Odp: 15 lat - jak to dawno bylo...
> Bardzo dziekuje panu Michalowi Sulejowi za sprostowanie informacji > o plotku przed zoliborskim kosciolem podanej przez red. Wojciecha > Maziarskiego w "Gazecie Wyborczej" z 19 pazdziernika 1999 roku, > ktora w dobrej wierze zacytowalam w poprzednim moim liscie. (...) > Nie pamietam oczywiscie tamtych czasow tak dobrze jak Pan, a i nie > mieszkam w Warszawie. Ten metalowy plotek sama widzialam, kiedy > 3-krotnie odwiedzalam zoliborski kosciol w latach 90. Wydalo mi sie, > ze to co napisal red.Wojciech Maziarski jest logiczne. Ale rzeczywiscie, > moze to byc kolejny mit wyprodukowany w GW. > A tak sie to dobrze czyta... :-) Az za dobrze. ;-) Po prostu tekst wydal mi sie troche za bardzo pompatyczny, zupelnie jak ze szkolnej akademii. > Malgorzata Michal Sulej tel. (48) 0 501 937 307 [EMAIL PROTECTED] http://www.ariadna.pl/psychologia
Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
On 99-10-22 11:52 +0200 sez Malgorzata Zajac: > Bardzo dziekuje panu Michalowi Sulejowi za sprostowanie informacji > o plotku przed zoliborskim kosciolem podanej przez red. Wojciecha > Maziarskiego w "Gazecie Wyborczej" z 19 pazdziernika 1999 roku, > ktora w dobrej wierze zacytowalam w poprzednim moim liscie. W zwiazku z powyzej ujawnionym stanem rzeczy, niniejszym wspolczujemy szczerze Malgorzacie Zajac i ubolewany wraz z Nia na glos, ze kolejnemu redaktorowi niecnej "Gazety Wyborczej" udalo sie, niechby tylko na chwile, wprawic ja w jakby-nie-bylo epokowy blad. Nie z Zajacowna-la-plus- petite takie, Maziarski, numery! __L ps. nie pisze o Maziarskim per "pan" poniewaz w odroznieniu od Ratajczaka nie obce mi sa reguly wyrazania sie oo sobach publicznych obowiazujacyh (nadal) w jezyku polskim.
Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
Bardzo dziekuje panu Michalowi Sulejowi za sprostowanie informacji o plotku przed zoliborskim kosciolem podanej przez red. Wojciecha Maziarskiego w "Gazecie Wyborczej" z 19 pazdziernika 1999 roku, ktora w dobrej wierze zacytowalam w poprzednim moim liscie. > Jako, ze mieszkam w poblizu kosciola sw. Stanislawa Kostki, poz- > wole sobie nie zgodzic sie z Autotrem. ;-) > Plotek przy ulicy Krasinskiego zostal postawiony dlatego, ze jest to > bardzo ruchliwy odcinek, a pedzace od ulicy ks. Popieluszki (dawna > Stoleczna) samochody zwalniaja dopiero kilkadziesiat metrow dalej, > przy Placu Wilsona. Wychodzacy z kosciola zwykle przechodzili sobie > przez jezdnie gdzie chcieli, tym samym znakomicie blokujac ruch. > Zreszta nie jest to glowne wejscie na teren parafii. Nie pamietam oczywiscie tamtych czasow tak dobrze jak Pan, a i nie mieszkam w Warszawie. Ten metalowy plotek sama widzialam, kiedy 3-krotnie odwiedzalam zoliborski kosciol w latach 90. Wydalo mi sie, ze to co napisal red.Wojciech Maziarski jest logiczne. Ale rzeczywiscie, moze to byc kolejny mit wyprodukowany w GW. A tak sie to dobrze czyta... :-) Malgorzata
Odp: Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
