Marzena Repetowska DUZO LATWIEJ BYLOBY PRZEKONAC KANGURY - Amerykanin? spytal ekspedient w salonie samochodowym, gdzie przed powrotem do kraju sprzedawalem auto - Nie, Polak. - Polak... Walesa! - krzyknal wyraznie uradowany, po czym szybko dodal to ten facet z wasmi, ktory obalil komunizm. Po tym odkryciu negocjacje w sprawie ceny auta poszly szybciej, a przy pozegnaniu Australijczyk zachowywal sie tak, jakby kupil samochod od kogos dobrze znanego. Wszak tyle wie o Polsce. Takie wspomnienia z odleglych krajow ma zapewne wielu Polakow. Ireneusz Karaskiewicz, ktory w Australii spedzil ostatnie osiem lat nie ma co do tego watpliwości. Dodaje, ze z podobnymi rekcjami spotykal sie, kiedy na poczatku lat 90 przylecial do Sydney. W mysleniu o Polsce i Polakach niewiele sie od tego czasu zmienilo. Operuje sie stereotypami i nawet nie zabiega, by poglebic informacje o naszym kraju. Nie tylko zreszta o naszym. - Australijczycy pod tym wzgledem przypominaja Polakow tlumaczy Karaskiewicz Nie chodzi mi o wiedze na temat otaczajacego swiata, ale o ugruntowane przekonanie, ze to oni sa jego pepkiem. Zyjac na przeciwleglym krancu Ziemi, potrafia dostrzec mniej wiecej tyle samo roznic miedzy Polska i Niemcami, ile Polacy pomiedzy, np. Vanuatu i Wyspami Salomona. Polak czy Niemiec, ich kultura, historia - jaka to roznica? Trudno czynic im z tego zarzut, ale uswiadomienie sobie tych oczywistosci pozwala zrozumiec jaka role odgrywaja tam media. W kraju ponad dwudziestokrotnie wiekszym od Polski, gdzie liczba mieszkancow siega zaledwie 18 mln (niewiele ponad 2 osoby na kilometr kwadratowy), wlasnie srodki masowego przekazu ksztaltuja opinie o innych. Rowniez wiedze historyczna. Dlatego tak wazne jest to, co o nas pisza. Kiedy jest sie szarym emigrantem poszukujacym pracy, czas na taka refleksje przychodzi zazwyczaj wtedy, kiedy po raz pierwszy widzi sie lub slyszy brednie na temat swojej ojczyzny. Zwykle chodzi zreszta o jedno lub dwa pozornie niewlasciwie uzyte okreslenia, ktore w gruncie rzeczy zmieniaja calkowicie sens przedstawianych tresci. Ale tak naprawde dopiero kontakty z organizacjami polonijnymi lub praca dla nich pomagaja dostrzec, ze sa to praktyki czeste. Spoleczna dzialalnosc w Radzie Naczelnej Polskich Organizacji w Australii uswiadomila mi takze, jak trudno z nimi walczyc dodaje Karaskiewicz. I uprzedzajac moja pytanie wyjasnia: - To nie tak, ze jestesmy nadwrazliwi na wszystko co polskie. A juz napewno nie jestesmy na to bardziej wyczuleni, niz Niemcy na niemczyzne, czy Czesi na to co ma zwiazek z ich narodowościa. Normalne jest natomiast, ze bedac daleko od kraju lowimy" wszystko, co ma z nim zwiazek. Gdy jakies tresci bulwersuja lub obrazaja nas, myslimy ze mozemy temu zaradzic. - W Australii nagminnie uzywanym sformulowaniem jest polskie obozy koncentracyjne". Dla przecietnego czlowieka znaczy to tyle, co prowadzone przez nas. Najgorsze ze w potocznym rozumieniu, odbiera sie, ze to Polacy dokonywali w nich zbrodni tlumaczy Karaskiewicz. - Pozornie nie ma nic prostszego, niz poprosic gazete o sprostowanie. Problemy zaczynaja sie wtedy, gdy chcemy ten zamiar zrealizowac. Rozmawiamy w jego nowo nabytym gdanskim mieszkaniu. Z okna widok na Starowke i slynny Zuraw. Temat rozmowy i miejsce, w ktorym ja odbywamy, same narzucaja skojarzenia: wrzesien 1939 i jego konsekwencje. Wierzyc sie nie chce, ze jeszcze gdzieś, w kraju oddalonym o tysiace kilometrow, ale o ugruntowanej demokracji, wyksztalconym ludziom brakuje wiedzy o wydawaloby sie oczywistych. Zwlaszcza, ze dziesiatki tysiecy jego obywateli oddalo zycie podczas wojny, a Australia wziela w niej udzial w odpowiedzi na niemiecka napasc na Polske... - Wydarzenia z II wojny światowej sa oczywiste, ale niestety tylko dla nas - przerywa moj rozmowca, ktory Gdansk wybral z powodu pracy dla biura projektowego miejscowej stoczni i sentymentu do miasta, bo tu sie ksztalcil. - Przekonalismy sie o tym przygotowujac skarge na dziennik The Australian". O pomoc musielismy prosic Australijska Rade Prasowa, poniewaz gazeta odmowila sprostowania artykulu, w ktorym byla mowa o polskich obozach zaglady . Na interwencje Rady