Podrzucam ciekawostke. Szkoda tylko ze autor nie zadal sobie troche trudu na poznanie techniki :>
http://dzis.dziennik.krakow.pl/?2004/05.24/Kraj/42/42.html > Polska bomba atomowa > > Według planów Edwarda Gierka Polska miała stać się > atomowym mocarstwem > > W latach 70. rozpoczęto zakrojony na szeroką skalę program > budowy bomby termojądrowej, który miał zakończyć się próbnym, > podziemnym wybuchem w Bieszczadach. Z planów tych nic nie > wyszło. Polska zamiast atomowym mocarstwem, stała się miejscem > składowanych na naszym terytorium radzieckich, nuklearnych > głowic... > > Wspaniały pomysł > > Za początek prac nad polską bombą termojądrową należy uznać 1968 > rok i memoriał dr. Zbigniewa Puzewicza, szefa Katedry Podstaw > Radiotechniki Wojskowej Akademii Technicznej, sugerujący, że możliwe > jest przeprowadzenie syntezy termojądrowej przy użyciu laserów > dużej mocy. Sprawą zainteresował się generał profesor Sylwester > Kaliski, ówczesny komendant Wojskowej Akademii Technicznej. Obaj > panowie postanowili potwierdzić realność tej teorii. Udało się to w > 1970 roku. Wtedy to Puzewicz i Kaliski uczestniczyli w sympozjum w > Montrealu, gdzie wysłuchali wykładu Edwarda Tellera, ojca > amerykańskiej bomby wodorowej, a później inicjatora koncepcji > reaganowskich gwiezdnych wojen. Teller dowodził, że można > przeprowadzić syntezę termojądrową za pomocą lasera. To > ostatecznie zadecydowało o rozpoczęciu prac nad polską bombą > termojądrową. Prowadzono je w specjalnie wzniesionej hali WAT w > warszawskiej dzielnicy Wola. Od 1972 roku prace kontynuowano w > Instytucie Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy. Wzniesiono nową halę i > specjalne budynki. Jak to bywało w czasach PRL-u, nie obyło się bez > elementów humorystycznych, do których niewątpliwie należy zaliczyć > otoczenie nowych budowli kilkumetrowym ziemnym nasypem, który > miał "chronić" okolicę w razie przypadkowego wybuchu. > > Sen o potędze > > Do realizacji projektu polskiej bomby termojądrowej zaangażowano > olbrzymie środki finansowe. Generał Wojciech Jaruzelski, wówczas > minister obrony narodowej - jak sam swego czasu mi mówił - "o > projekcie z Edwardem Gierkiem nie rozmawiał, to o nim słyszał". > Edward Gierek nie szczędził pieniędzy, chciał tylko, aby o próbnej > eksplozji nie dowiedzieli się "radzieccy towarzysze". W tej sprawie > radził się prof. Romana Neya, w tamtych czasach wiceprezesa Polskiej > Akademii Nauk i eksperta robót podziemnych. Sylwester Kaliski, znając > obawy Gierka, wmówił mu, że można przeprowadzić w wybudowanej > w Bieszczadach sztolni próbną eksplozję tak, iż nikt na świecie nie > wykryje wstrząsów sejsmicznych. Oczywiście była to bzdura, ale ocaliła > ona projekt. Na potrzeby prac nad bombą unikalne przyrządy > badawcze, materiały i mechanizmy objęte embargiem, sprowadził z > zachodu polski wywiad. Według badającego swego czasu tę sprawę > dziennikarza, dziś naczelnego magazynu "Raport - Wojskowa Technika > Obronność" Wojciecha Łuczaka, udało się nawet sprowadzić z USA do > Warszawy słynne "krytrony", czyli superczułe przełączniki elektroniczne > sterujące procesami uruchamiania ładunków wybuchowych w > niewyobrażalnie krótkich ułamkach sekundy. Urządzenia te są > niezbędne w konstrukcji zapalnika bomby atomowej. "Gdybym w > jednym z warszawskich gabinetów sam nie trzymał takiego urządzenia > w ręce, nigdy bym nie uwierzył, że jest to możliwe" - usłyszałem od > Łuczaka. > To wszystko, oczywiście, kosztowało bajońskie pieniądze. Oficjalnie > zaksięgowane wydatki szły w miliony dolarów, jednak nikt nie policzy > tych, które nawet w CIA nazywa się "czarną dziurą". Niektóre osoby > zaangażowane w projekt twierdzą, że projekt polskiej bomby > wodorowej pochłonął tak wielkie środki, iż mógł się przyczynić do > załamania naszej gospodarki w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. > Jedno nie ulega wątpliwości. Edward