> I na koniec krotki fragment tekstu Wojciecha Maziarskiego z "Gazety > Wyborczej" z 19 pazdziernika 1999 roku: > > Przed zoliborskim kosciolem wzdluz ulicy Krasinskiego > do dzis stoi metalowy plotek. Wladze wmurowaly go > w chodnik w tamtych czasach, by utrudnic ludzkim > tlumom swobodne przemieszczanie sie i gromadzenie > i by podzielic przestrzen wokol swiatyni. Ta przestrzen > byla wszak przestrzenia polskiej wolnosci. Rzadzacy > starali sie jak najszczelniej wypelnic ja barierami i > znakami zakazu. Jako, ze mieszkam w poblizu kosciola sw. Stanislawa Kostki, pozwole sobie nie zgodzic sie z Autotrem. ;-) Plotek przy ulicy Krasinskiego zostal postawiony dlatego, ze jest to bardzo ruchliwy odcinek, a pedzace od ulicy ks. Popieluszki (dawna Stoleczna) samochody zwalniaja dopiero kilkadziesiat metrow dalej, przy Placu Wilsona. Wychodzacy z kosciola zwykle przechodzili sobie przez jezdnie gdzie chcieli, tym samym znakomicie blokujac ruch. Zreszta nie jest to glowne wejscie na teren parafii. W tamtych czasach wladze mialy lepsze sposoby na utrudnianie ludziom przemieszczania sie w okolicy swiatyni, na przyklad kordon zomowcow wspomagany przez armatke wodna. ;-) Nie szukajmy patriotycznych mitow gdzie jest po prostu zwykla codziennosc, bo potem liberalowie sie z nas smieja. ;-) > Parkan wyrosl wokol placu zabaw > polozonego naprzeciw wejscia do kosciola. Przy ulicy > Felinskiego zawisl zakaz zatrzymywania sie. Parkan wokol placu zabaw wyrosl calkiem niedawno. Za "wladzy ludowej" byl to zaniedbany, zarosniety krzakami plac, w ktorych miejscowe pijaczki zwykle rozpijaly tradycyjna "alpage" lub piwo. Uporzadkowaniem placu i postawieniem parkanu zajely sie dopiero obecne wladze gminy. Dopiero teraz, z wylozonymi kostka alejkami, lawkami i trawnikiem, a takze parkanem, plac ten pasuje do otoczenia. A zakazu zatrzymywania sie i tak nikt nigdy nie przestrzegal. :-) > Dzis toczy sie tu zwyczajne zycie. Zakazu zatrzymywa- > nia sie nie ma od lat, klienci idacy na zakupy do em- > piku i delikatesow parkuja tu samochody. Kwiaciarki > handluja rozami z metalowych wiader. Wlasnie, niewiadomo na jakiej zasadzie, poniewaz obowiazuje tu calkowity zakaz handlu ulicznego. > W sklepiku, > ktorego okno wystawowe spoglada wprost na mogile > ks.Jerzego, ludzie zaopatruja sie w materialy do > remontu mieszkan. Przychodza tu, bo chca zyc przy- > jemniej, weselej, estetyczniej. Kupuja pedzle, tapety > i farby w pastelowych odcieniach. Tu sie zgadza, sklep jest niedrogi i bardzo dobrze zaopatrzony. :-) Ale co to ma wspolnego z wesoloscia i przyjemnoscia? ;-) > Po imperium zla, ktore rozciagalo sie od Laby po > Wladywostok, zostal tu tylko absurdalny, rachityczny > murek. Nikt mlody go juz z niczym nie kojarzy, nikt > nie uswiadamia sobie, kto i po co go tu wmurowal. Nieprawda, wielu kojarzy. :-) Oj dzialo sie tutaj, dzialo... Nieraz dostalem pala od zomola tylko za to ze wracalem do domu ze szkoly. > A ksiedza Sie pamieta. Jak najbardziej. > Malgorzata Michal Sulej tel. (48) 0 501 937 307 [EMAIL PROTECTED] http://www.ariadna.pl/psychologia
Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