Naczelnej Polskich Organizacji w Australi, redaktor naczelny gazety David Armstrong odpowiedzial, ze wydawcy i dziennikarze sa specjalistami, ktorych nie trzeba uczyc znaczenia angielskich slow i ich poprawnego uzywania. Zdaniem redakcji zwrot Polish concentration camps" (polskie obozy koncentracyjne przyp.red.), ma kilka znaczen, ale w publikacji, o ktora toczyl sie spor chodzi o polozenie geograficzne, nie moze wiec zostac mylnie odczytane. Wydawca nadmienial ponadto, ze wsrod czytelnikow tak powaznego dziennika jest niewielu niedouczonych ludzi, i nie ma powodu obawiac sie niewlaściwej interpretacji. Jego zdaniem dla wszystkich jest jasne, ze polskie" miejsca kazni znaczy tyle, co istniejace na terytorium Polski, a nie prowadzenie ich przez Polakow. Nie przekonala go ekspertyza jednego z najwybitniejszych lingwistow prof. Ralpha Elliota z Wydzialu Anglistyki i Studiow Teatralnych Australijskiego Uniwersytetu Narodowego w Canberze, ktory stwierdzil, ze kontrowersyjny zwrot wprowadza czytelnikow w blad i nie powinien byc uzywany. Pyrrusowe zwyciestwo - Postanowilem zatem zbadac kontynuuje Karaskiewicz jakie pojecie o dziejach Europy ma uczaca sie mlodziez, teoretycznie dysponujaca wiedza ogolna wieksza od przecietnej. Swiadomie wybral mlodych Australijczykow, ktorzy maja jedynie okazjonalne kontakty z historia. Wybor padl na studentow sredniego studium zawodowego, glownie biznesu i informatyki oraz architektury na stolecznym uniwersytecie, ktorzy ze wzgledu na wykonywany zawod w przyszlosci beda stanowic klase srednia, zostana zatem potencjalnymi czytelnikami The Australian". Podczas testu posluzono sie fragmentem opublikowanego przez gazete artykulu, proszac, by po zapoznaniu sie z nim ankietowani odpowiedzieli m.in, kto byl odpowiedzialny za zalozenie i prowadzenie obozu w Oswiecimiu i smierc Maksymiliana Kolbego. Wyniki okazaly sie przerazajace prawie polowa badanych za winowajcow uwazala Polakow. Strach pomyslec, jaki bylyby wynik, gdyby sprawdzianowi poddano przecietnych czytelnikow gazety. - Nie to bylo nasza intencja - przerywa mi Karaśkiewicz - przed dwoma laty, kiedy sprawa trafila do Rady Prasowej, juz nie szary emigrant, ale pracownik Australijskiego Departamentu Obrony, nadzorujacy budowe okretow wojennych dla australijskiej Navy i legitymujacy sie australijskim paszportem. - Chcieliśmy tylko wykazac, do jakiej dezinformacji prowadzi pozwolenie na podobne publikacje. Argumenty organizacji polonijnych trafily do czlonkow Australijskiej Rady Prasowej. Przed rokiem podczas rozprawy Komisja Skarg tej instytucji uznala, ze dziennik The Australian uzyl slow dwuznacznych, ktore mogly obrazac Polakow, a mlodych czytelnikow tej gazety wprowadzic w blad. - To byl prawdziwy sukces opowiada inicjator tej akcji - Niestety nie cieszyliśmy sie nim dlugo. Orzeczenie Rady okazalo sie martwa litera prawa, mimo ze z jej treścia zapoznaly sie redakcje wszystkich gazet wydawanych w Australii. The Australian", przeciwko ktoremu toczylo sie postepowanie nie zgodzil sie na publikacje werdyktu. W gruncie rzeczy Rada Prasowa, ktora zostala powolana przez media by orzekac o etyce dziennikarskiej jest zalezna od tych, przeciwko ktorym na jej forum tocza sie rozprawy. Tak bylo w przypadku The Australian", ktory w znacznym stopniu finansuje dzialalnośc Rady. - Prosze sobie wyobrazic - mowi poruszony Karaskiewicz - ze krotko po wydaniu orzeczenia do prezesa organizacji polonijnych zwrocil sie przewodniczacy Rady Prasowej prof. Pierce, proszac bysmy zaprzestali wywierania nan naciskow i zrezygnowali z prob doprowadzenia do publikacji jej orzeczenia na lamach dziennika. Gazeta zagrozila bowiem wycofaniem sie z Rady! - Dzis wiem, ze sprawe nalezalo oddac do sadu. Wynik bylby niewatpliwie niekorzystny dla gazet, a z wymiarem sprawiedliwosci nawet The Australian musialby sie liczyc. Bariera nie do pokonania okazaly sie pieniadze. Koszt procesu moglby siegnac nawet 250 tys dolarow australijskich, tymczasem organizacje polonijne utrzymuja sie nie z dotacji, ale dzieki wplywom od indywidualnych ofiarodawcow, glownie Polakow. Bez zaangazowania powaznego kapitalu trudno jest wiec zgromadzic