Zaczne od skomentowania wypowiedzi Jacka Arkuszewskiego,
z watku "NYT, Katyn, Marzec68, Autobus z 'Poludnia'".

Jacku, moje poglady sa zrownowazone. Sa/ podobne do
Twoich. Sytuacje z Marca68 tez, jestem przekonany,
widzimy podobnie. Roznimy sie tylko reagowaniem na to,
co sie dzieje na Poland-L. To wszystko. Przy brunatnych
wypowiedziach, moje przez kontrast moga sie wydawac
krancowe, bo sa od tamtych tak odlegle, jak tylko
mozliwe. Krancowo odlegle sa wlasnie tym, ze sa
zrownowazone.

Na Poland-L piszemy Jacku juz od tylu lat, ze trudno
mi poruszac te same tematy rownie wyczerpujaco jak
kiedys, gdy to robilismy po raz pierwszy, drugi
lub dziesiaty. Po trzydziestu zaczynam pewne rzeczy
przepuszczac, jakby wszyscy je czytali i znali.  Wiem,
ze tak nie jest, ale trudno mi dostosowac sie do
sytuacji. Sprobuje to teraz nadrobic i powtorzyc czesc
tego, o czym pisalem w przeszlosci na Poland-L, chyba
wiecej niz raz.

Wydzial Matematykiu i Fizyki, w duzej mierze dzieki
starej, przedwojennej profesurze, zachowal sie w
trudnym okresie marcowym pieknie. Mialem polityczne
pierepalki juz od roku 1966, z okazji post-efektu
podsumowan dziesieciolecia popazdziernikowego.
To ze nie bylem usuniety z pracy (z wyjatkiem 3 dni
w marcu 68), to ze pracowalem do ostatniego dnia przed
wyemigrowaniem, zawdzieczam glownie Profesorowi
Stanislawowi Mazurowi, ktory byl Dyrektorem Instytutu
Matematycznego na wydziale Matematyki i Fizyki
Uniwersytetu Warszawskiego. Zawdzieczam to tez mojemu
Profesorowi, Profesorowi Karolowi Borsukowi, ktory
w marcu stal niezlomnie za swoimi uczniami/pracownikami
pochodzenia zydowskiego. Obaj, Profesor Borsuk i Profesor
Mazur byli swiadkami na moim uniwersyteckim procesie,
gdzie oskarzenie za/dalo usuniecia mnie na zawsze
z wszelkich polskich uczelni i instytucji naukowych
(objasniajaca wykladnia brzmiala: smierc cywilna
pracownika naukowego).

Profesor Borsuk, majacy najlepsze checi, byl
nieporadny, gdy napotkal na komunistyczne chamstwo
i prymitywizm se/dziego; natomiast Profesor Mazur
byl niesamowity, genialny.  Dodam przy okazji, ze
tylko prokurator byl w tym procesie zawodowym
prawnikiem. Przed sprawa/ podszedl do mnie,
przedstawil sie, podal mi reke i oswiadczyl, ze
to nie ja tylko on jest oskarzony. W czasie
sprawy w ogole nie zabieral glosu poza punktami
proceduralnymi, gdy go se/dziowe explicite pytali.
Moim obronca/, narazajac sie na reperkusje, byl
Profesor Jerzy Los' (wprowadzil do matematyki
pojecie ultraproduktu, z pomoca ktorego wprowadza
sie analize niestandardowa z liczbami nieskonczenie
wielkimi i malymi, a pochodna to czesc standardowa
wyrazenia (f(x+h) - f(x))/h, gdzie h jest nieskonczenie
male, nie ma potrzeby przechodzic do granicy).
Sprawe/ wygralismy.  Wyrok sadu byl nonsensowny,
uznali w efekcie, ze sa/d sie/ nie odbyl, ze nie bylo
sprawy :-)  Pan prokurator ich nie wysmial, gdy
konkluzja brzmiala "z braku dowodow sprawa jest niebyla",
cos w tym rodzaju.  Kto by sie po takich spodziewal
prawidlowego sformulowania: uniewinniony.  Dodam,
ze z 3 czlonkow zespolu sedziowskiego, obok glownego
--tepego docenta geografii, obok profesora Polonistyki,
ktora wystartowala podle, ale sie zmitygowala, byl tez
czlowiek przyzwoity, z matematyki, jeden z tych
partyjnych, ktorzy tkwili w partii, nie wypisywali
sie, by moc ludziom pomoc -- podal mi szereg konkretnych
spraw, w ktorych zrobil cos dobrego, ludzkiego. On
jedyny z trojki sedziow nie naskoczyl na mnie, tylko
zapytal jak tam w Moskwie bylo (by wyjasnic glowny
punkt oskarzenia).