Dalszy ciag wspomnien mecenasa Edwarda Wende : W jakis czas potem na Rakowieckiej Chrostowski rozpoznawal sprawcow - najpierw ze zdjec, a nastepnie bezposrednio. Przed- stawiano mu po pieciu mezczyzn, wsrod ktorych czterej byli po- zorantami, a tylko jeden - autentycznym sprawca. W pierwszej grupie Chrostowski od razu rozpoznal Pekale, ktory byl kierowca, a Chrostowski siedzial obok niego. Piotrowskiego i Chmielew- skiego nie widzial, ale slyszal. Na przyklad Piotrowski, po tym jak zalozyli kajdanki Chrostowskiemu, wpychajac mu knebel do ust powiedzial: "To dla ciebie Waldus, zebys nie darl mordy w ostatniej twojej podrozy". Chrostowski rozpoznal po glosie zarowno Piotrowskiego, jak i Chmielewskiego. Chrostowskiego probowano od razu oczerniac w oczach opinii publicznej podejrzeniami, ze jest tajnym wspolpracownikiem SB. W rzeczywistosci mial zginac razem z ksiedzem. Po to przygo- towano dwa komplety sznurow, workow z kamieniami, dwie plachty itp. Poza tym, gdyby nie Chrostowski, sprawa by sie nigdy nie wydala, bylaby to kolejna zbrodnia "nieznanych sprawcow". A oni, mimo ze uciekl im naoczny swiadek porwania, zdecydo- wali sie zabic ksiedza. Wiedzieli, ze beda ochraniani. Przeciez, zanim stalo sie oczywiste, iz zbrodni dokonali funkcjonariusze SB, puszczono w obieg plotke, ze ksiadz zyje, ze zostal upro- wadzony przez opozycje. Z ust rzecznika rzadu mozna bylo uslyszec najbzdurniejsze historie, ze ksiedza widziano na Saskiej Kepie, ze sie ukrywa. Sugerowano, ze porwala go "Solidarnosc", ze Kosciol chce miec meczennika. Oprawcy dzialali w poczuciu pelnego bezpieczenstwa, nawet wtedy, gdy wszystko sprzysieglo sie przeciwko nim. Najpierw odnotowano ich numery pod kosciolem w Bydgoszczy, potem uciekl im Chrostowski, potem zepsul sie im samochod - wyciekl olej, a na koniec ksiadz probowal sie ratowac i uciekl z bagaz- nika. Niczego sie nie bali, z niczym sie nie liczyli. Piotrowski wprost powiedzial: "Niech sobie spisuja te numery, w Warszawie siedza madrzy ludzie, ktorzy je skasuja". Po zabojstwie w MSW trwalo zacieranie sladow prowadzacych do rzeczywistych decydentow. Plk. Pietruszka zostal powolany do grupy sledczej. Na czele tej grupy postawiono generala Platka. We wszystkich dzialaniach wokol tej sprawy uczestniczyl dyrektor Biura Sledczego MSW plk. Pudysz, ktory mial potem w sadzie w Toruniu specjalnie wydzielony pokoj. Trwal najwyzszy nadzor MSW nad tym, co mowia oskarzeni w tym procesie. Proces byl na zywo transmitowany do gabinetu Kiszczaka i - z tego co wiem - do budynku KC. Przede wszystkim decyzja polityczna owczesnych wladz pole- gala na tym, ze odcieto odpowiedzialnosc za zbrodnie na poziomie plk.Pietruszki - wicedyrektora IV departamentu. Zdecydowano na gorze, ze wyzsi funkcjonariusze MSW nie sa winni. Tymczasem juz w sledztwie wyszlo na jaw, ze gen.Platek nie przekazal informacji uzyskanej od dwoch pulkownikow, specjalnie wyslanych przez niego do Torunia, by pomagali w sledztwie. Ci pulkownicy przekazali mu m.in. numery samo- chodu WAB 6031, ktorym poslugiwali sie sprawcy. Platek potem tlumaczyl, ze informacje od pulkownikow otrzymal w nocy, byl rozespany i nie doslyszal. W rzeczywistosci wiedzial, ze wyszlo na jaw, ze chodzi o samochod bedacy w dyspozycji jego departamentu. Probowal ratowac sytuacje. Zdawalismy sobie sprawe, ze ten proces to spektakl. Platek, odpowiadajac przed sadem jako swiadek, w pewnym momen- cie zagalopowal sie i powiedzial: "Zal mi bylo tego Piotrow- skiego, bo na niego byly naciski z gory, z boku i z dolu". Za- pytalem go natychmiast jakiego rodzaju