odpowiednia kwote. Udalo sie zdobyc zaledwie 4 tys dolarow australijskich - Nie mialem doswiadczenia w przygotowaniu podobnego postepowania. Teraz zdaje sobie sprawe, ze nalezalo pozwac gazete, a pieniadze byloby latwiej zebrac w czasie jej trwania. Tylko sad moze pomoc Dla The Australian przyznanie sie do popelnienia elementarnego bledu okazalo sie za trudne. Moze takze zabraklo dobrej woli. Nasuwa sie pytanie: dlaczego? Kilka lat temu wykazal ja kanadyjski The Ottawa Citizen", ktory po podobnej interwencji przed tamtejszym organem karzacym za brak odpowiedzialności za slowo, wydrukowal tresc orzeczenia, otwarcie uznajac dwuznacznosc upublicznianych wczesniej tresci (chodzi o zwrot polskie obozy koncentracyjne ). Takze dzieki temu podobne antypolskie publikacje pojawiaja sie niezwykle rzadko w kanadyjskich srodkach przekazu. - Niby ten sam swiat, podobny charakter pisma, pozornie niczym nie rozniacy sie ludzie, tyle ze to, co dla jednych jest oczywistościa, dla innych bariera nie do przejscia - podsumowuje Karaśkiewicz. - W naszym przypadku to takie pyrrusowe zwyciestwo. Orzeczenie Australijskiej Rady Prasowej mialo odstraszac innych od wypisywania podobnych bredni, ale postawa The Australian" dowiodla, ze prasa moze byc bezkarna. Kilka miesiecy pozniej na uzycie identycznego zwrotu pozwolil sobie The Canberra Times", z ta tylko roznica, ze w formie listu do redakcji zamiescil protest oburzonego czytelnika. - Najbardziej boli to, ze podobne inicjatywy pokazuja, ile w gruncie rzeczy znaczy dla australijskich decydentow 160 tys. polska mniejszosc. Porownywalna liczebnie mniejszosc zydowska kazdorazowo jest w stanie doprowadzic do zakonczenia sporu po jej mysli - porownuje Karaskiewicz. - Koronnym przykladem roznic pomiedzy ich i nasza sila oddzialywania jest historia przyznania nagrody Helen Demidenko, mlodziutkiej pisarce, ktora opisala Ukraine lat 30. i 40. oraz istniejace tam ukrainsko-zydowskie konflikty. Ksiazke okrzyknieto bestsellerem, a autorke obsypaly nagrodami i pochwalami takze organizacje zydowskie. Wsrod laurow znalazlo sie i odznaczenie szefa rzadu stanowego. Po kilku miesiacach te same organizacje zydowskie rozpetaly prawdziwe polowanie na czarownice, doszukawszy sie w publikacji rzekomo antysemickich podtekstow. Ich naciski doprowadzily nie tylko do druku oczerniajacych autorke artykulow, ale i odebrania nagrody rzadowej. Demidenko, zaszczuta przez media, opuscila Australie. - Abstrahuje od tego czy zarzuty stawiane autorce byly sluszne, czy nie. Chodzi mi tylko o pokazanie dwoch pozornie identycznych spraw i tak roznego ich finalu mowi Karaskiewicz. To powod, dla ktorego chce zajac sie dokumentowaniem antypolskich wystapien na calym swiecie, a materialy ktore zbierze wykorzystac pozniej do wytoczenia procesu sadowego. Tylko wymiarowi sprawiedliwosci pragnie powierzyc rozstrzygniecie tego sporu. Podjal juz pierwsze kroki przygotowuje sie do zalozenia stowarzyszenia, stawiajacego sobie za cel obrone dobrego imienia Polski i Polakow. - Wyrok sadu, skazujacy gazete na wysokie odszkodowanie za publikacje antypolskich oszczerstw to jedyny sposob, by coś zrobic z tymi kalumniami na nasz temat. Inaczej ciagle bedziemy upokarzani przez zawodowych falszerzy historii podkresla z naciskiem. Jego stanowczośc nie dziwi, zwlaszcza ze poza opowiescia o swoich zmaganiach z australijskimi mediami przekazuje mi pokazna dokumentacje na ich temat. - Wie pani - dodaje prowadzac ta prosta zdawaloby sie sprawe, czesto mialem wrazenie, iz latwiej byloby porozumiewac sie z kangurami... MARZENA REPETOWSKA ======================================== (Artykul jest ilustrowany kopia strony "listow do redakcji" z dziennika "The Canberra Times" z nastepujacym podpisem: - "Odmowa "The Australian" wydrukowania orzeczenia Australijskiej Rady Prasowej najwyrazniej przekonala pozostale media, ze mozna bezkarnie uzywac zwrotow przypisujacych nam odpowiedzialnosc za zbrodnie holokaustu. Na ilustracji kolumna listow do wydawcy "The Canberra Times". W jednym z nich czytelnik zwraca uwage na uzycie dezinformujacego zwrotu "polskie obozy koncentracyjne") --------------- W.G.[fwd]