Jak widzisz Jacku, absolutnie nie widze niczego
w kolorach wylacznie czarnych i bialych, nie
mowiac juz o tym, ze nasza/ mala/, lecz glosno
pyskujaca rasistowska bande na Poland-L widze w kolorze
takim w jakim sa/, w brunatnym.  To nie przeszkadza,
ze tradycyjnie brzmia/ jak czerwoni tez, a Wanieja/cy
tak ubecko zajezdza, ze nie pozwala na zadne
watpliwosci.

W 68 w wielu miejscach ludzie zachowywali sie serdecznie,
po ludzku. W wielu, ale to jednak byly wyjatki w owym
czasie. To co powinno byc norma/ bylo aktem ekstra
humanitarnym, bylo wtedy czesto aktem odwagi.

Chce dodac, ze glosowanie przeciwko mnie odbylo
sie w Moskwie, gdzie ambasada polska zorganizowala
3 zebrania dla Polakow na Uniwersytecie Lomonosowa.
W czasie pierwszego uczestnicy mi klaskali. Czesciowo
pod moim wplywem nikt jakos sie nie kwapil z
zaproponowaniem rezolucji (potepiajacej studentow
i Syjonistow). Wiec z glupia frant wstalem i podziekowalem
pracownikom ambasady za ciekawa dyskusje :-)
Ich glowny poderwal sie i az ryknal: a rezolucja?!!
Sformulowanie rezolucji byloby zbyt ryzykowne, wiec
z kolei zaproponowalem glosowanie, czy w ogole
chcemy rezolucji. Polowa byla przeciw, polowa
sie wstrzymala, dwie osoby byly za (Malgosiu, blagam,
nie lap mnie na bledach w rozumowaniu).  Tak wiec
rezolucji nie bylo. Malo kto z Was zna tamte czasy,
ale byla to zasadnicza porazka ambasady.

Na zebraniu znalazlem sie przypadkowo, nawet na czczo.
W drodze na sniadanie (ktore w moim wypadku moze
miec miejsce o dowolnej porze doby) zatrzymalo mnie
dwoch studentow z Lodzi, zebym poszedl z nimi.
"Po co?" zapytalem, "Wy tam podejmiecie rezolucje."
Odpowiedzieli, ze moze nie. Wiec poszedlem. Poczuwalem
sie. Bylem pracownikiem naukowym i nauczycielem
Uniwersytetu Warszawskiego.  Na trzecim zebraniu
wlasnie ci dwaj studenci mieli odwage wstrzymac sie
od glosu, gdy wszyscy inni, lacznie z tymi, ktorzy
bili mi brawo podczas pierwszego zebrania, poslusznie
glosowali, ze jestem wrogiem itp.

W Warszawie moj tesc, kierowca taksowki, slyszal
od obcego, ze widac, ze tam w Moskwie jest Holsztynski,
bo pod notka w gazecie o zebraniu nic nie ma o rezolucji.
Mial tesc ubaw. Fajnie :-)  Gazety rutynowo informowaly
o kolejnych zebraniach, i rutynowo notki konczyly
sie zwrotem: zebranie podjelo rezolucje przeciwko...
(czasem "zebranie jednoglosnie...). Nie tym razem.

Na drugim zebraniu, na ktore przybylo mniej osob,
studenci wbrew mojej opozycji pozwolili ambasadzie
rozgryzac wypowiedzi kolejnych uczestnikow, czyli
rozgryzac kolejnych uczestnikow. Naiwnie postapili,
wiec z zebrania wyszedlem. Ambasada juz wzywala
uczestnikow pojedynczo do siebie i skutecznie straszyla
(mnie mogli nakichac, tyle ze przesiedzialem u nich
wiele godzin, ambasada byla juz od dawna zamknieta,
na dworzu ciemno, i nieco mi bylo markotno, ze
mnie tam moze w moskiewskiej piwnicy, z dala od
domu, przymkna/. Zreszta ze mna rozmawiali elegancko,
per Pan, choc wygadywali obrzydlistwa w stylu
naszych tu brunatniakow. Ze studentami rozmawiali
po chamsku per "ty").