naciski z gory ma na mysli. Wtedy przewodniczacy skladu sedziowskiego Artur Kujawa wtracil sie: "Chwileczke panie mecenasie. Prosze swiadka, czy to jest wiedza swiadka, czy tylko takie przypu- szczenia?" Byla to oczywista podpowiedz, jak gen.Platek ma wybrnac z klopotliwego pytania. W taki sposob sedzia Artur Kujawa interweniowal wielokrotnie. Podczas procesu torunskiego, my, pelnomocnicy rodziny, bylismy inwigilowani. Nasze rozmowy byly podsluchiwane. Utrzymywanie, ze zbrodnia na ks.Popieluszce byla wymierzo- na przeciwko ekipie Jaruzelskiego i Kiszczaka jest bzdura. Ta zbrodnia nigdy nie miala sie wydac, miala to byc perfek- cyjnie zaplanowana i wykonana zbrodnia na niewygodnym dla nich ksiedzu, ktory w ich pojeciu stawal sie niebezpiecz- ny politycznie, bo mial wplyw na wielkie rzesze ludzi. Owszem, probowano zminimalizowac szkody w resorcie, ale to sie nie udalo. Tym, ktorych ujawniono, obiecywano lagodne traktowanie i opieke. "Towarzyszu generale, trzeba bedzie troche posiedziec" - mowil gen.Kiszczak do plk. Pietruszki. Tytulowal go generalem, mimo ze byl on pulko- wnikiem. I slow
Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
Wspomina mecenas Edward Wende - pelnomocnik oskarzycieli posilkowych w procesie zabojcow ks. Jerzego Popieluszki : Ksiedza Jerzego poznalem nad morzem w 1982 roku poprzez Maje Komorowska, ktora byla z nim zaprzyjaz- niona. Kiedys na plazy zapytal mnie: "Czy jak mnie zamkna bedziesz mnie bronil?" Odpowiedzialem, ze naturalnie. I niedlugo musialem czekac. W przedzien rocznicy wybuchu stanu wojennego, 12 grudnia 1983 Jerzy zostal zatrzymany. W Prokuraturze Wojewodzkiej przesluchiwala go prok. Detko-Jackowska, najlepsza uczennica prok.Bardonowej. Traktowala nas jak osobistych wrogow, na kazdym kroku bylo widac, ze nas nienawidzi. Nawiasem mowiac, po 1989 roku zniknela z Warszawy, podobno pracuje w Czestochowie; o Bardonowej w ogole nie wiadomo co robi. Potem Jerzy zostal zawieziony wraz z kierowca Chrosto- wskim przez funkcjonariuszy SB do swego mieszkania na Chlodnej, gdzie przeprowadzono przeszukanie. Odbywalo sie ono w asyscie Leszka Pekali - tego samego, ktory potem bral udzial w zabojstwie. Esbecy chodzili jak po sznurku, wyjmujac zza kanapy i z polek, a to ulotki, a to amunicje, a to inne kompromitujace przedmioty. Byla to grubymi nicmi szyta mistyfikacja. W wyniku interwencji wladz koscielnych, decyzja Kisz- czaka ksiadz zostal zwolniony. Odebralem go w Palacu Mostowskich poznym wieczorem i zawiozlem do parafii. Potem przez wiele miesiecy chodzilismy na przeslu- chania do Palacu Mostowskich, razem z Tadeuszem de Virion, ktory byl wtedy takze jego obronca. Pytania podobne byly do tych, ktore zadawala prok.Jackowska np. dlaczego przelamywal hostie i tak ja ukladal, zeby z dwoch kawalkow powstawala litera "V". Ksiadz, zgodnie z moja rada, odmawial odpowiedzi. Po pewnym czasie, decyzja prok.Bardonowej, zabro- niono nam - obroncom uczestniczyc w przesluchaniach naszego klienta. Potem spedzilismy w Debkach ostatnie Jego wakacje. Gdy wychodzilismy na spacer okoliczne miejsca za- pelnialy sie ludzmi udajacymi, ze lowia ryby. Nawet przy kanale sciekowym, w ktorym nigdy przedtem nie bylo ryb, siedzieli ludzie z dlugimi wedkami. Po prostu wedka jest doskonala antena. To, ze wtedy go nie zabili oznacza, iz nie bylo jeszcze takiego rozkazu. 