie mogła już, gdyby nawet chciała, zerwać
więzi z Zachodem i uniemożliwić dysydentom znajdowanie tam wsparcia. Toteż
było jej trudno zamknąć im usta nim pokazali się publicznie i dali poznać
opinii zachodniej, powodując u niej odruchy solidarności. Albowiem stosunki
z Zachodem były teraz wystarczająco ważne dla przywódców komunistycznych,
by czuli się zmuszeni do szukania drogi pośredniej między właściwą im
skłonnością do niepohamowanego poddawania represjom wszystkiego, co uważali
za działalność antysocjalistyczną, a pragnieniem pozyskania sobie
zachodnich rządów, a tym samym zachodniej opinii publicznej. Zobowiązali
się nawet, pod presją Zachodu, do poszanowania praw człowieka w zamian za
uznanie powojennych granic. Zobowiązania nie dotrzymali, rzecz jasna, i
pozostali od tego bardzo dalecy, ale uprawniało ono zachodnie interwencje
na rzecz dysydentów.

Tak oto przywódcy komunistyczni przegrywali na obu frontach. Represje były
za mało skuteczne, by mogły działać odstraszająco. Przynosiły nawet
niekiedy efekt odwrotny do zamierzonego, powodując silne oburzenie. A
zarazem były na tyle arbitralne i nienawistne, by czynić dysydentów
sympatycznymi w oczach coraz liczniejszych mieszkańców Zachodu i skłaniać
ich do manifestacji solidarności. Powstała w ten sposób dynamika, która
wzmacniała ruchy dysydenckie w kilku przynajmniej "krajach Wschodu",
zapewniając im zarazem na Zachodzie coraz mocniej słyszalnych sojuszników.

Właśnie w tę dynamikę, czynną od początku lat siedemdziesiątych, należy
włączyć trzy wydarzenia, które miały miejsce w Polsce, gdzie od 1956 roku
wszystkie sprzeczności komunistycznego autorytaryzmu, zwanego wówczas
realnym socjalizmem, przybierały z powodu jej już wspomnianej specyfiki
postać niezwykle ostrą, wręcz wybuchową. Pierwszym było spotkanie w połowie
lat siedemdziesiątych dysydentów z ruchem robotniczym w następstwie
brutalnie stłumionego strajku. Drugim - wybór arcybiskupa krakowskiego na
tron papieski. Trzecim, który umożliwiły dwa poprzednie, a zwłaszcza podróż
Jana Pawła II do Polski kilka miesięcy po jego wyborze, było utworzenie w
następstwie nowej fali strajków związku zawodowego "Solidarność" i podjęcie
próby pokojowego, stopniowego przechodzenia z autorytarnego ustroju
komunistycznego w kierunku demokracji.

Skończyło się to fiaskiem: wprowadzeniem stanu wojennego, represjami.
Dynamika, która z jednej strony odtwarzała, a zarazem wzmacniała ruch
dysydencki - odtąd opozycję demokratyczną - a z drugiej pobudzała na
Zachodzie manifestacje solidarności z "Solidarnością", była już jednak
teraz w pełnym biegu. By ją zatrzymać, trzeba by było zastosować środki,
których ustrój totalitarny użyłby bez skrupułów, ale po które nie mógł
sięgnąć ustrój autorytarny, niezdolny obejść się, jeśli nie bez
przychylności, to przynajmniej neutralności Zachodu. Toteż, wobec braku
jakiejkolwiek alternatywy, został on ostatecznie zmuszony do rokowań z
opozycją, by znaleźć wyjście z kryzysu. Przejście od autorytaryzmu do
demokracji mogło się zacząć.

Mogło jednak tylko dlatego, że okoliczności zaczęły mu sprzyjać od chwili,
gdy przywódcy radzieccy uświadomili sobie, że przegrywają trzecią wojnę
światową z afgańskimi mudżahedinami, uzbrojonymi w stingery dostarczone
przez administrację prezydenta Reagana. Wycofali więc swe wojska z
Afganistanu, nie po to jednak, by użyć ich do interwencji w swych
europejskich posiadłościach, które zaczęły się właśnie emancypować. Gdy
znikło to zagrożenie, sprawy mogły potoczyć się własnym trybem. Polska,
Węgry, Czechosłowacja, NRD, Bułgaria, Rumunia - pod koniec 1989 roku
komunistyczne autorytaryzmy upadły w Europie Środkowej, i zaczęły padać
również w Europie Wschodniej, łącznie ze Związkiem Radzieckim, który wszedł
na drogę dezintegracji.