Na trzecim zebraniu pojawilo sie znowu okolo
siedemdziesieciu osob, moze wiecej (na pierwszym
ponad siedemdziesiat). Prywatnie, to znaczy na
korytarzu, przed glosowaniem, sam na sam, przedstawiciel
ambasady poinformowal mnie, ze poniewaz nie zlozylem
samokrytyki, to musze natychmiast Moskwe opuscic.
To bylo charakterystyczne, ze nie zlozyli publicznego
oswiadczenia. Jednak, w ramach ogolnej polityki, bali
sie przyszlosci, nie chcieli zostawiac jawnych
dowodow lamania praworzadnosci, zostawiac sladow
swojej podlosci. Powiedzialem, ze w porzadku, ze
opuszcze Moskwe, ale nie odlecialem, az otrzymalem
ich "zyczenie" na pismie. Znowu sie wsciekali, a
mnie to nie obchodzilo, mialem swoje obowiazki --
nie po to mnie uniwerek wysyla, zeby byle
czerwono-brunatna lachmyta mogla tak latwo to
zniszczyc.

Reszte znacie. Ambasada zapowiedziala uczestnikom,
ze "tym razem glosowanie wypadnie tak jak powinno",
i tak sie stalo. Potem paru studentow mi mowilo,
ze wygladalo, jakbym tych z ambasady zamierzal pobic,
ale bylem i zawsze jestem spokojny. Po brunatniakach
niczego sensownego sie nie spodziewam, na pewno nie
rozumu.

********************

A propos rozumu. Najpierw, przy okazji naukowcow
osmieszyl sie Pan Mankowski. Potem dwoch brunatniakow
osmieszylo sie do kwadratu.  Trzeba im tlumaczyc
najprostsze rzeczy. Co uczynil lekko Pan Bartek Rajwa.
Ciekawe czy za lekcje w ABC zechca Panu Rajwie
podziekowac.

Brunatniaki nie sa w stanie pojac, ze gdy ktos cos
pisze, to tak naprawde jest, ze ktos pisze rzetelnie.
Brunatniakom to sie z zasady nie zdarza.

Takze, z calym szacunkiem dla poczynan Pana
Zbyszka Koziola w swiecie komputerow i doswiadczalnej
fizyki, ale nie ma on szansy na ocenianie dorobku
ani Gian-Carlo Rota, ani tym bardziej(!) Jozefa
Slawnego.

(A brunatni nie powinni inwestowac w Gian-Carlo Rota
na zasadzie rasistowskiej, bo nigdy nie wiadomo, ha-ha.
Zalosne te brunatniaki bez Hitlera.  Zgnil wam w ziemi,
bezradne, brunatne bidoki wy zgnile :-)

**********************

Andrzeju Szymoszko, pytales o role Generala Sikorskiego
w skryciu prawdy o Katyniu. Nie chce pisac z pamieci.
Wzywalem uczestnikow o historycznej smykalce.
(Sam jestem w stanie permanentnej przeprowadzki
i zmiany, nie mam pod reka swojego zrodla.  Jednak
planuje znowu zaopatrzyc sie w biblioteczke ksiazek
z historii, hej-hej! daj mi troche czasu, pare
miesiecy).

W kazdym razie Sikorski, ktory probowal ze Stalinem
jakos sie ulozyc (samo w sobie w porzadku, byle
wiedziec jak; caly swiat musial sie ukladac ze
Stalinem), nalozyl Polakom w Anglii cenzure na
wiadomosci i informowanie o Katyniu. A gdy wybral
sie z ogloszeniem prawdy, uczynil to w najmniej
fortunnym momencie, bez odpowiedniego przygotowania.
Gdy najpierw przemilczal tragedie, a potem
z informacja wyskoczyl, to wygladalo to bardzo
niezrecznie i dalo wszystkim aliantom pretekst,
zeby go zlekcewazyc (i tak go zawsze lekcewazyli,
Anglicy i wszyscy, bo byl nie na poziomie).  A Stalin
skorzystal z okazji, zeby sprawe Polski wtedy dobic.

Zal mi, ze Sikorski zginal, pradopodobnie zamordowany
przez Anglikow-szpiegow dzialajacych na rzecz Stalina.
Tym niemniej swoja nieporadnoscia i glupota uczynil
polskiej sprawie wiele szkod, miedzy innymi zmarnowal
zycie wielu polskich zolnierzy.

-----

Chcialem tez Andrzeju pomoc Ci z programem,
ale ani nie ma teraz kompilera od C/C++,
i PC mi nawala, i dawno juz w C nie programowalem,
i w ogole mi glupio, przepraszam. Problemy
miales rutynowe, kazdy programista powinien Ci
od reki pomoc, i latwiej gdy jest pod reka/.

Twoja baza danych ma dane i linijki z komentarzami.
Wyglada "staroswiecko" i wcale nie jest duza.


********************


Pozdrawiam Jacku, Andrzeju,

    Wlodek

Odpowiedź listem elektroniczym