Gierek chciał, poprzez > wprowadzenie Polski do ekskluzywnego klubu atomowego, > potwierdzić, że prawdziwe są propagandowe slogany mówiące o > ówczesnej PRL jako o mocarstwie będącym 10. potęgą przemysłową > świata. Nie bez znaczenia był też fakt zapatrzenia się przez Gierka na > politykę atomową Francji, którą zapewne chciał naśladować. > > Wielkie rozczarowanie > > Polska bomba termojądrowa miała być dziecinnie prosta. Wystarczyć > miały wtryskiwacze deuteru i trytu oraz kulminacyjne ładunki > wybuchowe, takie jakie służą do przebijania pancerza czołgu, > podłączone do zdobytego przez nasz wywiad krytrona. Decydującym > elementem był laser mający dostarczyć w odpowiednim ułamku > sekundy energię wystarczającą do zapoczątkowania syntezy > termojądrowej. Niestety, w polskich warunkach moc lasera mogła > osiągnąć tylko 1 kilodżul. W tym czasie w Moskwie użyto > 20-kilodżulowego lasera do podobnego eksperymentu, a w USA aż > 100-kilodżulowego, jednak bez rezultatu. Najnowsze badania > naukowe dowodzą, że aby wywołać syntezę termojądrową, należy > użyć lasera o mocy 10 tysięcy kilodżuli. Tymczasem nad polskim > projektem atomowym pojawiły się jeszcze inne chmury. Pomimo > wysiłków polskiej strony o prowadzonych w Warszawie pracach nad > bombą dowiedział się radziecki wywiad. Rosjanie, prowadząc podobne > eksperymenty, zdawali sobie sprawę, że tą metodą nie da się > osiągnąć sukcesu i czując się niezagrożeni w swoim monopolu na broń > atomową, udawali, że o niczym nie wiedzą. Pewność w tej kwestii > narusza jednak śmierć prof. Sylwestra Kaliskiego w dramatycznych > okolicznościach. Zginął on w wypadku samochodowym, prowadząc > swego fiata mirafiori. Część osób znających Kaliskiego uważa, że > wypadek z jego udziałem był tylko kwestią czasu, ponieważ profesor > kiepsko prowadził, jeżdżąc ze zbyt dużą prędkością. Niektórzy jednak > uważają, że mirafiori, serwisowane w rządowych warsztatach, zostało > uszkodzone przez radziecki wywiad. Co było przyczyną katastrofy, nie > dowiemy się już nigdy. Pewne jest natomiast, że śmierć prof. > Kaliskiego była końcem polskiego programu budowy bomby > termojądrowej. > > Atomowy taksówkarz > > Na początku lat 60. zapadły decyzje, że Polska zakupi pułk samolotów > myśliwsko-bombowych Su-7 będących nosicielami broni jądrowej. W > 1965 roku stacjonujący w Bydgoszczy 5. Pomorski Pułk Lotnictwa > Myśliwsko-Bombowego przezbrojono w te odrzutowce. 10 i 11 marca > 1968 roku ćwiczył on z 11. Dywizją Pancerną tworzenie tzw. > atomowych korytarzy, przez które na Zachód miały ruszyć dywizje > pancerne Układu Warszawskiego. W planach operacyjnych ZSRR > polskie armie w pierwszych dniach III wojny światowej miały nacierać > przez Lubekę na Danię. Dodajmy, że w czasie wspomnianych ćwiczeń, > w marcu 1968 roku, po raz pierwszy zrzucono bombę IAB-500 > imitującą wybuch bomby atomowej. Piloci wyznaczeni do lotów w > czasie ewentualnego konfliktu nuklearnego z Zachodem musieli być > kawalerami, najlepiej członkami PZPR. Szkolili ich radzieccy > instruktorzy, którzy specjalnie w tym celu przyjeżdżali do Bydgoszczy. > Na jedno ze szkoleń przyleciał razem z nimi nawet specjalny samolot > An-26, który w razie wojny miał dostarczyć atomowe bomby do > polskich samolotów. W 1974 roku polscy piloci byli szkoleni w Lidzie, na > terenie byłego ZSRR, w lataniu na nowoczesnych odrzutowcach Su-20, > posiadających zmienną geometrię skrzydeł. "Polacy ćwiczyli uzbrajanie > samolotów w bomby nuklearne. Potem te same procedury trenowano > na polskim lotnisku w Powidzu, gdzie stacjonowały samoloty > przystosowane do przenoszenia bomb atomowych. Sam glądałem > zakupione przez Polskę w latach 80. samoloty Su-22M4, które > zaopatrzone były w specjalne panele w kabinie pilota, umożliwiające > bojowy zrzut i belki, oraz zamki do podwieszenia 500-kilogramowych > bomb atomowych" - powiedział mi Wojciech Łuczak. Największą > tajemnicą otoczona była sprawa serwisu i konserwacji specjalnej > atomowej amunicji, a także procedury jej przekazania polskiemu > wojsku przez "radzieckich towarzyszy". Tajemnicą objęte były także > miejsca przechowywania przez wojska radzieckie na terenie naszego > kraju atomowych pocisków dla naszych samolotów. To samo w sobie > było złamaniem polsko-radzieckich porozumień, bowiem PRL nigdy nie > była oficjalnie poinformowana o składowaniu na jej terytorium takiej > broni. Oficjalnie w razie wybuchu wojny lub zagrożenia nią broń taka > miała być dostarczona przez ZSRR do Polski drogą lotniczą. Tymczasem > po wycofaniu się Rosjan z Polski, w Bagiczu, w okolicach Kołobrzegu, w > dawnej bazie rosyjskiej, przypadkiem odkryto ślady składowania > atomowych półtonowych bomb, które wisiały w schronach > samolotowych na zwykłych hakach jak kiełbasa w sklepie mięsnym. > Przypuszcza się, że taktyczne ładunki jądrowe Rosjanie trzymali > również w swoich bazach w: Żaganiu, Toruniu, Brzegu, Szprotawie i > Sypniewie. Według pełnomocnika Ryszarda Kuklińskiego Józefa > Szaniawskiego "od połowy lat 60. Rosjanie składowali broń atomową > na terytorium Polski. Wypowiedzi polskich przywódców: Gomółki, > Gierka, Jaruzelskiego, że w Polsce nie ma broni atomowej, były jedynie > czystą propagandą. Rosjanie zakładali, że wojna w Europie potrwa od > 7 do 18 dni, a do tego konieczne było użycie broni atomowej" - > powiedział mi kilka lat temu Józef Szaniawski. > > Radziecki chłopiec na posyłki > > ZSRR dokonując polskimi samolotami przy użyciu radzieckich głowic > atomowego ataku na Zachód, narażał nasz kraj na odwet, > jednocześnie chroniąc przed atomową ripostą swoje własne > terytorium. Według pragnącego zachować anonimowość płkownika > rezerwy, byłego wykładowcy na Akademii Obrony Narodowej, "wszyscy > doskonale zdawali sobie sprawę, co oznacza wyrąbywanie atomowych > korytarzy dla mających nacierać na Zachód polskich dywizji. W razie > wojny każdy dowódca dywizji zmechanizowanej miał w ciągu dnia > posunąć się naprzód o 60 km. Aby wykonać to zadanie, mógł > zadecydować o dokonaniu na swoim kierunku natarcia kilku uderzeń > atomowych, których wykonanie spoczywało na naszych wojskach > rakietowych i lotnictwie". > Utworzenie za pomocą broni atomowej "korytarzy" dla nacierających > wojsk pancernych miało w planach umożliwić tak szybkie zajęcie > zachodniej Europy, aby nie zdążyły do niej przybyć z pomocą wojska > amerykańskie. Polska generalicja wiedziała jednak, że NATO > opracowało plan mający nie dopuścić do realizacji takiego scenariusza. > Wojska europejskich członków NATO miały za zadanie powstrzymać > jedynie uderzenie pierwszego rzutu strategicznego wojsk radzieckich > stacjonujących we wschodnich Niemczech oraz armii NRD, CSRS oraz > PRL. W tym czasie maszerujący z terenów obecnej Ukrainy i Białorusi > drugi rzut strategiczny wojsk radzieckich miał zostać zatrzymany na > linii Wisły zmasowanym atakiem atomowym. To pozwoliłoby dotrzeć do > Europy wojskom amerykańskim, zanim osłabiony atomowym ciosem > drugi rzut strategiczny Układu Warszawskiego dotarłby do rejonu walk > toczonych pomiędzy Renem a Łabą. Łatwo można sobie wyobrazić, co > oznaczałoby dla Polski powstrzymanie przez NATO wojsk radzieckich w > środku naszego kraju przy użyciu broni atomowej. Tym bardziej że do > akcji tej użyto by nie kilku głowic, ale większości ze świeżo > zainstalowanych na Zachodzie atomowych rakiet średniego zasięgu > persing, których celem stałyby się m.in. wszystkie mosty na Wiśle, w > tym także na terenie Krakowa i Warszawy. Dzisiaj, kiedy nie istnieje > już Układ Warszawski, a radzieckie czołgi mające zdobywać Europę > rdzewieją z braku pieniędzy w koszarach, przedstawione powyżej > scenariusze przypominają senne koszmary. Niestety, jeszcze 20 lat > temu atomowa apokalipsa była realną groźbą tak dla Europy, jak też > dla naszego kraju. > MIREK BŁACH