Trzeba powiedzieć na zakończenie, że naszkicowana tu historia przejścia od
totalitaryzmu do demokracji odbiega w wielu punktach od ujęcia tego tematu
w relacjach, które stały się wulgatą. Twierdzi ona bowiem, że przechodzenie
od komunistycznego totalitaryzmu do demokracji trwało znacznie dłużej, niż
się sądzi, gdy umieszcza się jego początki dopiero w latach
osiemdziesiątych. I że rozegrało się ono w dwóch aktach. Pierwszy, w
którego toku ustrój totalitarny przekształcił się w autorytarny, zaczął się
po śmierci Stalina, w różnych latach, zależnie od kraju, i trwał ze
zmiennym nasileniem - innym w każdym kraju i w każdym okresie - ponad trzy
dziesięciolecia. Drugi, rozpoczęty w 1989 roku, był aktem właściwego
przejścia do demokracji, połączonego z wprowadzeniem gospodarki rynkowej w
miejsce nakazowej i z budowaniem państwa prawa, przy czym wszystko to szło
w parze z przyswajaniem norm Unii Europejskiej w celu wstąpienia do niej.
Nasza historia twierdzi nadto, że drugi akt przejścia od totalitaryzmu do
demokracji mógł dokonać się bez rozlewu krwi, w sposób na ogół pokojowy,
dlatego że mieliśmy do czynienia z ustrojami autorytarnymi, gdzie spuścizna
bolszewicka z trudem współżyła z ideologiami nacjonalistycznymi, które
zyskiwały nad nią przewagę.

Nie umniejszając w niczym odwagi czy wręcz bohaterstwa dysydentów i
opozycjonistów, uważamy zatem, że ich działania mogły się rozwijać i okazać
skuteczne dlatego, że ustroje, które zwalczali, nie były już w stanie
wytępić swych przeciwników i sterroryzować ludność tak, by zdusić w zarodku
wszelkie próby kontestacji. Wreszcie utrzymujemy, że Zachód w ogóle, a
Europa Zachodnia w szczególności, nie były po 1956 roku biernymi widzami
tego, co działo się w krajach bloku radzieckiego, ale przeciwnie, były tego
uczestnikami. Bez ich interwencji i pomocy dla sił antykomunistycznych
ustroje autorytarne mogłyby trwać znacznie dłużej, nim wreszcie runęłyby
pod ciężarem wewnętrznych sprzeczności, których nie były w stanie usunąć.
Utrzymujemy zatem, że mimo różnic między z jednej strony Europą Zachodnią a
z drugiej Europą Środkową i Europą Wschodnią historia Europy po drugiej
wojnie światowej była wspólną historią jeszcze przed ostatnim poszerzeniem
Unii Europejskiej, które dopełnia przejście od totalitaryzmu do demokracji.

Czyni to jednak wyłącznie na poziomie instytucji. Czy mentalność ewoluowała
w tym samym tempie? Czy również ona stała się wszędzie demokratyczna i
europejska?

Pytanie to pozostaje otwarte.

Krzysztof Pomian Tłumaczenie (autoryzowane) Małgorzata Tryc-Ostrowska

Krzysztof Pomian, filozof i historyk, od 1973 r. we Francji, profesor
Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu; współpracownik
paryskiej "Kultury", w latach 80. doradca Biura Koordynacyjnego
"Solidarności" za Granicą. Od 1999 r. profesor Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu, dyrektor naukowy Muzeum Europy w Brukseli. Ostatnie
książki: "Zbieracze i osobliwości" (Wydawnictwo UMCS, 2001), "Oblicza
dwudziestego wieku" (Wydawnictwo UMCS, 2002), "Des saintes reliques a l'art
moderne" (Gallimard, 2003), "Europa i jej narody" (słowo/obraz/terytoria,
2004) Powyższy tekst został wygłoszony podczas konferencji "Jak pisać
historię Europy?", która odbyła się na Uniwersytecie Warszawskim 21 i 22
maja. Wzięli w niej udział historycy i publicyści z Polski, Austrii,
Francji oraz Izraela, Ameryki, Afryki i Indii, którzy dyskutowali nad
możliwością rozwiązania konfliktów historycznych w Europie. Organizatorami
byli: Instytut Adama Mickiewicza, Institut Francais w Warszawie,
Austriackie Forum Kultury oraz Instytut Historyczny Uniwersytetu
Warszawskiego. Wybór tekstów z konferencji opublikowany zostanie w letnim
wydaniu czasopisma "Krytyka Polityczna".


_________________________________________________________________ Get fast, reliable Internet access with MSN 9 Dial-up – now 3 months FREE! http://join.msn.click-url.com/go/onm00200361ave/direct/01/



Odpowiedź listem elektroniczym