13 pazdziernika na trasie Ostroda - Olsztynek, na jednym z zakretow przed Olsztynkiem zamaskowany osobnik usi- lowal rzucic duzy kamien, wielkosci cegly, w pedzacy samochod, ktorym podrozowal ksiadz z Waldemarem Chrostowskim. W trakcie pozniejszego sledztwa wyszlo na jaw, ze byl to Piotrowski. 19 pazdziernika o 21,55 uprowadzono ksiedza w miej- scowosci Gorsk na szosie Bydgoszcz-Torun. Do Zalewu na Wisle wrzucono go rowno po dwu godzinach. O uprowadzeniu Jerzego dowiedzialem sie 20 pazdzier- nika o szostej rano.adzwonil do mnie ksiadz pralat Bo- gucki i powiedzial, ze Chrostowski jest w szpitalu MSW w Toruniu: czytaj w rekach SB. A ksiedza nie ma. Dodal, ze trzeba natychmiast wyjasnic sprawe. Po godzinie juz siedzielismy w samochodzie. Jechalismy do Torunia z grupa osob, m.in. ze s.p. Zofia Kuratowska i robotnikami Huty Warszawa, stanowiacymi cos w ro- dzaju ochrony. Udalem sie do Prokuratury Rejonowej. Sledztwo zostalo predko przejete przez Prokurature Wojewodzka, a de facto przez Prokurature Generalna, pod scislym, osobis- tym nadzorem najwyzszych funkcjonariuszy MSW i wladz partyjnych. Jesli dzisiaj juz wiemy jakie machlojki i kretactwa, kiero- wane przez Kiszczaka, odchodzily w sprawie smierci Grzegorza Przemyka, to mozna sobie wyobrazic, co sie dzialo w sprawie zabojstwa ksiedza, ktora byla znacznie powazniejsza, byla prawdziwym trzesieniem ziemi. Sprawe w Toruniu prowadzil mlody prokurator. Przyjal mnie bardzo milo. Poinformowal, ze Chrostowski doz- nal ciezkiego urazu kregoslupa, ale juz zdazyl zlozyc pierwsze zeznania. Na koniec rozmowy na moje pytania, czy mamy szanse odzyskac ksiedza, prokurator odparl : "Takiego ksiedza nie porywa sie po to, by go nastepnie zwolnic. Mam jak najgorsze przeczucia." Niestety, zgadzalem sie z nim. Niezwykle dramatyczny przebieg mialo odtwarzanie przez |Chrostowskiego wydarzen z dnia uprowadzenia. Atmosfera podczas wizji byla bardzo nieprzyjemna. Esbecy kpili z Chrostowskiego "Moze pan sobie jeszcze raz wyskoczy?". Mnie poszturchiwali i pytali "Co pan tu robi?", udajac ze nie wiedza kim jestem. A bylem wtedy jedynym adwokatem bioracym udzial w sledztwie, bo mec.Jan Olszewski bral udzial w sekcji zwlok, ktorej ja nie bylbym w stanie zniesc. 21 pazdziernika Chrostowski chcial opuscic szpital SB w Toruniu i wrocic do Warszawy. Torunski szef SB, pulkownik, chyba o nazwisku Lukasik, nie wyrazal na to zgody, bo "brak bylo decyzji z Warszawy". Musialem mu przypomniec, ze Chrostowski jest swiadkiem i moze
Re: 15 lat - jak to dawno bylo...
Dokladnie pamietam gdzie bylem i jak sie o tym dowiedzialem. Cos tak jak Amerykanie pamietajacy co robili w momencie zabojstwa Kennedy'ego. W
15 lat - jak to dawno bylo...
15 lat temu funkcjonariusze SB zamordowali ks.Popieluszke. "Ta trumna tutaj to wielki skarb. Podobne trumny sa tylko na Wawelu. Ona cos odslania, ona cos usprawiedliwia. Czy wiecie co? Czy umiecie to nazwac? Czy umiecie tym zaowocowac? Religia nie polega na kulcie meczenstwa. Religia polega na owocowaniu ofiary." ks. Jozef Tischner - przy trumnie ks.Jerzego Popieluszki [ rekolekcje wielkopostne w 1985 r.] wybrala Malgorzata